Bożena Oszczęda na jednej z użytkowanych przez gospodarstwo łąk Krzysztof Janisławski
StoryEditorInterwencja

Niech myśliwi nie traktują rolników jak głupców

30.07.2023., 17:30h
Nieporozumienia na tle szacowania szkód mieliśmy z myśliwymi z Koła Łowieckiego "Sokół" od lat – mówi Bożena Oszczęda. – W końcu skierowaliśmy sprawę do sądu, ale postępowanie stoi w miejscu. Znikąd pomocy. Nie możemy liczyć ani na rzetelne szacowanie szkód, ani na sprawne rozpatrzenie sprawy przez sąd.

Bożena i Mirosław Oszczędowie prowadzą z córką Aleksandrą gospodarstwo mleczne w Mechlinie (pow. przysuski). Wieś otoczona jest lasami, zajmowanie się tu uprawami jest bardzo trudne - dziki dają się we znaki.

Rolnicy uprawiają 43 ha, z czego ok. 20 to trwałe użytki zielone. Istotną częć stanowią trawy pastewne z przeznaczeniem do skarmiania utrzymywanych w gospodarstwie ok. 65 sztuk bydła. - Łąki często są tak zryte, że pozostaje tylko orka i ponowny siew traw. W przypadku mniejszych zniszczeń stosujemy wyrównywanie i podsiew – mówi Bożena Oszczęda.

Szacowanie szkód łowieckich: problemy są od lat 

Z relacji pani Bożeny wynika, że mniejsze lub większe problemy z likwidacją szkód łowieckich to norma i to już od kilkunastu lat. - Jeszcze się trzeba przy tych szacowaniach nasłuchać – dodaje pan Mirosław. - Że jak mam takie "hobby rolnicze", to sobie powinienem dzików pilnować. A jeszcze lepiej, żeby zlikwidować gospodarstwo, bo tu już niby wszyscy w okolicy polikwidowali. Myśliwi mówią, że dziki są państwowe, a nie ich. I gadaj tu z nimi. W dzień pracuj, w nocy pilnuj, przecież tak się nie da.

Sprawa szacowań po raz pierwszy otarła się o sąd już jakieś 10 lat temu. – To było w 2012 albo 2013 r. – stwierdza rolniczka. - Dostaliśmy wtedy od koła 1300 zł. Kwota miała się nijak do rzeczywistych strat. Wynajęty przez nas biegły wyliczył, że szkody na zbuchtowanych łąkach wyniosły 8600 zł. Skończyło się ugodą z kołem i wypłatą w wysokości 5 tys. zł.

Kolejny spór rozpoczął się wiosną 2019 r. – Człowiek, który liczył szkody na prawie 9 ha łąk, nie miał na ten temat zielonego pojęcia – mówi pani Bożena. – Wyszło mu niecałe 3 tys. zł, choć powinno być trzy razy tyle.

Ta sprawa też jeszcze zakończyła się polubownie. Jednak kolejną, z wiosny 2021 r., rozstrzygnie sąd. - Historia się powtarza. Zryte łąki, szacunki po szacowaniu koła zaniżone – mówi Bożena Oszczęda. – Na dodatek Nadleśnictwo w Przysusze, do którego się odwołaliśmy, zmniejszyło kwotę odszkodowania.

Rolniczka dodaje, że stosowane w szacowaniach pojęcie "powierzchni zredukowanej" nie sprawdza się w przypadku użytków zielonych. - Bo wyrównywanie i podsiew są prowadzone na całej zniszczonej działce, nie tylko tam, gdzie są szkody. Nie da się wykonać rekultywacji punktowo, sami myśliwi to przyznają. Ale odszkodowanie liczą, tak jakby się dało.

