Zamiłowania do bydła nie wyssała
wraz z mlekiem matki,
a odziedziczyła w genach
po ojcu. Tak o sobie zwykła mówić
Danuta Wróblewicz, która po kilku
latach spędzonych na farmie w Anglii,
zajmując się stadem liczącym
100 krów matek, dokładnie wiedziała
co chce robić po powrocie do kraju.
– Na wyspach miałam doświadczenie
z różnymi rasami bydła, mogłam
je porównać. Tam zaobserwowałam
jak agresywnie zachowują się limousiny.
Najbardziej spodobały mi się
łagodne, o spokojnym usposobieniu,
przy tym bezrożne – angusy czarne.
Nie bez znaczenia była też łatwość
wycieleń.