StoryEditorWywiady

Mirek Jabłoński: praca w gospodarstwie pomogła mi zostać żużlowcem

03.02.2020., 15:02h
– Praca w gospodarstwie rodziców nauczyła mnie uporu i podchodzenia z zaangażowaniem do swoich obowiązków. To pomogło mi zostać żużlowcem – mówi Mirosław Jabłoński, jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich żużlowców w rozmowie z Pawłem Mikosem.

Końcówka 2019 roku przyniosła dwie informacje, o których słyszał chyba każdy mieszkaniec wsi: Bartosz Zmarzlik wygrał plebiscyt na Sportowca Roku, a pan zmienił klub i podpisał kontrakt sponsorski z Syngentą, jedną z najbardziej znanych firm rolniczych. Skąd to zainteresowanie żużlem w Syngencie? 

– Z Syngentą rozpoczęliśmy rozmowy jeszcze przed zakończeniem poprzedniego sezonu. Udało nam się porozumieć: Syngenta będzie moim głównym sponsorem – i to bez względu na to, w jakim klubie będę występować. Umówiliśmy się, że będę twarzą dwóch produktów: Turbo Pak oraz Maxim Power. Trzeba przyznać, że sama ich nazwa niezwykle pasuje do żużla. Poza tym przynajmniej jeden z tych preparatów przyda się w gospodarstwie moich rodziców. 

 

Pytanie tylko, czy żużel kręci rolników? 

– Warto zwrócić uwagę, że żużel w zasadzie uprawiają i kibicują mu mieszkańcy średnich miast i wsi. Niewiele jest dużych aglomeracji, gdzie speedway byłby mocny. Można wręcz powiedzieć, że żużel to sport miast powiatowych. Gdyby przeprowadzono badania, kto przychodzi na stadion na mecze speedwaya, zapewne okazałoby się, że zdecydowana większość z nich to mieszkańcy okolicznych wiosek.  

Poza tym żużel ma coś wspólnego z rolnictwem i wsią. W obu przypadkach trzeba się ubrudzić, żeby coś osiągnąć. Z tego powodu żużel nazywany jest też czarnym sportem. Na jeszcze jedną rzecz warto zwrócić uwagę – to na wsiach i w miasteczkach chłopacy uczyli się jeździć na motorynkach czy jawkach. A to był już pierwszy krok do poważniejszego zainteresowania się żużlem. Ja sam zaczynałem w Kłecku na polu, gdzie bandy wyznaczające tor były ułożone z balotów słomy. Na pewno ułatwieniem było to, że w Gnieźnie był i jest nadal klub z ogromnymi tradycjami żużlowymi – Start Gniezno. 

 

Czy tytuł Sportowca Roku dla Bartosza Zmarzlika pomoże żużlowi? Czy sprawi, że speedway w większym stopniu zagości w domach, także tych na wsi? 

– Na pewno Bartkowi należał się ten tytuł, chociażby za zdobycie indywidualnego mistrzostwa świata. W tym plebiscycie okazało się, że branża żużlowa potrafić działać wspólnie. Sam wysłałem kilka SMS-ów na Bartka. Również wiele klubów żużlowych namawiało swoich kibiców do takiej aktywności. No i to przyniosło sukces. Bartek wyprzedził nawet Roberta Lewandowskiego! 

Czy to pomoże Bartkowi i innym żużlowcom? Już teraz słyszę, że Bartek negocjuje nowe kontrakty z największymi firmami. Ten plebiscyt pokazał też, jak bardzo popularną dyscypliną wśród kibiców jest żużel, a to może się przełożyć na większe zainteresowanie mediów i sponsorów. Dlatego ten sukces Zmarzlika może pozytywnie przełożyć się na cały speedway w Polsce. Może jeszcze nie teraz, ale wkrótce nowym chłopakom wchodzącym w profesjonalny żużel będzie łatwiej znaleźć sponsora. 

 

Dla pana nowy sezon to nowy klub i nowy sponsor. Dlaczego nie będzie pan już jeździł dla Startu Gniezno tylko z drużyną Orła Łódź?

Chciałem w sezonie 2020/2021 jeździć dalej dla Startu Gniezno. W końcu to mój macierzysty klub i mieszkam w Gnieźnie. Tu też trenuje mój syn. I wszystko wskazywało na to, że tak będzie. Jednak po jakimś czasie władze gnieźnieńskiego klubu poinformowały, że zmieniła się koncepcja na drużynę na przyszły sezon i mam wolną rękę w szukaniu nowego klubu. Szkoda, ale z drugiej strony wychowanek danego klubu często ma najgorzej, bo musi udowadniać cały czas, że jest znacznie lepszy niż jakikolwiek zawodnik sprowadzony z zewnątrz. Może niektórym przeszkadzało także, że jestem szczery do bólu i mówię wprost, gdy coś nie funkcjonuje odpowiednio

 

Jakie ma Pan cele na zbliżający się sezon? 

