StoryEditorWiadomości rolnicze

Typowa spółka wodna jakich... niewiele

12.06.2014., 12:06h
Temat spółek wodnych pojawia się w mediach rzadko. Wraca przy okazji szacowania skutków pogodowych anomalii i powodzi, gdy poszkodowani narzekają na niedrożne rowy i kanały melioracyjne.   

S

ą tymczasem w kraju takie spółki, które zasługują na pochwałę, bo wykonują swoje zadania z pożytkiem dla rolników. Należy do nich Gminna Spółka Wodna w Głownie w województwie łódzkim. 

Mówią liczby

GSW w Głownie jest jedną z najprężniej działających spółek wodnych w regionie łódzkim. Prymat ten utrzymuje od kilku lat, tak pod względem pozyskiwanych środków zewnętrznych, jak i realizowanych na swoim terenie inwestycji. Dzieje się tak mimo niesprzyjających okoliczności – licznych w gminie rzek i położeniu wielu gospodarstw na terenach zalewowych. Spółka w obecnej formule działa od 2003 r. Konserwacje rowów i naprawy drenowań przeprowadza ze środków budżetu, który tworzą składki członkowskie oraz fundusze pozyskane z urzędów marszałkowskiego i wojewódzkiego. Środki zewnętrzne pokrywają 75–80% kosztów wykonywanych prac. Od początku działalności spółka otrzymała dotacje w łącznej kwocie 945 tys. zł i jest to jeden z najlepszych wyników w województwie. Większość tej sumy stanowią środki od marszałka – ok. 885 tys. zł. 

W minionym roku GSW dysponowała prawie 151 tys. zł. Za te pieniądze przeprowadzono konserwację ponad 9,8 km rowów i naprawiono 264 sztuki drenowań. Gmina Głowno liczy 31 sołectw. Na tym terenie jest ponad 6,5 tys. ha zmeliorowanych gruntów, z czego ponad 5,9 tys. ha to grunty orne, a reszta − użytki zielone. Sieć melioracyjnych rowów, kanałów i przepustów mierzy łącznie 127,7 km. W planach na rok bieżący spółka ma roboty, które opiewają na 105 tys. zł.      Budżet na 2014 r. założono na poziomie 133,8 tys. zł. Wydatki administracyjne pochłonąć mają jedynie 5,5 tys. zł – tyle samo co przed rokiem.

Z pomocą gminy

– Naszą spółkę reaktywowano w 2003 r. w odpowiedzi na ogromne zapotrzebowanie mieszkańców wsi. Udało się to tylko dzięki ogromnemu wsparciu władz gminy – mówi członek zarządu Krzysztof Kucharczyk. – Ówczesny wójt zdecydował się utworzyć etat w gminie dla specjalisty ds. gospodarki wodnej i ochrony środowiska. Jego następca, obecny wójt gminy, pomocy tej nie zaniechał i tylko dzięki tej współpracy z władzami samorządowymi mamy się dziś czym pochwalić. 

Rzeczywiście, wspomniany pracownik urzędu gminy zajmuje się najważniejszymi sprawami dotyczącymi bieżącej działalności spółki. 

– To dobry fachowiec, z bogatym doświadczeniem w kwestiach dotyczących melioracji i urządzeń wodnych oraz rozległą wiedzą w zakresie prawa wodnego. To on prowadzi i nadzoruje inwestycje, pilnuje wykonawców i dogląda finansów. Gdybyśmy sami musieli zatrudnić takiego specjalistę, zapłacić za ekspertyzy prawne, rozmowy telefoniczne, wyjazdy służbowe – na konserwację rowów niewiele by już w kasie zostało – przyznaje Kucharczyk.

Dzięki wsparciu gminy spółka zyskała też niejednokrotnie darmowych wykonawców najpilniejszych prac. W ramach robót publicznych organizowanych przez samorząd zatrudnieni robotnicy wycinali np. krzaki i zarośla zarastające brzegi kanałów. Dobra współpraca z WZMiUW w Łodzi owocuje zaś należytym utrzymaniem brzegów i dna rzek Brzuśni, Maliny, Zimnej Wody i Strugi Domaradzkiej.

Trudne decyzje

W ubiegłym roku ściągalność składek kształtowała się na poziomie 94%, ale licząc istniejące zaległości, jest to już tylko 58%. Delegaci na walnym zebraniu w lutym br. zdecydowali więc, by składkę pozostawić na dotychczasowym poziomie 15 zł/ha. Równocześnie jednak zobowiązali zarząd do skorzystania z usług windykatorów lub skierowania dłużników do Krajowego Rejestru Długów. Zaległości w uiszczaniu składek członkowskich sięgają obecnie 50 tys. zł.

– Decyzja o wynajęciu firmy windykacyjnej naraża nas w pewnym stopniu na publiczny ostracyzm. Z drugiej jednak strony jest to jedyne skuteczne narzędzie. Wcale bowiem nie jest tak, że składek nie uiszczają najubożsi rolnicy. Większość dłużników na opłaty stać, ale nie płacą – argumentuje Stanisław Urbanowicz, wspomniany wcześniej specjalista ds. gospodarki wodnej w UG. – Większość dłużników nie płaci jednak niejako „z zasady” i tylko widmo umieszczenia w krajowym rejestrze mobilizuje ich do spłaty. 

– Rolnicy są u nas świadomi, jakie szkody wywołuje niedrożna melioracja. Rozumieją też, że spółka dysponuje ograniczonym budżetem, a roboty prowadzimy według ustalonego harmonogramu i bez wsparcia z Warszawy i Brukseli – dodaje półżartem Urbanowicz. – Większość gospodarzy na swoim terenie na bieżąco wycina zarośla przy rowach, nim staną się drzewami i ich wycinka będzie wymagała pozwolenia. O pomoc proszą wtedy, gdy potrzebny jest specjalistyczny sprzęt czy fachowa naprawa. Są jednak i tacy, którzy palcem nie kiwną, za to roszczenia mają ogromne.

Potrzeba zrozumienia

– Problemy rodzą się również na skutek sąsiedzkich waśni. Niektórzy rolnicy mają nam np. za złe, że u sąsiada prace konserwacyjne trwały tydzień, a na jego polu tylko dzień lub dwa. Uważają, że skoro zapłacili taką samą składkę, to ekipa powinna im poświęcić tyle samo czasu, bez względu na istniejące potrzeby i skalę trudności prac – mówi gminny specjalista. – Są i tacy, którzy nie chcą firmy wpuścić na swoją ziemię, by udrożnić przepływy, chociaż ich sąsiadów zalewa woda, która nie znajduje ujścia. 

– Wszyscy rolnicy zdają już chyba sobie sprawę, że bez spółki byłoby gorzej, ich problemy by się piętrzyły – podsumowuje Stanisław Urbanowicz. – Nawet gdy złorzeczą i domagają się natychmiastowego usunięcia awarii, to cieszą się, że jest spółka, do której mogą się zwrócić. Gdyby jej nie było, zdarliby zelówki, klucząc po urzędach i instytucjach różnych szczebli i nic by nie wskórali. Czasem przydałoby się tylko trochę więcej zrozumienia i cierpliwości, bo woda nie musi opaść natychmiast, a ludzie i sprzęt nie zawsze są na zawołanie. 

Grzegorz Tomczyk

 
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
13. grudzień 2024 09:21