Lidia Kudła - członkini zarządu Kujawsko-Pomorskiego Związku Hodowcó BydłaAndrzej Rutkowski
StoryEditorCo dalej z Polską Federacją?

Głos młodego pokolenia hodowców: czy ktoś ma 15, 50 czy 500 krów zasługuje na równy szacunek

26.01.2024., 14:00h
W lutym 2023 r. ze struktur Polskiej Federacji został wykluczony MZHBiPM. Zarząd Federacji poszedł dalej i w grudniu 2023 r. wykluczył PZHBiPM. Nasuwa się pytanie, który Związek będzie następny? Jaka będzie przyszłość naszej Federacji? – takimi słowami rozpoczęła rozmowę Lidia Kudła, która postanowiła odnieść się do tego, co dzieje się ostatnio w Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka oraz Kujawsko-Pomorskim Związku Hodowców Bydła, w którym młoda hodowczyni jest członkiem zarządu. Z Lidią Kudłą rozmawia Andrzej Rutkowski.

Dlaczego zdecydowała się Pani zabrać głos na naszych łamach?

Federacja to organizacja potrzebna nam wszystkim. Innowacje, które wdraża, są na poziomie światowym. Dotacje, jakie otrzymujemy z rządu za pośrednictwem Federacji, są rolnikom bardzo potrzebne. Nigdy nie byłam za tym, aby hodowców w Federacji poróżniać, dzielić czy wyrzucać ze struktur. Musimy się szanować i budować kompromisy. Niestety, chyba niektórzy koledzy nie zdają sobie sprawy z tego lub zapomnieli o tym, że Federacja została stworzona przez hodowców z całej Polski. W ogólnej informacji Federacja podaje, że skupia 11000 członków, a właściwie skupiała przed wyrzuceniem dwóch dużych związków. W MZHBiPM oraz PZHBiPM jest zrzeszonych ponad 5 tys. hodowców. Czyli około połowa. I tu pojawia się kolejne pytanie: czy normalne jest to, że w obecnej sytuacji tylko połowa hodowców z kraju ma decydujący głos, a reszcie zostały zamknięte usta? Tylko garstka wybrańców czy hodowcy z całej Polski, tak jak to było w zamyśle pierwotnym, mają decydować o naszej wspólnej przyszłości?

Ma Pani również zastrzeżenia co do swoich reprezentantów w zarządzie Federacji?

Jako członek zarządu KPZHB chciałabym jasno i wyraźnie zaznaczyć fakt, że nie zgadzam się z decyzjami osób, które reprezentują mnie w Federacji. Prezydium KPZHB nie informuje Zarządu o działaniach, jakie podejmuje w Federacji, ani ich z Zarządem nie konsultuje. Już w poprzednich latach na spotkaniach prosiłam o to, by delegaci naszego związku zdawali pełne relacje z tego, co się dzieje na spotkaniach w Warszawie, jakie jest ich stanowisko i jakie chcą podejmować decyzje. Po to, aby każdy z członków wiedział kto i jak ich reprezentuje na szczeblu krajowym. Każdy może mieć inne zdanie – to jest normalne, ale nie można narzucać nikomu swoich racji. Są osoby w naszym związku, które zarzucają mi, że „niczego w życiu nie osiągnęłam” i nie powinnam się udzielać w sprawach związkowych, próbują dyskredytować moją codzienną pracę w gospodarstwie i wmówić, że takie gospodarstwa, jak moje, nie są żadnym osiągnięciem. Nie można przekreślać kogoś tylko dlatego, że jest mniejszy, biedniejszy czy też słabszy. Rzucając takie stwierdzenia, obraża się również tysiące innych hodowców z całej Polski, którzy mają gospodarstwa takie, jak moje. Dla mnie czy ktoś ma 15, 50, czy 500 krów zasługuje na równy szacunek.

image

Lidia Kudła - członkini zarządu Kujawsko-Pomorskiego Związku Hodowcó Bydła

FOTO: Andrzej Rutkowski

Przecież często rolnik z mniejszą liczbą krów ma lepiej rozwinięte stado pod względem genetycznym niż ten, który ma tych krów kilkaset.

Dokładnie tak. Hodowlą w moim rodzinnym gospodarstwie zajmował się jeszcze mój dziadek, później mój ojciec, a teraz ja ją kontynuuję. Ojciec jako jeden z pierwszych zakupił własny kontener i nauczył się samodzielnie inseminować krowy. Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, jak ważny jest postęp genetyczny. To właśnie takie rodzinne, postępowe gospodarstwa z całego kraju miały wpływ na to, jak rozwijała się genetyka w Polsce. W hodowli nie liczy się ilość, a jakość i przypominam, że nasz związek ma łączyć wszystkich hodowców bydła.

Związek powinien też tak obracać pieniędzmi, żeby wracały z nawiązką do tych, którzy je wpłacają. Uważam, że hodowcy mają też prawo wiedzieć, ile płacą prezydentom w Polskiej Federacji, tak jak wie to każdy pracodawca, który zatrudnia swoich pracowników. Dodatkowo mamy prawo rozliczać was, czyli zarząd Federacji, z waszej pracy. Usunęliście rzesze hodowców – można powiedzieć swoich pracodawców – dlatego, że nie podobała im się praca wykonana przez was – pracowników.

Jak związek, Pani zdaniem, może pomagać hodowcom?

Zaczynając swoją działalność w zarządzie KPZHB szczerze mówiąc, inaczej sobie wyobrażałam działanie takiego związku. Wydawało się, że zrzeszenie tak dużej liczby hodowców wpływa na ich funkcjonowanie na rynku. Hodowcy w takich związkach powinni mieć szansę chociażby negocjowania cen potrzebnych im produktów.

