StoryEditorInterwencja

Inspektorat wprawia w osłupienie

17.10.2016., 15:10h
Sano jest potentatem w dziedzinie tworzenia zbilansowanych programów żywienia zwierząt hodowlanych. Zanim firma przeznaczy swoje produkty do sprzedaży, najpierw dokładnie je bada i testuje. Możliwe jest to między innymi dzięki Sano Agrar Institut.

To placówka badawcza, która, jak deklaruje Sano, wdraża technologie oraz prowadzi badania premiksów i dodatków paszowych. W ramach Instytutu produkowane jest m.in. mleko. W trzech lokalizacjach w okolicach Trzemeszna Sano ma 2600 sztuk bydła, w tym 1300 krów dojnych.

– Produkujemy najlepszą kiszonkę w Europie. Udało nam się technologię jej wytwarzania opanować niemal do perfekcji. Koledzy z Niemiec przyjeżdżają do nas i zwyczajnie zazdroszczą nam takiej paszy. Między innymi dzięki niej jesteśmy w stanie produkować tak dużo mleka – mówi dr Ryszard Kujawiak, żywieniowiec, doradca prezesa Sano.

Jakość żywienia
Słowa dr. Kujawiaka mają pokrycie w rzeczywistości. Średnia wydajność w stadzie 1300 krów za ostatnie 12 miesięcy to 12 927 kg mleka.

– Zielonkę zbieramy, dbając, aby miała odpowiednią wilgotność. Dla trawy najlepiej jest, gdy wynosi ona 35%, dla kukurydzy 33–38%. Nie powinna być wyższa, ponieważ potem kiszonka traci optymalne parametry żywieniowe. Dzięki odpowiedniej wilgotności nie wytwarzają się zaś soki kiszonkowe, które są oznaką błędów podczas zakiszania – opowiada dr Kujawiak.

Sano dba też o zapewnienie odpowiedniego stopnia ubicia, dzięki któremu sieczka może się właściwie zakiszać. Służą temu ciężkie, ważące 28 ton, wojskowe spychacze (nacisk na oś 12 ton), które odpowiadają za ubijanie traw i kukurydzy.

Dziennie w Sano zużywa się około 40 ton kiszonki pobieranej z olbrzymich przejazdowych silosów. Każdy jest wyposażony w izolowaną, twardą posadzkę oraz system kanałów, który zbiera ewentualne odcieki.

– Przy silosach stoi otwarty zbiornik o pojemności 1000 m3. Został postawiony profilaktycznie. Dobre kiszonki nie wydzielają soków, ale na wszelki wypadek, gdyby coś kiedyś poszło nie tak, dla bezpieczeństwa jest zbiornik, który może zmagazynować ciecz – zapewnia Marcin Horemski z działu prawnego Sano.

Bateria silosów do kiszenia funkcjonuje od 7 lat. W tym roku okazało się, że w zbiorniku jest ciecz. Jest on otwarty, a do tego szczelny, więc była to woda z opadów atmosferycznych. Nie dla wszystkich było to oczywiste.

W tym roku Sano kontrolował Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Poznaniu. Przeprowadził żmudną i wielowątkową lustrację dokumentów oraz infrastruktury. Podczas kontroli pojawiły się wątpliwości co do cieczy znajdującej się w zbiorniku przy kiszonkowych silosach. Inspektorom wystarczyło, że nad zbiornikiem wyczuli woń kiszonki, aby stwierdzić, że są to szkodliwe dla środowiska soki kiszonkowe. Każdy rolnik wie, że woń kiszonki w gospodarstwie produkującym mleko nie jest czymś nadzwyczajnym.
Kontrolerzy zapytali właścicieli, jak zamierzają zagospodarować soki. Sano takie pytanie zaskoczyło, lecz nie zlekceważyło zastrzeżeń inspektorów. Firma chciała dokładnie ustalić, jakie są przepisy dotyczące utylizacji kiszonkowych soków.

Dział prawny firmy zwrócił się z oficjalnym pismem do WIOŚ w Poznaniu z prośbą o informację, jak zagospodarowywać soki kiszonkowe pochodzące z pryzmy kiszonki z traw i kukurydzy oraz co zrobić, gdy zbiornik będzie napełniony.

Odpowiedź, jaką nadesłał inspektorat, wprawia w osłupienie. Przedstawicielom firmy Sano zapewne byśmy nie uwierzyli, że dostali taką instrukcję, gdyby nie przedstawili nam kopii dokumentów.

„Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Poznaniu informuje, że nie jest firmą doradczo-konsultingową, tylko organem kontrolnym. (...) do zadań Inspekcji Ochrony Środowiska należy m.in.: kontrola podmiotów korzystających ze środowiska w rozumieniu Ustawy z 27 kwietnia 2001 r. Prawo ochrony środowiska (...) w zakresie przestrzegania przepisów o ochronie środowiska, przestrzegania decyzji ustalających warunki korzystania ze środowiska oraz przestrzegania zakresu, częstotliwości i sposobu prowadzenia pomiarów wielkości emisji i jej wpływu na stan środowiska. Znajomość wymagań prawnych (...) jest obowiązkiem podmiotu korzystającego ze środowiska”. Dokument podpisała Hanna Kończal, zastępca wielkopolskiego wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska.

Sano uznało, że nie pozwoli na lekceważenie ze strony ważnego urzędu.
– Dołożyliśmy wszelkich starań, aby sprawę wyjaśnić. Pragnę podkreślić ogromną przychylność i chęć jednoznacznego ustalenia przepisów związanych z utylizacją soków kiszonkarskich wykazaną przez inne instytucje. Ich postawa była profesjonalna – informuje Marcin Horemski.

Kompletne wyjaśnienia
Skoro WIOŚ w Poznaniu nie jest firmą doradczo-konsultingową, dział prawny Sano zwrócił się do Wielkopolskiego ODR, Instytutu Technologiczno-Przyrodniczego w Falentach, Generalnego Inspektora Środowiska, a nawet Ministerstwa Środowiska.

Te urzędy też nie prowadzą działalności doradczo-konsultingowej, jednak nie przeszkodziło to im w udzieleniu kompetentnych informacji na temat soków kiszonkowych.

Instytucje zgodnie stwierdziły, że postępowanie z sokami kiszonkowymi określa Kodeks Dobrej Praktyki Rolniczej. Według niego soki rozprowadza się na polu, gdzie rośnie roślina, z której zrobiona jest kiszonka.

„Wynika to wprost z Rozporządzenia Ministra Środowiska z 23 grudnia 2002 r. w sprawie szczegółowych wymagań, jakim powinny odpowiadać programy działań mających na celu ograniczenie odpływu azotu ze źródeł rolniczych. (...) W załączniku nr 1 (...) tegoż Rozporządzenia czytamy: soki zbierane w studzienkach należy rozlewać na pola lub łąki, z których pochodziła masa roślinna do zakiszenia” – informował WODR.

Na to samo rozporządzenie powołał się także Instytut w Falentach i dodatkowo wymienił Rozporządzenie Ministra Rolnictwa z 7 października 1997 r. w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budowle rolnicze. Paragraf 35 rozporządzenia mówi, że „Konstrukcja silosów na kiszonki powinna zapewniać ochronę przed oddziaływaniem soków powstałych w procesie kiszenia oraz przenikaniem tych soków do otaczającego środowiska poprzez wykonanie odpowiednich spadków i kanalików do odprowadzania soków do szczelnych studzienek”.

Wszelkie wątpliwości rozwiało także Ministerstwo Środowiska. Wymieniło Kodeks Dobrej Praktyki Rolniczej i przypomniało, że „Zalecanym sposobem konserwacji pasz jest sporządzanie sianokiszonek, z których nie ma wysięków soków”. Resort powołał się także na wymieniane wcześniej rozporządzenie z 2003 r., które mówi, że pasze soczyste muszą w gospodarstwie być przechowywane w specjalnych zbiornikach oraz że soki trzeba zbierać w studzienkach.

– „Soki zebrane w studzienkach należy rozlewać na pola lub łąki, z których pochodziła masa roślinna do zakiszania. Niezależnie od studzienek zaleca się stosowanie na dno silosu płaskiego warstwy pociętej słomy, zatrzymującej soki kiszonkowe, gdyż jedna tona pociętej słomy może wchłonąć do 2,5 m3 soku” – odpowiedział Departament Zasobów Wodnych w Ministerstwie Środowiska.

O to, w jaki sposób należy soki kiszonkowe zagospodarowywać zapytaliśmy też WIOŚ w Poznaniu. Chcieliśmy się dowiedzieć, dlaczego nie udzielił on firmie Sano odpowiedzi na pytanie o soki kiszonkowe. Odpowiedź, o ile ją otrzymamy, zamieścimy na łamach „Tygodnika”.
Na szczęście, nie wszyscy postępują tak, jak Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Poznaniu. Szkoda, że jeden organ kontrolny może psuć opinię pozostałym instytucjom państwowym, które, jak widać na przedstawionym przykładzie znajdują o wiele więcej zrozumienia dla spraw obywatela.

Tomasz ŚLĘZAK

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
28. kwiecień 2024 05:56