StoryEditorWiadomości rolnicze

Żyto po życie dobre w korycie

28.09.2015., 11:09h
Żyto jeszcze do niedawna było stosowane w żywieniu świń z bardzo dużymi ograniczeniami ze względu na znaczne zawartości substancji antyodżywczych. Nowe odmiany charakteryzują się wyższą wartością pokarmową i lepszą strawnością, mogą więc być podawane nawet młodym zwierzętom.

W produkcji trzody chlewnej największy koszt stanowi żywienie. Dlatego oszczędności w tym elemencie mocno przekładają się na wynik ekonomiczny tuczu. Podstawę żywienia świń stanowią oczywiście zboża, więc muszą być dobrej jakości, aby nie wpływały negatywnie na zdrowotność zwierząt. 

Żyto ze względu na zawartość substancji antyżywieniowych było niechętnie stosowane w żywieniu trzody chlewnej. Jednak dzięki pracom hodowlanym udało się uzyskać odmiany o zmniejszonej zawartości szkodliwych substancji. Dlatego żyto hybrydowe może być z powodzeniem stosowane w żywieniu świń, gdyż korzystnie wpływa na jakość mięsa. Pozwala obniżyć koszty paszy w tuczu. Charakteryzuje się też najwyższą wydajnością plonowania. Zwłaszcza na słabych glebach, których w naszym kraju nie brakuje, sprawdza się lepiej niż pozostałe zboża. 

Zalecenia żywieniowe

Żyto hybrydowe jest bardzo dobrym surowcem paszowym w żywieniu tuczników, ale można je podawać także warchlakom. Hodowcy żyta hybrydowego twierdzą, że zwierzęta od 30 kg masy ciała mogą otrzymywać nawet 30% zboża w dawce, a tuczniki – do 50%. Zastąpienie nim jęczmienia nie powoduje ani spadku przyrostów dziennych, ani obniżenia mięsności. Wręcz przeciwnie – specjaliści przekonują nawet, że jest lepsze, gdyż ma mniej włókna surowego i jest bardzo dobrym źródłem energii. Najnowsze badania pokazują, że zawartość substancji antyżywieniowych jest na poziomie podobnym jak w pszenżycie, które z powodzeniem stosuje się w żywieniu świń. 

– Żyto hybrydowe stosuję w żywieniu świń od 5 lat. W tym roku zasiałem je na 7 hektarach. W tym sezonie zbiory wyjątkowo się udały, bo plon wahał się pomiędzy 7 a 10 tonami z hektara – opowiada Łukasz Walachowski z Górki Duchownej, który zajmuje się tuczem trzody chlewnej. 

Pierwsza pasza podawana jest zakupionym warchlakom do osiągnięcia około 45 kg masy ciała. Wówczas żyta jest niewiele, bo w granicach 5% w dawce. Następna pasza w pierwszym okresie tuczu od 45 do 70 kg masy ciała zawiera już 15% żyta. Ostatni etap do końca tuczu opiera się o mieszankę z udziałem 30% żyta hybrydowego. W takiej samej proporcji jak żyto w każdej paszy znajduje się pszenżyto. Mieszanka dla warchlaków zawiera ponadto 25% pszenicy, której ilość jest stopniowo zmniejszana i dla tuczników na ostatni okres tuczu wynosi 5%. W paszach stosowany jest także jęczmień, a białko uzupełniane jest odpowiednio śrutą sojową dla młodszych świń i rzepakową dla starszych. Pasze są natłuszczane olejem sojowym.

Popularne w Danii

O potencjale żyta hybrydowego w żywieniu trzody chlewnej świadczy jego popularność w Danii. Stosuje się tam jego wysokie dawki w żywieniu tuczników, a wielu producentów wprowadza je również do pasz dla zwierząt młodych. Według duńskich zaleceń żywieniowych żyto hybrydowe może stanowić do 20% udziału w paszach dla prosiąt powyżej 15 kg masy ciała. Powyżej 40 kg wagi udział tego zboża w składzie mieszanki paszowej może wynosić 40%, a w końcowej fazie tuczu – nawet 50%. W żywieniu loch niskoprośnych zaleca się 40-procentowy udział żyta, a w fazie laktacji możliwy jest dodatek 10% w dawce.