Bardzo bym chciał awansować do finału indywidualnych mistrzostw oraz poprawić średnią zdobywanych punktów w meczach ligowych. W ostatnim sezonie było to 1,8, a w zbliżającym się sezonie chciałbym, aby było powyżej 2 punktów na bieg. 

Jak na razie dużych emocji nie ma, tylko codzienna praca nad porządnym przygotowaniem się do startów. Emocje pojawią się pewnie na tydzień przed pierwszym meczem. 

Mirek Jabłoński już przygotowuje sprzęt do nowego sezonu w drużynie Orła Łódź 

  • Mirek Jabłoński już przygotowuje sprzęt do nowego sezonu w drużynie Orła Łódź

 

Wspomniał pan, że rodzice mają gospodarstwo. Jakie? 

– Rodzice od 1984 roku prowadzą niewielkie gospodarstwo rolne na obrzeżach Gniezna. Niecałe 8 ha. Na początku było to gospodarstwo mieszane, łącznie z chowem świń i drobiu. Jednak kilkanaście lat temu zdecydowali się na prowadzenie niemal wyłącznie uprawy truskawek. 

 

Czy trudno jest chłopakowi z małego gospodarstwa spełnić marzenia o jeździe w speedwayu? 

– U mnie to brat przecierał szlaki. To on musiał walczyć z tym starym zwyczajem, że dzieciaki najpierw muszą pomóc w gospodarstwie, a później dopiero cokolwiek innego. Dla rodziców jego pasja do żużla to była tylko zabawa. Ale jednak udawało mu się ich przekonywać, żeby pozwolili na treningi. Dzięki temu, ja już miałem o wiele łatwiej. Kiedy miałem zacząć już oficjalnie treningi, tylko poszedłem na pole truskawek, żeby mama podpisała zgodę. 

Żeby jednak zostać dobrym żużlowcem, na pewno na początku musi być ogromna pasja, zainteresowanie tym tematem, ale także upór i dużo ciężkiej pracy. Zwłaszcza że w latach, kiedy brat i ja zaczynaliśmy, było o wiele trudniej pozyskać sponsora.
Na pewno praca w gospodarstwie uczy uporu, ale także ogromnego zaangażowania w swoje obowiązki. Przynajmniej my się tego nauczyliśmy, patrząc z jakim zaangażowaniem rodzice prowadzili gospodarstwo. Szczególnie że przy truskawkach jest ogrom pracy. 

 

Rolnicy liczą, że przynajmniej jedno z ich dzieci przejmie gospodarkę. Pana rodzice też tak mieli? 

– W 2000 roku, kiedy miałem wybrać szkołę średnią, szkoła rolnicza nie wchodziła w grę. Wybrałem technikum mechaniczne. Później ukończyłem studia licencjackie z wychowania fizycznego. Ale do dwudziestego roku życia przez cały czas pomagałem rodzicom w gospodarstwie. Załapałem się jeszcze nawet na wyrzucanie obornika od kur, a mój starszy brat to nawet od świń. 

Ale te wszystkie prace w gospodarstwie wspominam miło, bo można było zająć się sobą, a nie siedzieć tylko z nosem w telefonie, jak to teraz często wiele osób robi. Pamiętam, że jak miałem 10 lat, ojciec kazał mi bronować pole. Tylko zamiast wzdłuż bruzd, jeździłem w poprzek. Tata tak mnie opierdzielił, że mu ciągnik zniszczę, że do dzisiaj pamiętam. Ale z drugiej strony, mój syn kosi trawę kosiarką na szóstym biegu zamiast na drugim (śmiech)

 

Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w nowym sezonie. 

 W gospodarstwie rodziców Mirka Jabłońskiego na obrzeżach Gniezna wciąż jest domek na drzewie, który żużlowiec samodzielnie zrobił dla swoich dzieci

  • W gospodarstwie rodziców Mirka Jabłońskiego na obrzeżach Gniezna wciąż jest domek na drzewie, który żużlowiec samodzielnie zrobił dla swoich dzieci

 

 

Paweł Mikos

Fot. Paweł Mikos

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
29. kwiecień 2024 09:32