Drób i zboże z Ukrainy. Import produktów rolnych do UE wyższy niż przed wojną
Komisja Europejska bez konsultacji z ministrami rolnictwa i samymi rolnikami ogłosiła propozycję umowy o handlu z Ukrainą i nowe kontyngenty taryfowe na bezcłowy import wybranych produktów rolnych z Ukrainy.
Nowe kontyngenty importowe, które zaczną obowiązywać od początku 2026 roku, dla wielu produktów wzrosły nawet kilkukrotnie w porównaniu z umową sprzed wojny (w przypadku miodu 6 razy). Przykładowo:
- drób: z 90 tys. do 120 tys. ton rocznie,
- jajka i albuminy: z 6 do 18 tys. ton,
- cukier biały: z 20 do 100 tys. ton,
- miód: z 6 do 35 tys. ton,
- otręby zbożowe: z 21 do 85 tys. ton,
- kukurydza: z 650 tys. do 1 mln ton,
- pszenica: z 1 mln do 1,3 mln ton.
Do tego pojawiają się zupełnie nowe kontyngenty: na mąkę, owies czy przetwory cukrowe i mleczne. Lista bezcłowych produktów rośnie, a w przyszłości możliwe będzie dalsze otwieranie rynku bez potrzeby renegocjacji. Pełną listę znajdziesz TUTAJ.
Polscy rolnicy alarmują: to powrót do 2022 roku
– Znamy ten scenariusz. Niewielkie ilości w skali całej UE oznaczają wielką falę tanich produktów zalewającą Polskę i kraje przygraniczne. W 2022 roku celnicy apelowali do rolników o pomoc, bo sami nie mieli sił ani środków do kontroli. Dziś nie mamy żadnej gwarancji, że będzie inaczej – komentuje Damian Murawiec, rolnik spod Elbląga i działacz Oddolnego Ogólnopolskiego Protestu Rolników.
Niepokój rolników budzą również liczby. Jak alarmują, wzrosty sięgające kilkuset procent (np. +480 proc. dla miodu, +400 proc. dla cukru) to sygnał, że KE świadomie otwiera szeroko drzwi dla ukraińskiego eksportu. Tyle że ten eksport pochodzi nie od małych rolników, tylko od wielkich agroholdingów i oligarchów, wspieranych przez zagraniczne koncerny.
Zarzecki: to zapowiedź dalszej liberalizacji handlu z Ukrainą
Jacek Zarzecki z Platformy Zrównoważonej Wołowiny, nie ma złudzeń, że umowa UE-Ukraina to polityka salami, czyli krojenie rolnictwa po plasterku.
– To zapowiedź dalszej liberalizacji po roku 2028. Nastąpi ona, jeżeli Ukraina spełni wymogi w zakresie dobrostanu zwierząt i stosowania środków ochrony roślin. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że zrobi to bez większego problemu, biorąc pod uwagę skalę produkcji czy też przewagi kosztowe. Zrobią to przy pomocy zachodnich koncernów chemicznych oraz inwestycjom w dobrostan, zwłaszcza w sektorze drobiarskim – podkreśla Zarzecki.
Zarzecki zwraca uwagę, że kontrole w państwach trzecich są znacznie słabsze niż wewnątrz UE. A w warunkach wojny, korupcji i braku realnej kontroli nad produkcją i dokumentacją, mówienie o „równych zasadach” to fikcja.
– Ukraina jest w czołówce najbardziej skorumpowanych państw Europy – dodaje.
„Spadek cen zboża nie wystarczył, by Bruksela zareagowała”
Rolnicy pytają więc wprost, jak KE zamierza egzekwować przestrzeganie unijnych norm produkcji i dobrostanu na Ukrainie, skoro nawet nasze własne służby nie radziły sobie z kontrolą towarów na granicy.
Dotąd jedyną zapowiedzią zabezpieczenia jest klauzula ochronna, która w teorii pozwala zawiesić import, jeśli dojdzie do negatywnych skutków rynkowych. Problem w tym, że nie określono żadnych progów jej uruchamiania. Decyzja leży całkowicie po stronie KE.
– Doświadczyliśmy tego już przy zbożach z Ukrainy. Spadek cen o 50 proc. nie wystarczył, by Bruksela zareagowała – przypomina Murawiec.
Także Stanisław Barna, rolnik z woj. zachodniopomorskiego na dzisiejszym spotkaniu z wojewodą zachodniopomorskim mówił wprost, że Ukraina zaleje Polskę zbożem teraz bardziej niż w 2022 roku.
- A minister Siekierski nie robi z tym nic - mówił Barna.
Rolnicy: nie poddamy się
Polscy rolnicy i organizacje rolnicze zapowiadają, że nie odpuszczą tematu. Złożony został już szereg wniosków do polskiego rządu o wyjaśnienie, jak będą wyglądać kontrole po 1 stycznia 2026 roku. Domagają się również realnych działań w Brukseli, a nie kolejnych deklaracji o potrzebie solidarności z Ukrainą.
– Pomoc Ukrainie tak, ale nie kosztem polskich rolników i nie przez niszczenie europejskich standardów. W przeciwnym razie nie będzie co liberalizować, bo zniszczymy własny rynek – ostrzegają rolnicy.
Kamila Szałaj