Rolnicy skierowali sprawę do Sądu Rejonowego w Przysusze

Wracając do kwestionowanego przez rolników stanowiska nadleśnictwa. Pani Bożena stwierdza, że w obliczeniach leśników miały się znaleźć błędne informacje o rzekomym zadrzewieniu na działkach. - Podejrzewamy, że celowo. Po to, żeby zmniejszyć powierzchnię i obniżyć wysokość odszkodowania – mówi. Rolnicy zarzucają też nadleśnictwu "rażące błędy w pomiarach" obszarów działek. – Dlatego pozwaliśmy koło do sądu (z przepisów wynika, że należy pozwać koło, nie nadleśnictwo – red.). Domagamy się 5,7 tys. zł – mówi rolniczka. Pierwsza rozprawa odbyła się dopiero w 2022 r., potem były kolejne, a finału nie widać.

Tymczasem późnym latem 2022 r. dziki znowu wyrządziły szkody na należących do gospodarstwa użytkach zielonych. – Tym razem szkody szacował sprowadzony przez koło łowieckie biegły – mówi pani Bożena i demonstruje liczne protokoły. – Większość szkód zignorował albo wyliczył groszowa odszkodowania za poszczególne działki. Dosłownie. Co innego Nadleśnictwo w Przysusze, gdzie trafiło nasze odwołanie. Tym razem zmierzyli wszystko modelowo, przy pomocy anteny geodezyjnej. Byłam w szoku.

Ale rolniczka mówi, że cieszyła się za wcześnie. - W marcu br. dostaliśmy decyzję z nadleśnictwa. Wyliczając odszkodowanie stwierdzili, że szkoda nastąpiła po pierwszym pokosie, który miał wynosić 70% rocznego plonu. Dwa kolejne – utracone – to tylko 30%. Nie zgadzam się zupełnie z tą metodologią – mówi pani Bożena. – Po rekultywacji zniszczonych we wrześniu łąk i obsianiu ich na nowo wiosną, pierwsze dwa pokosy nie dają największego w skali roku plonu. Największy udział w plonie rocznym ma w takim przypadku trzeci, jesienny pokos. Co innego w drugim roku uprawy. Wtedy pierwszy pokos rzeczywiście byłby największy. Oczywiście o ile łąka przetrwałaby tak długo bez zniszczeń.

Pani Bożena jest przekonana, że ona z mężem, a także córka, na którą przepisali część gospodarstwa, powinni otrzymać kwotę dwukrotnie wyższą niż tą oszacowaną przez leśników. – Tu zastosowanie powinien mieć przepis mówiący, że jeśli szkoda powstała po 25 czerwca i działka wymaga zaorania, to rolnikowi należy się 85% utraconego plonu.

W tym przypadku nie zdecydowali się na oddania sprawy do sądu. – To, że sprawa z wiosny 2021 r. ślimaczy się do tej pory nie zachęca do szukania sprawiedliwości na tej drodze – wyjaśnia rolniczka.

Koło Łowieckie "Sokół" w Przysusze przekonuje do swoich racji

Myśliwi z KŁ "Sokół" w Przysusze nie zgadzają się z zarzutami państwa Oszczędów. Bogusław Włodarczyk, kier. Wydz. Zagospodarowania Przestrzennego Urzędu Miasta i Gminy w Przysusze swoją wypowiedź rozpoczął od poinformowania, że wcześniej przez ponad 30 lat pracował w Ośrodku Doradztwa Rolniczego w Radomiu, i że dwie kadencje był biegłym sądowym. Zajmował się m.in. wyceną produktów i płodów rolnych. - Z wykształcenia jestem doktorem nauk rolniczych – zaznaczył.

Odnośnie pierwszej ze spornych spraw, z marca 2021 r., stwierdził m.in.: - Leśnicy z Lasów Państwowych, do których rolnicy się odwołali, wyliczyli należną kwotę odszkodowania niższą niż nasze koło. W tej sytuacji rolnicy powinni zwrócić 2180,42 zł powstałej nadpłaty. Tymczasem wyliczyli, że to my powinniśmy im dopłacić prawie 6 tys. zł.

