Tak wyglądają jesienne dyniowe zbiory w gospodarstwie Agnieszki i Piotra. Dynia uprawiana z sercem smakuje i działa zdrowotnie jeszcze bardziejarchiwum
StoryEditorUprawa

Agnieszka i Piotr zaczęli uprawiać melisę, dynię i miętę w ekologii. Czy da się na tym zarobić?

12.11.2023., 13:00h
Gospodarstwo ekologiczne – to brzmi dumnie. Ale tyle samo z niego ma się dumy co pracy, zabiegów i zmartwień. Bywa dużo trudniejsze od standardowej uprawy, ale Agnieszka i Piotr Wróblowie z Gołot w gmnie Unisław w dolnym zakolu Wisły przekonują, że radości z niego jest chyba najwięcej.

Jesienią zbierają pomarańczowe główki dyni hokkaido. Ekologicznej, jak na ich gospodarstwo przystało, choć ten gatunek dyni z zasady wymaga uprawy nieszkodliwej dla środowiska. O tej porze roku to dynie zdobią wjazd na ich podwórko w Gołotach, schody do domu i przydomowy ogród, ale flagowym produktem ich gospodarstwa są zioła.

Historia Wróblów

Mieszkają w domu Piotra, którego dziadkowie kupili w 1936 roku w Gołotach ziemię i przeprowadzili się tam z Łowicza. W gospodarstwie uprawiali zboża, warzywa, hodowali świnie, krowy, króliki.

– To było gospodarstwo wielko­towarowe, w dużym stopniu nasienne. Były kontrakty, dostarczaliśmy nasiona do central nasiennych. Współpracowaliśmy m.in. z Herbapolem, który świetnie wtedy prosperował. Ojciec produkował nasiona warzyw: buraków ćwikłowych, buraków pastewnych, marchwi, ogórków, cebuli, fasoli, kozieradki, grochu, bobu, bobiku, ale też kolendry, kminku i kopru włoskiego. Zdarzało się, że za jeden kontrakt można było kupić ciąg­nik – opowiada Piotr.

Sam jest po szkole rolniczej, choć mówi, że to raczej przypadek niż wybór. Jako nastolatek nie planował wiązać życia z pracą w gospodarstwie, ale wtedy oczywiste było, że syn rolnika idzie do technikum rolniczego.

Agnieszka pochodzi z wioski obok. Skończyła szkołę odzieżową, ale nigdy nie pałała miłością do igły z nitką. Pobrali się z Piotrem, kiedy mieli po 20 lat. Jemu marzyło się coś innego niż praca przy krowach i świniach. Chciał zająć się na szerszą skalę ziołami. Przez kilka lat mieszkali w różnych miejscach, choć zawsze na wsi. Zajmowali się różnymi rzeczami. W międzyczasie Agnieszka poszła na dwuletnie studium zielarskie.

Jak to się stało, że Wróblowie zaczęli siać zioła?

Któregoś dnia ojciec Piotra zadzwonił do niego, powiedział, że dość się już napracował i że przepisuje gospodarstwo. Wróblowie zjechali i postanowili zostać.

– Było tu sporo krów i mieliśmy duże doświadczenie w produkcji mleka, ale porozmawialiśmy z sąsiadką, która do dziś je hoduje. Powiedziała, że pieniądze na tym zarabia, ale nie ma nawet kiedy ich wydawać. Wtedy zapaliła nam się lampka. Nie chcieliśmy tak. Mieliśmy już jakieś doświadczenie w zielarstwie, więc postanowiliśmy założyć gospodarstwo zielarskie – mówią Piotr i Agnieszka.

Jednym z ich produktów jest majeranek. Mówią, że dziś często wiele firm w Polsce sprzedaje nie polski, a egipski albo mieszane. Pytam więc, czy egipski w czymś ustępuje polskiemu.

– Tam się go z powodzeniem uprawia. Ale w Egipcie nie ma kontroli stosowania herbicydów, więc nie znamy jego jakości. Nie wiemy, czy jest suszony tak, jak powinno się to robić, w 35, maksymalnie 40°C. Egipski majeranek jest żółty, nasz – zielony. Teraz istnieją nawet kombajny, które zbierają majeranek, a z tyłu wychodzi już wysuszone zioło. Ono nie ma wtedy wartości, ale i aromatu. Kiedyś produkowaliśmy zioła w konwersji, czyli z „chemią”. Tonaż był duży, ale ludzie, którzy go kupowali, nie byli zadowoleni – wyjaśnia Agnieszka.

Zioła z gospodarstwa ekologicznego

Klienci coraz częściej zdradzali, że gdyby Wróblowie nie stosowali chemii, oni byliby skłonni zapłacić za zioła „złotówkę” więcej. Agnieszka i Piotr wtedy prawdziwie poczuli, co to znaczy prowadzić gospodarstwo ekologiczne. Nie stosowali herbicydów, więc wszystko najpierw im strasznie zarosło. Plony bardzo spadły. Szybko okazało się, że to nie będzie złotówka, a pięć złotych. Ale sporo się w krótkim czasie nauczyli. Wiedzieli już, że nie chcą chemii w uprawie, chcą być wiarygodni, a ich praca ma mieć głębszy sens. Zdecydowali się na certyfikowanie gospodarstwa. Piotr chciał scertyfikować najpierw małe poletko, na którym po połowie uprawiali miętę i melisę.

– Pojechał wtedy do Minikowa. I przyjechał z czym? Całe gospodarstwo przeniósł na ekologię! – żartuje Agnieszka.

Dziś uprawiają tymianek i melisę, a ich flagowym produktem jest mięta. Na miętę, jak mówi Piotr, zawsze jest popyt. Zrobili z niej nawet produkt tradycyjny.

