StoryEditorFelietony

Haniebna masakra...

30.03.2018., 13:03h
…w taki sposób jeden z profesorów określił plany polskiego rządu związane z odstrzałem dzików w Polsce. Andrzej Elżanowski, zoolog i bioetyk z Uniwersytetu Warszawskiego, przewodniczący Sekcji Dobrostanu Zwierząt Polskiego Towarzystwa Etycznego twierdzi, że to ludzie odpowiadają za przenoszenie afrykańskiego pomoru świń. Jego zdaniem, wirus szerzy się przez niechlujstwo rolników. Uważa, że dotychczasowe polowania przyczyniły się do jego rozprzestrzenienia. Nie pierwszy to przykład obciążania rolników odpowiedzialnością za ASF.
Szkoda, że profesor Elżanowski nie zapoznał się z efektami akcji prowadzonej przez Czechów w powiecie, w którym pojawił się wirus ASF w ubiegłym roku (odstrzał ponad 12 tys. dzików). Szkoda, że nie wspomina o tym, że czeski rząd przeznaczył ponad 600 mln koron na odstrzał 300 tys. dzików w całym kraju płacąc myśliwym po 2000 koron (330 zł) od każdego dzika. Szkoda, że nie zadał sobie pytania o zasadność tych posunięć w kraju, który nie ma ASF wśród świń, a jest on tam tylko wśród dzików. Niestety, te informacje nie dotrą do szerokiej opinii publicznej. Dotrze do niej zapewne rozmowa z prof. Elżanowskim, która ukazała się w jednym z lokalnych portali internetowych na północy Polski i zanim została powtórzona przez Czechów z czasopisma „Svět myslivosti” („Świat polowań”). Reprezentuje tam teraz polski punkt widzenia na problem ASF wśród dzików.

Najwyższa Izba Kontroli skrytykowała w ubiegłym tygodniu polskie hodowle roślin twierdząc, że polscy rolnicy wykorzystują zbyt mało materiału siewnego, a hodowle rejestrują zbyt mało nowych odmian. Naszym zdaniem, wspomniany w raporcie z kontroli 17-procentowy udział kwalifikowanego ziarna siewnego w zasiewach to i tak bardzo dobry wynik, zważywszy, że zanim wprowadzono dopłaty wynosił on kilka procent.

Z liczbami trudno dyskutować, można więc zastanowić się nad przyczynami. Chyba z 10 lat temu przepisy dotyczące dopłat do materiału siewnego miały być zmienione, a dopłaty podniesione. Można się domyślać, że spowodowałoby to wzrost popytu na materiał siewny. Niestety, dopłat nie podniesiono. Następnie resort rolnictwa pod kierownictwem Marka Sawickiego zabrał dużym gospodarstwom dopłaty bezpośrednie. Prywatni latyfundyści na papierze podzielili gospodarstwa na mniejsze kawałki i dopłaty otrzymują. Państwowych spółek, w tym wszystkich hodowli roślin, podzielić się nie dało. Gdyby ktoś nie wiedział, to tak właśnie „wylewa się dziecko z kąpielą”.

Dwa lata temu ówczesna Agencja Nieruchomości Rolnych, sprawująca nad spółkami nadzór właścicielski, szacowała straty z powodu odebrania im dopłat na około 40 mln zł rocznie. Na dopłaty do materiału siewnego Polska wyda 113 mln zł w 2018 r. Teraz można rozdzierać szaty nad trudną sytuacją polskiej hodowli roślin, jednak nie sposób pozbyć się wrażenia, że sami ją sprokurowaliśmy.

Zza dwóch oceanów doszły nas ciekawe wieści. Największy na świecie producent mleka, nowozelandzka Fonterra, zmieni w tym roku prezesa. Kierujący nią Theo Spierings, zrezygnował, m.in. dlatego że Beingmate, spółka Fonterry w Chinach, przyniosła ok. 0,5 mld zł strat w 2017 r. Beingmate utworzono, aby w Chinach sprzedawać odżywki dla niemowląt. To dobre „memento mori” dla wszystkich, którzy wieszczą, że rynek chiński rozwiąże wszystkie problemy europejskich producentów żywności. Otóż nie tylko nie rozwiąże, ale nawet ich przysporzy. W Chinach nie poradziła sobie Fonterra – firma, która produkuje niemal dwa razy tyle mleka co cała Polska. Może wreszcie do świadomości rządzących przebije się pogląd, że najskuteczniejszą strategią rozwiązania problemu nadwyżki w produkcji mleka jest zwiększenie jego spożycia w Polsce. Nie sprzyja jednak temu działalność Funduszu Promocji Mleka, którym od lat rządzi wiceprezydent PFHBiPM Krzysztof Banach i jego sprzymierzeńcy. Niezwykle trudno nam jest uwierzyć, że tzw. coroczne sympozjum w Jędrusiowej Zagrodzie – jest to ulubiona impreza Krzysztofa Banacha – powoduje zwiększenie konsumpcji mleka i jego przetworów w naszym kraju. Konieczne też jest ucywilizowanie krajowego rynku mleka – zwłaszcza chodzi nam o warunki narzucane dostawcom przez sieci handlowe. Jeżeli to się uda, to będziemy spokojniejsi o przyszłość. Na razie spokojni być nie możemy, bo rozpoczął się interwencyjny skup mleka w proszku prowadzony przez Unię Europejską. Odbywa się on w niekorzystnym systemie przetargowym, w którym wygra ten, kto zażąda mniej za towar. Zwyciężą więc zapewne oferty w granicach 6 zł/kg albo i niższe. Za tę niską cenę czekają ich liczne kontrole i 2 miesiące oczekiwania na pieniądze. Wiele spółdzielni zdecyduje się pewnie na sprzedaż po cenach o 50 gr/kg niższych, ale przynajmniej dostaną pieniądze do ręki.

Przypominamy, że Francuzi mają gotowe rozwiązania mające przywrócić równowagę między producentami i sieciami handlowymi. Można z nich skorzystać, a że warto, świadczy przykład z ostatnich dni. Jak się dowiadujemy, nawet stosunkowo krótka Wielkanoc jest okazją do zażądania przez sieci dużych upustów od dostawców. Rozumiemy, że tam też potrzebują na „zająca”, ale dlaczego nie wystarczy im „zajączek”. A jeśli już jesteśmy przy świętach, to życzymy naszym Czytelnikom zdrowych, pogodnych Świąt Wielkanocnych, przepełnionych wiarą, nadzieją i miłością.

Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki
redaktorzy naczelni
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
24. kwiecień 2024 09:29