Skąd ta rozbieżność? - Nie zgadzała się powierzchnia ani wykonane prace – odpowiada Bogusław Włodarczyk. I stwierdza, że rolnicy zgłaszając szkody i obliczając odszkodowania biorą pod uwagę całą powierzchnię działek. – Tymczasem odszkodowanie przysługuje za obszar, na którym doszło do zniszczeń, nie za całe działki. Kolejna kwestia: zgodnie z przepisami w przypadku szkód powstałych przed 15 kwietnia powinniśmy uwzględniać jedynie koszty wyrównania i podsiewu, bez utraconego plonu. A tak było właśnie w tym przypadku. Mało tego. Wbrew temu, co twierdził rolnik, także w sądzie, do czasu przyjazdu na miejsce leśników, stanowisko nie zostało wyrównane i obsiane trawą. Potwierdza to dokumentacja fotograficzna. Dlatego Lasy Państwowe zakwestionowały prace rekultywacyjne, które rolnicy uwzględnili w swoich wyliczeniach.

Co do drugiej spornej kwestii, gdzie sytuacja była odwrotna, tzn. Lasy Państwowe uznały wyliczenia koła za zbyt niskie, Bogusław Włodarczyk argumentuje: – Ponieważ wysłuchiwanie oskarżeń ze strony p. Oszczędy, często popartych nieparlamentarnymi słowami, jest trudne, tym razem postanowiliśmy powierzyć szacowanie biegłemu. Dlaczego Lasy Państwowe podniosły przygotowaną przez niego wycenę? Biegły szacując szkody i koszty nie dysponował jeszcze publikacjami uwzgledniającymi wzrost cen paliwa i nawozów związanymi z wojną. Leśnicy korzystali już z kalkulacji po podwyżkach, stąd różnica.

- Żal mi tych państwa, ich pracy, bo mają ok. sto działek, często niewielkich, położonych w środku lasu, gdzie nie ma możliwości, żeby w 100% problem dzikiej zwierzyny rozwiązać. Tego się nie da zabezpieczyć pastuchem elektrycznym - mówi Bogusław Włodarczyk. I dodaje: - Jednak w ostatnim czasie państwo Oszczędowie z odszkodowań uczynili sobie dodatkowe źródło dochodu. Proponowaliśmy im, żeby poniesione wiosną 2021 r. straty wyrównali sobie w naturze korzystając z zielonki czy siana z 8,5 ha łąk przez nas użytkowanych. Jedyny koszt jaki by ponieśli, to przewiezienie go na odległość kilku kilometrów. Nie zgodzili się, woleli gotówkę.

Myśliwi: rolnicy stają się coraz bardziej "roszczeniowi"

Myśliwi twierdzą, że nie mają innych przypadków odwołań rolników do nadleśnictwa lub spraw sądowych. Ale jednocześnie stwierdzają, że rolnicy stają się coraz bardziej "roszczeniowi". - Częć z nich uważa, że dostajemy pieniądze na odszkodowania od państwa czy PZŁ. A to nie prawda, wypłaty pochodzą z budżetu koła - mówi Bogusław Włodarczyk.

Wracając do konfliktu z Oszczędami. – Jak inaczej niż chęcią uzyskania odszkodowania interpretować obsiewanie owsem w bardzo słabej obsadzie niewielkich działek w środku lasu? – dodaje Grzegorz Meuszyński, prezes KŁ "Sokół". – Wiadomo, że będą szkody i że będą zgłaszane. Przykład innego dużego rolnika z okolicy, który też prowadzi produkcję mleczną i też ma łąki w lesie dowodzi, że można skutecznie zwalczać pędraki i nie mieć problemów z dzikami i szkodami.

- Nie zależy nam na konflikcie z rodziną Oszczędów – kontynuuje prezes Meuszyński i wymienia działania podejmowanych przez myśliwych: – Organizujemy polowania zbiorowe, dyżurujemy na polach i łąkach do nich należących. Ale to są pola przy lesie albo w lesie, a część tych łąk i upraw jest zbyt blisko domów, żeby można było bezpiecznie strzelać. Dlatego na gruntach, którymi dysponujemy wysiewamy kukurydzę, żeby zwierzęta tam wyciągnąć. Oczywiście tam, gdzie nie ma zagrożenia strzelamy, plany łowieckie są wykonywane.