Łukasz Walachowski uprawia też kukurydzę na kiszonkę dla bydła opasowego oraz na ziarno dla świń. Konserwuje ją wówczas zaraz po zbiorze kwasem propionowym i przechowuje na pryzmie, ale dobrze odizolowanej od ścian i podłogi, np. folią. Ten sposób konserwacji wykorzystuje również w przypadku zbóż, aby uchronić je przed ewentualnym psuciem się i rozwojem grzybów. Oczywiście w tym przypadku stosuje mniej kwasu, bo około 3 kg na tonę ziarna, a do kukurydzy minimum 15 kg przy wilgotności ziarna do 30%.

– W tym roku ze względu na suszę i zły rozwój kolb sprzedałem jednak całość kukurydzy od razu na kiszonkę. Planuję w późniejszym czasie, po zbiorach, zakupić ziarno do paszy od innych rolników – wyjaśnia pan Łukasz.

W pierwszej mieszance warchlaki dostają 25% kukurydzy. Później do końca tuczu jest jej około 20%. 

Trzy systemy utrzymania

Gospodarz postawił na cykl otwarty, który nie wymaga aż takiego zaangażowania w produkcję. Przerobił stare budynki po maciorach, zaadaptował inne pomieszczenia i w ten sposób powstały w sumie trzy tuczarnie, każda w innym systemie utrzymania zwierząt. W chlewni na głębokiej ściółce jest 150 stanowisk, natomiast w systemie rusztowym i na płytkiej ściółce utrzymywanych jest po 100 świń. 

– Chlewnia na płytkiej ściółce istniała u nas od zawsze. Przy modernizacji kolejnego budynku korzystaliśmy z dofinansowania PROW i zdecydowaliśmy się na głęboką ściółkę, bo chcieliśmy zapewnić w nim wysoki dobrostan zwierzętom. Jednak przy kolejnej inwestycji postawiliśmy już na ułatwienia i wybraliśmy podłoże rusztowe – opowiada gospodarz. 

Jak podkreśla, jest to najlepszy z punktu widzenia rolnika system utrzymania świń, gdyż wymaga najmniej pracy. Owszem, zdarzają się czasami przypadki pogryzień, ale są naprawdę sporadyczne. Również nieprzyjemny zapach jest bardziej odczuwalny. Głęboka ściółka to jednak siedlisko zarazków. Ponadto w słomie mogą znajdować się mikotoksyny. Podczas upałów, jakie miały miejsce chociażby w tym roku, zwierzęta dużo gorzej się czują, nie mają gdzie oddać ciepła, a głęboka warstwa słomy szybko się zagrzewa.

– Zauważyłem też, że tuczniki utrzymywane na rusztach lepiej przyrastają. Mogę je odstawić do ubojni tydzień lub nawet dwa wcześniej niż z pozostałych chlewni – przekonuje rolnik.

Gospodarz kupuje w odstępach miesięcznych partie prosiąt odpowiadające wielkością danej chlewni. Ostatnie zwierzęta pochodziły od polskiego dostawcy, wcześniej natomiast tuczył prosięta przywożone z Holandii. Krajowi rolnicy sprzedają cięższe sztuki, które ważą około 30 kg, zagraniczne miały masę ciała na poziomie 21 kg.

– Wolę takie mniejsze prosięta. Wychodzi dużo taniej za sztukę, nawet jeśli muszę je sam odchować do tych 30 kilogramów. Za 21-kilogramowe prosię płaci się obecnie 155 złotych, a za każdy kilogram powyżej tej masy ciała mniej więcej 1 euro. Przy obecnych cenach prosiąt zagranicznych nasze krajowe nie są konkurencyjne, wychodzą naprawdę dużo drożej – mówi Łukasz Walachowski.

Ponadto prosięta holenderskie ma dowiezione do gospodarstwa, a po krajowe musi sam jeździć. To dla niego dodatkowa praca. Mięsność również była wyższa w przypadku tuczników zagranicznych, bo nigdy nie spadała poniżej 57%. Obecnie zdarzają się partie, w których wynosi ona około 56% i wówczas rolnik nie otrzymuje już dopłaty za mięsność, więc jest podwójnie stratny. Tuczniki są sprzedawane w wadze 120 kg, którą osiągają po 105–110 dniach. 

– W ostatniej sprzedanej partii świń średnie dzienne przyrosty masy ciała były na poziomie 850 gramów. Zużycie paszy na kilogram przyrostu oscylowało w granicach 2,7 kilograma – wylicza gospodarz.

 

Dominika Stancelewska

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
10. maj 2024 09:23