StoryEditorWiadomości rolnicze

Mała wieś, a cieszy. Sołtyskę i mieszkańców

19.01.2015., 15:01h
Urszula Przybyła zdziwiła się, że znaleźliśmy ją w małej wsi na końcu Polski. Poręby w gminie Besko rzeczywiście nie należą do największych siół – sołtyska ma pod sobą 42 dymy.  

Wieś mała, ale jak mówią często przyjezdni – bardzo dobrze wyposażona. Mamy oświetlenie uliczne, drogi asfaltowe. Wójt, po interwencji, wybudował nowy budynek ochotniczej straży pożarnej wraz ze świetlicą środowiskową, która jest wyposażona w dziesięć komputerów i kino domowe – opowiada Urszula Przybyła, 38-latka, sołtyska Poręb, piastująca tę funkcję od czterech lat. Właśnie kończy się jej pierwsza kadencja.

Kino domowe w wiejskiej świetlicy? Dość oryginalnie i w dodatku oszczędnie, bo porębianie nie dołożyli do niego ani złotówki. Cztery lata temu młodzież wygrała je w zorganizowanym przez Gminny Ośrodek Kultury w Besku turnieju sołectw. Telewizor już mieli, więc prezent okazał się strzałem w dziesiątkę. Czy świetlica z komputerami i kinem to coś, co rozpuszcza porębską młodzież? Sołtyska uważa, że wręcz przeciwnie.

– Mają miejsce do spotkań. W gminie organizowany jest dwa razy do roku kiermasz – bożonarodzeniowy i wielkanocny. Młodzi przygotowują stroiki, pisanki, bombki, potem to wystawiają. Mogą się integrować, wcześniej to każdy w domu siedział. Mamy w świetlicy panią zatrudnioną na pół etatu. Organizuje dzieciakom różne atrakcje, np. pieczenie ciast – opowiada sołtyska.

Dla starszej młodzieży też coś jest. Na miejscowym boisku spotykają się panowie 30+. Grają w piłkę nożną. A już za chwilę, z inicjatywy pani Urszuli, będzie budowane boisko do piłki siatkowej. To ma być coś więcej niż tylko dwa słupki i siatka. Będzie sfinansowane częściowo z funduszu sołeckiego, częściowo przez wójta. On też ma za zadanie znaleźć dobry projekt. 

W Porębach wiele dzieje się dzięki zaangażowaniu młodzieży. Urszula Przybyła boleje trochę nad tym, że nie udaje się wyzwolić podobnego zaangażowania w nieco starszym pokoleniu, czyli dzisiejszych trzydziestolatków i trochę starszych, zwłaszcza kobiet.

– Łatwiej namówić na działania dwudziestoletniego chłopaka i nastolatki niż młodą mamę.  A mamy co robić. W zeszłym roku wykonaliśmy palmę na Niedzielę Palmową. Miała ponad cztery metry. Kwiaty do niej robiły z papieru młode dziewczyny – skarży się trochę Urszula Przybyła.

Czuje się raczej sołtyską niż sołtysem czy panią sołtys, chociaż nie ma problemu z żadną z form. Jest za tym, by kobiety częściej brały władzę w swoje ręce, ale też żeby bardzej angażowały się w działalność społeczną. Uważa, że kobiety działają i pracują inaczej niż mężczyźni.

– Kobieta ma inne spojrzenie na świat. Jest bardziej uczuciowa i mocniej chyba angażuje się w to, co robi. Mówię może trochę, opierając się na moim własnym doświadczeniu, ale jeżeli kobieta postanowi coś zrobić, to zrobi to. Jeśli nie ma pomocy, zrobi to nawet sama. Kobiety są bardziej ambitne, zawzięte, może dlatego, że ciągle czują potrzebę udowadniania, że się do różnych rzeczy nadają – opowiada sołtyska Poręb.

Sołtysowanie nie męczy jej, chociaż pracy ma niemało. Sołtyską została nie dla korzyści, ale żeby „coś na tej ich małej wsi zrobić”. Zapytała męża, czy może kandydować, bo uważa, że pewne decyzje w rodzinie i małżeństwie podejmuje się wspólnie. Chciałaby, żeby podobnie było podczas zebrań wiejskich. Po to przecież one są, żeby wszyscy wspólnie decydowali o swojej przyszłości i otoczeniu. Tymczasem ludzie często przychodzą i tylko słuchają, a potem mruczą uwagi pod nosem, czyli mało konstruktywnie. 

Jak wygląda jej marzenie o idealnej wsi? Gdyby mogła jutro obudzić się w wiosce swoich marzeń, to powitałaby dzień w swoim 500-hektarowym ranczo. Byłaby w nim wioska tematyczna oraz miejsce i czas na działania dla mieszkańców, zwłaszcza takie, które angażowałyby ich twórczo. I przy tych inicjatywach widzi w tej wizji młode, trzydziestoletnie mamy. Wie, że to możliwe, bo sama ma czworo dzieci i sporo pracy w swoim 70-hektarowym gospodarstwie.

Na Nowy Rok ma też życzenia dla swoich mieszkańców i wszystkich czytelników „Tygodnika”.

– Żeby ludzie angażowali się bardziej w życie swojej społeczności, żeby mieli dla siebie więcej życzliwości, żyli w zgodzie i mniej sobie zazdrościli. Dawniej sąsiad był jak brat, bliższy nawet, bo mieszkał koło ciebie. A dziś to człowiek nawet nie zna sąsiadów – podsumowuje pani Urszula.

Karolina Kasperek

 
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
29. kwiecień 2024 03:51