Blackout grozi rynkowi mleczarskiemu
W mediach niemających związku z rolnictwem słychać głosy, że może zabraknąć na sklepowych półkach produktów mleczarskich. Dotarł też do nich fakt, że późną jesienią i zimą, z racji ograniczenia dostaw energii elektrycznej, może zostać przerwana praca zakładów mleczarskich i tym sposobem zmarnuje się setki milionów litrów mleka. Trzeba w tym miejscu dodać, że w tzw. wielkomiejskich środkach społecznego przekazu, rolnictwo jest nader często uznawane jako zagrożenie planety Ziemia. Natomiast polscy rolnicy mają z reguły złą „prasę”. Bowiem ich gospodarstwa są często przedstawiane jako mało efektywne, niekonkurencyjne w porównaniu do sektora rolniczego rozwiniętych państw UE czy też USA i jako produkujące kiepską żywność.
Eksper Marek Sawicki zdetronizuje Henryka Kowalczyka?
Wspomniane media lubują się w ekspertach. Za takowego uchodzi były minister rolnictwa w rządach PO-PSL: poseł dr Marek Sawicki. W wywiadzie udzielonym na portalu Gazety Finansowej poruszył on mleczarskie tematy. I tak, prowadząca wywiad zapytała posła Sawickiego, czy to prawda, że na sklepowych półkach zabraknie mleka i jego przetworów, a on odrzekł: produktów mleczarskich nam nie zabraknie, mogą być tylko problemy z dystrybucją – podobnie jak z cukrem. I następnie pojechał ostro po Krajowej Grupie Spożywczej. My ów holding oceniamy lekko półśrednio! Nade wszystko jest to twór słaby ekonomicznie, pozbawiony własnej sieci handlu detalicznego. W tym kształcie jest oderwany od autorskiej koncepcji byłego ministra rolnictwa – posła Krzysztofa Ardanowskiego, któremu wręcz zakazano wcielanie jej w życie! Dlaczego ekspert Sawicki wiąże spodziewane braki produktów mleczarskich z Krajową Grupą Spożywczą? Wszak z mleczarń wyjeżdżają setki tirów dziennie wypełnionych przeważnie produktami, których długo nie można przechowywać – poza serem, masłem i produktami UHT! Niewypuszczenie znakomitej większości wyrobów mleczarskich w dystrybucyjne kanały oznacza katastrofę ekonomiczną dla zakładów mleczarskich i dla rolników. Zapełnione magazyny to największa zmora, szczególne dla gigantów mleczarskich!
My przyczyny ewentualnej katastrofy doszukiwalibyśmy się w czymś innym
Owszem, może dojść do katastrofy na rynku mleka, ale z innej przyczyny: wysokiej ceny energii elektrycznej, gazu i węgla oraz wzrost innych kosztów w zakładzie i oborze może załamać przetwórstwo mleka w zakładach i jego produkcję w oborze. Wszak już teraz z mleczarń docierają do nas głosy, że gaz może zdrożeć nawet o tysiąc procent! Natomiast spodziewane zimowe ograniczenia energii i gazu dla zakładów mleczarskich skomentował słusznie, że nie można zatrzymać procesu produkcji i przetwórstwa mleka. Stwierdził, że rząd tego nie rozumie! Dodał też, że rząd zaniedbał budowę biogazowni, szczególnie przy dużych fermach mleczarskich. Bo te biogazownie mogłyby zabezpieczyć gaz i energię dla zakładów przetwarzających mleko. Jak jednak ten gaz ma być dostarczany do mleczarń – tego ekspert nie powiedział, podobnie jak tego, czy obecna sieć elektryczna da sobie radę z przesyłaniem prądu z biogazowni do mleczarni. A co będzie, jak ów duży rolnik będzie chciał odejść do innego podmiotu mleczarskiego – wtedy przechodzi ze swoją biogazownią czy też nie przechodzi? Sawicki potępił też węgiel jako paliwo nieekologiczne. Chociaż Niemcy i inni powracają do węgla. My też byśmy chcieli mieć więcej tańszego czarnego złota z polskich kopalń! W sumie poseł Sawicki nie rozwiązał doraźnego problemu ograniczenia dostaw energii elektrycznej i gazu. Jednak ostro skrytykował rząd, rzucił kilkanaście miłych zdań pod adresem rolników, a nade wszystko przypodobał się ekologom. Jakie z tego wnioski? Bardzo proste: Sawicki chce zostać nowym ministrem rolnictwa i wicepremierem w następnym rządzie, który zapewne stworzy premier Donald Tusk. Naszym zdaniem ma szansę – jednakże pod warunkiem, że PSL dostanie się do sejmu! Bo jak na razie, to niektóre sondaże pokazują nawet 2% poparcie. Już niedługo to AgroUnia będzie miała większe szanse wyborcze.
Legenda o "owcy wawelskiej" co krocie zarabia
Wszyscy znamy legendę o Smoku Wawelskim, który w Krakowie porywał młode dziewczęta. Nikt nie mógł go pokonać. Dopiero szewczyk Dratewka zaoferował królowi Krakowi skuteczną pomoc. Wypchał siarką owczą skórę, podrzucił pod Smoczą Jamę, a bestia pożarłszy ją zdechła. Miasto Kraków obchodziło w tym roku rocznicę ustawienia pod Wawelem pomnika strasznego smoka. Dlatego urzędnicy postanowili wynająć owcę. Okazało się, że owca o imieniu Janina, pracując w roli ofiary smoka, przez godzinę zarobiła dla swych właścicieli 6150 zł. To więcej, niż za godzinę pracy zarabia Robert Lewandowski. Tyle rocznie otrzyma rolnik za zapewnienie dobrostanu 250 tucznikom lub 33 krowom (wypas).
Gorąco życzymy naszym Czytelniczkom i Czytelnikom, aby Wasze owce, krowy, tuczniki i kozy zarabiały dla Was choćby jedną setną dziennie tej sumy, która wpadła do kieszeni właścicieli Janiny za sprawą krakowskiego magistratu. Jednak owczy rekord należy do Gdańska. Tam rozpisano przetarg na usługę koszenia trawników przez owce. Pierwsza oferta opiewała na 292,3 tys. złotych. Wybrano więc tańszą – niemal 150 tys. zł. Tyle gdańszczanie zapłacą za pracę 15 owiec wrzosówek przez trzy miesiące. Znajdź, droga Czytelniczko i Czytelniku, owcę, która dla właściciela zarobi dziś tyle pieniędzy. Dzięki pomysłom miejskich urzędników porzekadło, że „kto ma owce, ten ma co chce” znów nabrało mocy. My zaś apelujemy do włodarzy miast, by zatrudniali do intratnego wypasu nie tylko owce, lecz także krowy, kozy i konie. Będzie to miało także walor edukacyjny. I nie tylko dzieci jadące do szkoły zrozumieją, że mleko nie powstaje w Biedronce albo Lidlu.
Paweł Kuroczycki i Krzysztof Wróblewski
redaktorzy naczelni Tygodnika Poradnika Rolniczego
fot. TPR