Związek mógłby organizować przetargi w firmach, ustalać i negocjować ceny sprzedaży bydła czy pasz. Oczywiście każdy i tak ma swoich dostawców i doradców, ale ceny można negocjować z wieloma firmami.

Chciałam zrobić darmowe kursy inseminacji bydła dla chętnych hodowców, które odbywałyby się co roku. Znalazłam bez problemu hodowców, którzy chcieliby się rozwijać, płacić regularnie składki do związku i wziąć udział w takim kursie. Byłaby to świetna okazja do tego, aby pieniądze, które płacą przez lata, w końcu im się zwróciły. Prezydium ustaliło, że zrobi przetarg dla firm zajmujących się sprzedażą nasienia, a hodowcy poniosą część kosztów takiego kursu. Ucieszył mnie ten fakt, ale na krótko. Niestety, nie wiem, kto wygrał przetarg, na jakich zasadach on się odbył, czy w ogóle się odbył i jaka byłaby cena takiego kursu. Takie organizacyjne sprawy muszą być oparte na konkretnych i jawnych zasadach, aby nikt nie czuł się oszukany.

A co uważa Pani na temat sposobu przeliczania i przydzielania delegatów na Walne Federacji dla poszczególnych związków?

To jest bardzo ważny temat. Problemem w naszym związku, który trzeba poruszyć i w końcu rozwiązać, jest fakt, że gospodarstwa, które płacą składki do związku, są również sponsorami tych, którzy tych składek nie opłacają. Związek wpłaca do Federacji składki za około 1500 członków, a moim zdaniem w rzeczywistości składki do związku opłacane są tylko przez około 50% hodowców. Myślę, że jest to również problem całej Federacji. Ten problem również zgłaszałam na Walnym w 2023 r. Trzeba w końcu ustalić, czy liczba delegatów do Federacji ma być ustalana od liczby obór pod oceną, liczby członków aktywnych (płacących składki) czy od liczby ocenianych krów, a nie tak, jak teraz, kiedy tak naprawdę liczy się wysokość składki, jaką związek zapłaci za deklarowaną ilość członków. Uważam, że powinna się liczyć liczba obór pod oceną, ponieważ – jak się okazuje – trudno jest udowodnić poszczególnym związkom ile faktycznie mają aktywnych członków w swoich strukturach.

Być może powodem problemów naszego związku jest to, że większość członków Zarządu nie uczestniczy nawet w połowie posiedzeń. Opuszczanie tak wielu posiedzeń jest brakiem poszanowania hodowców, którzy nas wybierają. Chciałam zdobyć oficjalną listę osób z kilku lat, które na spotkania zarządu prawie nigdy nie docierają, ale niestety dyrektor Nalewalski chroni listy obecności. Być może dlatego, że dla niektórych byłoby to dość krępujące. Przykro mi, ale w tym momencie nie mogę opuścić tematu polityki. Są osoby, które pochłonięte totalnie sprawami samorządowymi i swoich partii politycznych nie mają czasu zjawiać się na spotkaniach zwykłych rolników, czyli na spotkaniach naszego zarządu. Może czas, żeby odstąpili swoje funkcje w zarządzie takim, co chcą i mają czas działać? Osoby, które osiągnęły wybitne wyniki w hodowli, ale powoli wycofują się z przyziemnych spraw hodowlanych, zawsze mogą zostać honorowymi członkami związku, zasłużonymi dla Federacji.

Moim wnioskiem na ostatnim Walnym Zjeździe było to, aby w statucie powstał zapis, by osoby, które opuszczą powyżej 40% zjazdów w roku, były usuwane z Zarządu. Niestety, mojego wniosku nikt nie usłyszał, ponieważ prowadzący obrady – pan Ryszard Gawinecki – kazał mi zabrać mikrofon, twierdząc, że zawsze mam do powiedzenia rzeczy nieistotne. Abstrahując, nasuwa się kolejne pytanie, czy takie rzeczy faktycznie są mniej ważne niż opowiadanie seksistowskich żartów w moim kierunku? Przypominam, że nadal nie usłyszałam słowa „przepraszam”.

Problemem braku obecności na posiedzeniach może być również fakt, że niektórzy nie zdają sobie sprawy z tego, jak ogromne znaczenie ma ich głos.

To prawda, liczy się głos każdego hodowcy. Jest mi bardzo przykro, że hodowcy walczą między sobą. Rok 2024 może być niesprzyjający dla mleczarstwa i rolników. Nie wiadomo czy dopadną nas kolejne susze, czy obniżki cen mleka. Co roku rosnące koszty paliw i energii niewspółmierne do cen naszych surowców mogą nas powoli wykańczać. W takiej sytuacji powinniśmy wszyscy być zgodni, żeby móc uchronić się przed trudnymi czasami. Dlatego Zarząd Federacji powinien jak najszybciej przywrócić Mazowiecki i Podlaski Związek do swoich struktur. A następnie usiąść do wspólnego stołu i ustalić jakieś kompromisy w statucie Federacji i zwołać nowy Walny Zjazd, na którym wybierze się nowe władze. Inaczej dojdzie do podziału hodowców w całej Polsce, powstanie nowy twór do oceny krów, a obecna Federacja być może zostanie sprywatyzowana. Źle wygląda to, gdy nie masz prawa głosu, ale dostajesz kolejny rachunek do opłacenia. Życzę wszystkim hodowcom pomyślnego 2024 roku.

Dziękuję za rozmowę.

image
Podlaski Związek Hodowców Bydła i Producentów Mleka

Absurdalne zarzuty PFHBiPM pod adresem Karola Faszczewskiego

image
Co dalej z Polską Federacją?

Rafał Stachura: w PFHBiPM jest coraz mniej hodowców

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
27. kwiecień 2024 10:01