StoryEditorRynek mleka

Handel z Chinami i piractwo XXI wieku

22.07.2020., 14:07h
W minionym tygodniu w wielu polskich mleczarniach duże emocje wzbudziła publikacja dziennika „Rzeczpospolita” na temat rejestrowania ich (rozpoznawalnych przecież) marek przez chińskie „przedsiębiorstwa”. Jest to, jak się okazało, rewelacyjny sposób na biznes, jednak możliwy głównie w Chinach – polega on na  rejestrowaniu znaków graficznych (lub znaków łudząco do nich podobnych) powiązanych z zagranicznymi przedsiębiorstwami.

Brand piracy - piractwo XXI wieku

Znakiem takim może być, np. logo firmy lub powiązany z nim element graficzny, np. znana wszystkim Łowiczanka. Poza nią na stronach CTPO (Chiński Urząd Patentowy) znajdowały się marki Mlekovita i Mlekpol, ale też na przykład Lubella, należąca do polskiego koncernu żywnościowego MASPEX. Kolejnym etapem jest zazwyczaj odsprzedawanie praw do korzystania ze znaku na terenie ChRL ich prawowitemu właścicielowi. Możliwe jest również podjęcie długotrwałej procedury odzyskiwania praw do znaku towarowego, co, jak pokazał Mlekpol w przypadku marki Łaciate może zakończyć się sukcesem.

To co  u nas okazuje się nowością, na świecie zdarzyło się już niejednokrotnie i dotyczyło nie tylko producentów mleka. Jednym z najbardziej poszkodowanych w tym procederze krajów jest bliska Chinom Australia, gdzie w 2015 roku podobny problem jak w Polsce miało kilkaset firm z sektora rolno-spożywczego. Przytoczyć można tutaj chociażby historię marki Farmer’s Brown, stworzonej przez producentów lodów AuMake, a która trafić miała na rynek chiński. Domyślać się tylko można, jakie było zdziwienie przedstawicieli firmy, kiedy odkryto zanim rozpoczęto produkcję, że ich nowa marka jest już zarejestrowana w Chinach. Jednocześnie okazało się, że w prowincji Fujian lody sprzedawane pod marką Farmer’s Brown, oznakowano jako wyprodukowane w 100% z australijskiego mleka. Powyższy przykład jest tylko kroplą w morzu. Opisany proceder definiowany jest jako brand piracy, a problem stał  się już na tyle powszechny, że określa się go mianem „piractwa XXI wieku”.

Duże przetasowania na chińskim rynku mleka

Pomimo tego rodzaju zdarzeń polskie firmy mleczarskie od lutego eksportują na chiński rynek coraz więcej. W okresie od stycznia do maja bieżącego roku Polska posiadała największą dynamikę przyrostu sprzedaży do Państwa Środka, która wynosiła 45,8%. Łącznie kraje Unii Europejskiej w przytoczonym okresie wyeksportowały do Chin 514,7 tys. t produktów mleczarskich. Wśród nich niekwestionowanym liderem są Niemcy, których wolumen sprzedaży wyniósł 180,9 tys. ton. Dla porównania, w przypadku Polski było to 59,2 tys. ton. Poza wymienionymi Niemcami, wśród państw Unii, więcej niż Polska w tym kierunku eksportują tylko Francja i Holandia. Ciekawostką jest, że  drugi co do wielkości producent mleka, jakim są Stany Zjednoczone, na rynek chiński sprzedał zaledwie dwa razy tyle co polskie firmy mleczarskie. Rynek mleczarski w Chinach po pandemii koronawirusa uległ znaczącym przetasowaniom, np. Australia sprzedaje w tym kierunku coraz mniej, a niektóre państwa, które wydawały się na stałe zakotwiczać na chińskim rynku, takie jak Argentyna, Białoruś, Szwajcaria czy Ukraina, zaliczają identyczne spadki.

Aby jednak nie popaść w przesadny entuzjazm, pochylmy się również nad wartością sprzedaży na rynek chiński. Ceny, po jakich sprzedają polskie firmy nie uległy znaczącej zmianie. W bieżącym roku wśród producentów unijnych eksportujących na rynek chiński, wzrostami cen pochwalić się mogą jedynie Niemicy i Holandia. Pozostała część Europy sprzedaje taniej. W przypadku wymienianej już Australii, wolumen sprzedaży od stycznia do maja 2020 r. był wprawdzie o 15,7% mniejszy niż w analogicznym okresie roku ubiegłego, jednak jego wartość zwiększyła się o 10,7%. Najsilniejszy jak dotąd gracz na rynku chińskim, czyli Nowa Zelandia, zanotował nieznaczny spadek sprzedaży (1,5%), ale osiągnięte  przychody wzrosły o 14,2%. Dodatkowo przyrost indeksu nowozelandzkiej GDT z dnia 7.07.2020 r. wyniósł 8,3% i jest rekordowy od początku roku.