Ryszard Będkowski, skarbnik koła, mówi, ze oprócz planowych odstrzałów koło prowadzi też odstrzały saitarne. I w sumie od początku roku do połowy czerwca na obu dzierżawionych obwodach myśliwi odstrzelili już ponad 60 dzików.

O komentarz zwróciłem się też do Nadleśnictwa w Przysusze. Czesław Korycki, nadleśniczy Nadleśnictwa Przysucha, napisał m.in. " (…) Nadleśnictwo Przysucha uprzejmie informuje, że przytoczony w Pana piśmie zarzut "celowego zawierania w protokole nieprawdziwych informacji w celu obniżenia wysokości odszkodowania czy zarzut rażących błędów pomiarów" jest w ocenie Nadleśnictwa krzywdzący i może świadczyć o dysponowaniu szczątkowymi lub wybiórczymi wiadomościami z zakresu postępowania administracyjnego w przedmiocie szacowania szkód łowieckich."

Co o tych tłumaczeniach myślą rolnicy?

Bożena Oszczęda mówi, że nie spodziewała się niczego innego. – Ale zacznę od dygresji. Czytałam fragment pracy doktorskiej Bogusława Włodarczyka. Nie wyraża się tam pochlebnie o producentach mleka. Pisze, że to najsłabiej wykształceni rolnicy. I zapewne niesiony tym odkryciem uznał, że tacy mleczarze jak my to głupki, którym można wszystko wmówić.

Wtrącając do meritum. Pani Bożena tlumcza, że gdyby różnica między wyliczeniami koła a nadleśnictwa (dotyczy sprawy, która jest w sądzie) wynikała tylko z użycia przez leśników do pomiarów GPS, to by do sądu nie poszła. – Ale w wyliczeniach nadleśnictwa są ewidentne błędy, także logiczne – podkreśla.

- Co do drugiej spornej sprawy, to myśliwi twierdzą, że biegły pół roku po wybuchu wojny nie dysponował publikacjami uwzgledniającymi wzrost cen paliwa i nawozów. A nadleśnictwo, które szacowało zaraz po nim, już dysponowało. Bądźmy poważni – komentuje rolniczka. A sprawa owsa? – Nie dysponujemy siewnikiem do trawy, więc siejemy trawę z owsem, bo inaczej nasiona trawy by się nie wysiały. Owies jest jest ścinany razem z chwastami podczas koszenia pielęgnacyjnego – tłumaczy Bożena Oszczęda. – Ostatni raz sam owies sialiśmy pięć lat temu i wtedy po raz ostatni była zgłoszona szkoda w owsie. Od tamtej pory nie siejemy owsa, bo dziki bardzo go niszczą, gdy dojrzewa i trzeba go pilnować całe noce. 

- Co do łąki myśliwych – kontynuuje rolniczka. – Ona jest po to, żeby brać dopłaty. Po prostu szukali frajera, który by im sprzątnął masę zieloną. Bo gdyby ta zielonka się do czegoś nadawała, chętni by się znaleźli. U nas najgorsze łąki są lepsze, niż tam najlepsze kawałki. Poza tym łąka myśliwych jest oddalona od naszego gospodarstwa o 13 km. Moje łąki mam w promieniu 500 m. A przy dzisiejszych cenach paliwa koszt zwiezienia około 170 balotów przyczepą, na którą mieści się 10 sztuk, przewyższył by ich wartość. Oczywiście myśliwi nie biorą też pod uwagę czasochłonności tej operacji. Kolejna sprawa. Czyli łąk tego rolnika, gdzie dziki nie buchtują. O ile dobrze kojarzę, to są łąki założone niedawno. Za 2-3 lata będzie tam taki problem jak u nas.

Pani Bożena ma też zastrzeżenia do tego, jak prowadzone są uprawy myśliwych, mające odciągać zwierzynę od pół rolników. – U rolników owies powschodził, a oni dopiero sieją. U rolników opryskamy, u nich zachwaszczony. To gdzie dziki pójdą?

Krzysztof Janisławski

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
11. grudzień 2024 08:14