– Na tych naszych ziemiach w zakolu Wisły od zawsze uprawiano kapustę i miętę. Ale ona tu jest naprawdę inna! Jest inaczej suszona – długo, powoli. Piotr trochę się już nudzi samą uprawą i chce robić olejki. Był tu niedawno klient i zachwycił się pierwszymi – mówi Agnieszka.

Warsztaty zielarskie u Wróblów

Kiedy nie pieli, nie zbiera czy nie pakuje suszu, prowadzi warsztaty zielarskie. Albo eksperymentuje z nowymi mieszankami ziołowymi. Pytam, czy ma coś na regularnie dające o sobie znać zatoki.

– Oczywiście! Bardzo dobrze działa oksydowany lilak. To nasz polski bez. Oksydacja, czyli utlenianie. Widać ją, kiedy brązowieje przekrojone jabłko. Kwiaty bzu pakuję do słoika, zamykam szczelnie i przez kilkanaście godzin trzymam w piekarniku w temperaturze 50°C. Kwiaty brązowieją. Taki bez działa relaksująco, ale zauważyłam u siebie, że również intensywnie udrażnia zatoki – mówi Agnieszka.

Opowiada o czymś jeszcze. Jej mieszanki to często efekt poszukiwań, do których zmusza aktualny stan ich zdrowia. Zaobserwowała też pewną zależność, której potwierdzenia nie znajdujemy w badaniach, ale mówią o niej niektórzy zielarze.

– Zaczęło mnie zastanawiać, że ludzie nie radzą sobie z podagrycznikiem, który rzeczywiście się rozrasta. U nas w gospodarstwie rósł, rósł, aż nagle zniknął. Na podagrę chorował ojciec Piotra. Kiedy zmarł, roślina przestała się plenić. Ludzie mnie pytali o sposób. Tymczasem zniknęła choroba i zniknęła roślina. Jakby natura reagowała na nas. Za to zastanowiło mnie, że pojawiło się bardzo dużo mlecza. Działa oczyszczająco na wątrobę. Krótko po tym okazało się, że mąż musi poważniej zadbać o swoją – opowiada Agnieszka.

Dodaje, że w czasie leczenia zaskakująco szybko poprawiały się wyniki. Piotr zażywał ostropest, który zawiera sylimarynę – związek będący podstawą wielu leków oczyszczających wątrobę. Lekarze toksykolodzy twierdzą, że dotychczas nie wymyślono niczego lepszego dla ratowania wątroby przy poważnych zatruciach.

Chleb z pradawnych zbóż od Wróblów

W ich domu klientów wita nie tylko zapach ziół, których zielonkawobłękitne bukieciki zwisają z łuku łączącego kuchnię z jadalnią. Cztery razy w tygodniu dom wypełnia się aromatem świeżego chleba. Agnieszka piecze go z pradawnych zbóż, między innymi z żyta zwanego krzycą, ale też najlepszych odmian pszenicy. Zawsze na zakwasie.

– Krzycę sami uprawiamy i sprzedajemy. Chleb natomiast sprzedajemy w sklepach z żywnością ekologiczną w Toruniu, ale mamy też klientów przyjeżdżających do nas do domu, często miejscowych. Czasem wymieniamy chleb na jajka – bardzo fajny jest ten handel wymienny, to buduje zaufanie. Długo bałam się tych pradawnych zbóż. Myślałam, że będą trudne w pieczeniu. A mnie się lepiej pracuje na tej krzycy na zakwasie niż na zwykłym życie – mówi Agnieszka.

Podkreślają, że z małego gospodarstwa trudno się utrzymać. Gdyby nie przetwarzali i nie sprzedawali, byłoby kiepsko. Tym bardziej w ekologii, gdzie nakład ludzkiej pracy, godzinówka to duże pieniądze.

– A naprawdę nie płacą nam dużo więcej niż za produkty z gospodarstw, które uprawiają z opryskami. Tam, gdzie stosuje się chemię, można opryskać i trochę posiedzieć w domu. A my wejdziemy w grządkę, skończymy, odwracamy się i już trzeba na nowo w nią wejść. Nie wiem, skąd ludzie biorą przekonanie, że na ekologicznych produktach świetnie się zarabia. W sklepach ceny takich produktów są wysokie, ale w skupie nie dostajemy dużo. To jest jakieś 30% więcej niż w rolnictwie tradycyjnym. Tymczasem mamy dużo mniej produktu z hektara, więc jest to mniej dochodowe. Ale przynajmniej ze spokojnym sumieniem sprzedajemy nasze produkty – mówi Agnieszka, a Piotr dodaje, że w Polsce nie ma wciąż klienta na przetwory ekologiczne. Że tych gotowych kupić towar droższy, ale lepszej jakości, wciąż jest mało.

Swojej wsi nigdy nie porzuciliby na rzecz miasta.

– Znajomi pytają nas: „Jak wy możecie tak mieszkać? Macie tak daleko do sklepu”. Odpowiadam, że inaczej się wtedy robi zakupy, bardziej świadomie. I chyba szybciej dojadę do tego sklepu niż koleżanka w mieście – kończy Agnieszka i zaprasza do gospodarstwa na warsztaty.

Od przyszłego roku zaczynają współpracę ze Szkołą Główną Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Będą szkolić chętnych do zakładania ekologicznych upraw. Podobno coraz więcej jest zainteresowanych uprawą ziół rolników.

image
Szkodniki roślin

Jak skutecznie walczyć z poskrzypkami?

Karolina Kasperek

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
28. kwiecień 2024 09:05