Sukces Nowej Zelandii wcale nie musi być aż tak optymistycznym sygnałem dla europejskich producentów i przetwórców mleka. Stan ten zdaje się potwierdzać chociażby rynek serów dojrzewających. Cena serów gouda i edamer w Niemczech w pierwszym tygodniu lipca wprawdzie wzrosła o 1,72% do wartości 2,8 euro/kg, co jednak odpowiada cenie z lipca 2018 roku. Tymczasem w analogicznym tygodniu ceny serów w blokach na chicagowskiej giełdzie wzrosły o blisko 9% i przebiły rekordowe poziomy odnotowane w 2014 roku. Dla zawikłania sytuacji dodać można, że wymieniona powyżej giełda najniższy poziom cen odnotowała w kwietniu 2020 r., co było bez wątpienia efektem pandemii koronawirusa. Jak widać, coraz trudniej cokolwiek przewidzieć, a jedyne co można wywnioskować, to fakt, iż rynek mleczarski zaczyna się coraz wyraźniej i szybciej regionalizować.

Jaka przyszłość czeka europejski rynek mleka?

Sytuacja polskiego i europejskiego mleczarstwa jest aktualnie zbliżona. Ceny najpopularniejszego sera edamskiego w czerwcu wzrosły o 4,2% w porównaniu do analogicznego miesiąca ubiegłego  roku. W obliczu rosnących kosztów funkcjonowania przedsiębiorstw oraz zamieszania związanego z pandemią koronawirusa,  jest to optymistyczny sygnał, ale w dłuższej perspektywie niewystarczająco zadowalający. Trzeba powiedzieć jasno, że choć ceny większości produktów mleczarskich ponownie wzrastają, to w wielu kategoriach osiągają dopiero poziom sprzed wielu miesięcy. Nie zapominajmy również, że od dłuższego czasu mamy do czynienia  ze spadkami cen surowca. Podana przez GUS średnia cena wypłacana dostawcom za mleko wynosiła w maju 1,3 zł. O ile spadek ten może wydawać się niezbyt wysoki w skali kraju, to w niektórych regionach kraju jest  on znaczący.

Przyszłość polskiego i unijnego mleczarstwa stoi pod znakiem wielu wyzwań: tych związanych z istniejącymi problemami oraz nowych. Ciągła nadprodukcja skutkuje tym, że europejskie mleczarnie eksportują dużo i relatywnie tanio. Kraje Unii Europejskiej wyeksportowały podczas pierwszych czterech miesięcy bieżącego roku o 1,579 mld kg więcej produktów wyrażonych w ekwiwalencie litrów mleka, natomiast konsumpcja wzrosła w tym czasie zaledwie o 0,2%. Obecnie mocno lansowanym rozwiązaniem na uzdrowienie sytuacji, nie tylko dla mleczarstwa, ale dla całości rolnictwa ma być pakiet zmian związany z tzw. Zielonym Ładem. W praktyce jest to odwrócenie Planu Mansholta z 1968 roku, który z różnymi zmianami kontynuowany jest do dziś. Wspomniany plan zakładał koncentrację: gospodarstw, produkcji i podaży produktów rolnych, ograniczenie zatrudnienia w rolnictwie oraz wspieranie jedynie gospodarstw posiadających potencjał do dalszego rozwoju. Najbardziej kontrowersyjnym jego elementem, z powodu którego nie objął on całości państw EWG (Europejska Wspólnota Gospodarcza), było założenie likwidacji 5 mln gospodarstw rolnych i wycofywanie ludzi z pracy w sektorze rolnym.  Założenia te realizowane były przez liczące się w masowej produkcji żywności państwa takie jak Holandia czy Francja. Kolejne modyfikacje Wspólnej Polityki Rolnej spowodowały, że europejska produkcja jest owszem masowa i wydajna, ale jednocześnie bardzo kosztowna.

Do tej pory nie przedstawiono, jaki wpływ na finanse poszczególnych branż rolnych może mieć wprowadzenie Zielonego Ładu. Powiązane z nim działania już w krótkiej perspektywie spowodują zmiany w funkcjonowaniu europejskich przetwórców, m.in. ze względu na konieczność przeprowadzenia kosztownych inwestycji. Paradoksalne wydają się ruchy największych graczy na mleczarskim rynku, którzy goniąc za trendami takimi jak produkcja ekologiczna czy wręcz organiczna, inwestują sporo, ale niestety coraz częściej poza granicami Unii Europejskiej. Część analityków rynków rolnych zaczyna dostrzegać pewne zagrożenia, pojawiają się głosy, że Zielony Ład  bardziej zaszkodzi małym i średnim producentom żywności, niż im pomoże. Niektórzy twierdzą, iż z całym Zielonym Ładem może być jak z Protokołem z Kioto, którego sygnatariusze zobligowani zostali do wprowadzenia działań na rzecz środowiska. Jego założenia są dla wielu uczestników na tyle nierealne, że aż niemożliwe do spełnienia. Być może dla wielu pozostanie więc tylko przysłowiowe gonienie króliczka. Szkoda tylko, że udział w tej gonitwie będzie tak  kosztowny.

Artur Puławski
Zdjęcie: Unsplash
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
14. grudzień 2024 05:45