StoryEditorWiadomości rolnicze

Obywatele kategorii drugiej

10.02.2015., 11:02h
Polscy rolnicy, w odróżnieniu od niemieckich czy też francuskich, nie są skorzy do protestów.

Owszem, farmerzy ze starej Unii też ciężko pracują. Ale od lat żyją wygodnie i dostatnio, a efekty ich pracy są doceniane zarówno przez społeczeństwo, jak i polityków. I tak jest od kilkudziesięciu lat. Zaś silne związki zawodowe oraz izby rolnicze dobrze dbają o interesy rolników, którzy w zachodnich społeczeństwach nie są zbyt liczną grupą zawodową. Jednak, gdy te interesy są zagrożone, to szybko dochodzi do gwałtownych protestów, w porównaniu do których obecne rolnicze blokady polskich rolników można określić mianem jak najbardziej pokojowych. Chociaż i im towarzyszą duże siły policyjne. Polski rolnik protestuje wówczas, gdy jego gospodarstwo i jego rodzina znajdują się w dramatycznej sytuacji ekonomicznej, a nie dlatego, że pogorszyły mu się zarobki i nie będzie „trzynastki.” Po prostu: polski rolnik swojej pracy nie zalicza do kosztów prowadzenia gospodarstwa. Chodzi tylko o to, aby mieć pieniądze na odtworzenie produkcji i jakoś przetrwać do lepszych czasów. Polski gospodarz w trudnej sytuacji ekonomicznej zgadza się, i to bez zbytniego gadania, na pogorszenie warunków życia. Wszak przez lata chłopi byli obywatelami kategorii drugiej, a ich życie było o wiele skromniejsze niż mieszkańców miast. Przez długie lata regułą było, że ojcowiznę przejmował ten co do szkół nie chciał chodzić. Teraz warunki życia i pracy na wsi się zmieniły. Ale nadal życie wielu rolników i ich rodzin pełne jest wyrzeczeń. Szczególnie trudne jest życie wiejskiego dziecka, którego praca w gospodarstwie ma jak najbardziej dorosły charakter. 

Wielu polityków i większa część społeczeństwa nie zdaje sobie sprawy z tych oczywistych faktów. Słychać mocne głosy, że rolnicy nie mają prawa w obecnej sytuacji protestować. Opinie takie wypowiada nie tylko profesor Leszek Balcerowicz, ale też profesor Ryszard Bugaj – socjalista – jeden z głównych doradców śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Słychać także głosy czołowych polityków Platformy Obywatelskiej, którzy wypominają rolnikom dopłaty bezpośrednie i inne pieniądze unijne. Jakoś nie słyszałem, aby prezydent Francji czy też kanclerz Niemiec, kierował podobne słowa pod adresem swoich rolników. Przeciwnie, owi przywódcy dbają, by dopłaty bezpośrednie dla ich farmerów były jak najwyższe, to znaczy, znacznie wyższe niż dla polskich rolników. Żenujące są też opinie wielu polityków, że bezpośrednie rozmowy premier Ewy Kopacz z protestującymi rolnikami będą oznaką jej słabości. A więc ma nie być dialogu społecznego, bo rolnicy w odróżnieniu od górników są słabsi, gorzej zorganizowani i nie mają silnych przywódców. Wypada tylko czekać na głosy, że czas najwyższy, aby porządek z protestującymi rolnikami zrobiła policja, jak to wiele razy bywało. Wówczas wizerunek rządu zapewne się poprawi, a pani premier będzie uchodziła za silnego polityka. Do grona tych co krytykują protestujących dołączają też czołowi politycy Polskiego Stronnictwa Ludowego. Chociaż doskonale wiedzą, jakie obecnie problemy trapią polskie rolnictwo. Wiedzą też, jak się żyje i pracuje na polskiej wsi. Idą jednak w zaparte, bo są przywiązani do stołków. Liczą, że ta polityczna piana zapewni im sukces wyborczy. Minister Marek Sawicki twierdzi, że prawie wszystkie postulaty protestujących są już zrealizowane albo są w trakcie realizacji. Najbardziej mnie rozbawiła jego zapowiedź, że napisze do Komisji Europejskiej pismo w sprawie przyznania polskim producentom mleka rekompensat za utracone kwoty mleczne. Równie dobrze może napisać do prezydentów: Putina i Poroszenko, pismo w sprawie zakończenia konfliktu ukraińsko-rosyjskiego.

Krzysztof Wróblewski

redaktor naczelny

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
14. grudzień 2024 03:21