Marzenie z dzieciństwa, które stało się sposobem na życie
Jak podkreśla pani Beata, mąż zawsze chciał mieć gospodarstwo i nie wyobrażał sobie innej pracy, gdyż po prostu ją lubi. Choć mieszkał na wsi, jego rodzice nie mieli gospodarstwa, a zamiłowanie pojawiło podczas odwiedzania oddalonego o 2 km gospodarstwa wuja.
– Swoje zacząłem prowadzić w 1994 roku, po powrocie z wojska. Zaczynałem od 35 ha i starych stodół, które przerabiałem pod utrzymanie świń. Odnowiłem budynki, odbudowałem dom, który spalił się w 2012 roku. W 2019 skorzystałem z dofinansowania bioasekuracji i postawiłem ogrodzenie – opowiada Adam Zwolenkiewicz.
Gospodarstwo znajduje się w strefie niebieskiej ASF, w której rolnicy znaleźli się po zeszłorocznych ogniskach w Ujeździe, w gminie Kiszowo, w powiecie gnieźnieńskim. To obszar z najmniejszymi ograniczeniami, więc nie odczuwają, póki co, żadnych obostrzeń. Mają jednak świadomość zagrożenia chorobą.
Od prosiąt do tuczu – droga do zamkniętego cyklu produkcji
– Świnie utrzymywałem od samego początku, ale wówczas głównie sprzedawaliśmy prosięta. W chlewniach było do 50 loch, a wszystkie pomieszczenia były na ściółce. W 2009 roku zaczęliśmy je stopniowo przerabiać na ruszta i teraz wszystkie świnie utrzymujemy już w ten sposób. W międzyczasie w 2014 roku postawiliśmy nową tuczarnię. Odbiorcy chcieli kupować coraz większe partie prosiąt, a ja ich nie miałem, dlatego postanowiłem zamknąć cykl i zostawiać prosięta do tuczu u siebie – wyjaśnia rolnik.
Ponieważ w 2013 roku z powodu zakażenia wirusem zespołu rozrodczo-oddechowego (PRRS) gospodarze zdecydowali się na całkowitą wymianę stada i przez dwa miesiące chlewnie stały puste, pan Adam wykorzystał ten czas i większość prac murarskich w nowej tuczarni wykonał samodzielnie, obniżając tym samym koszt budowy chlewni. W tuczarni jest 600 stanowisk dla świń. W każdym kojcu mieści się około 40–45 sztuk.
