120 mln zł dla rolników tylko na papierze. Nie uruchomiono kredytu na skup kukurydzy
We wrześniu Elewarr podpisał z BOŚ Bankiem umowę kredytową na 120 mln zł. Pieniądze miały trafić do rolników w ramach skupu zbóż, przede wszystkim kukurydzy, której w tym sezonie jest wyjątkowo dużo. Kredyt miał pozwolić spółce na większy skup, szybszy obrót towarem i – co najważniejsze – lepsze ceny dla producentów.
Jak się jednak okazuje, mimo podpisanej umowy finansowanie do dziś nie zostało uruchomione, a środki, które miały zasilić rynek, nadal są niedostępne.
Kredyt jest, pieniędzy nie ma
Elewarr potwierdza, że problemem nie jest bank ani sama kondycja spółki. BOŚ Bank pozytywnie ocenił Elewarr i był gotowy uruchomić finansowanie, jednak wymagane jest poręczenie Skarbu Państwa.
Wiceprezes Elewarru Marcin Roszczyk nie ukrywa rozczarowania. Jak mówi, spółka ma gotową umowę, realne zapotrzebowanie na skup oraz rolników, do których miały trafić te pieniądze, ale całość utknęła na etapie formalnym.
Z jego relacji wynika, że obecne trudności są konsekwencją decyzji poprzedniej ekipy rządzącej, która w 2021 r. przeniosła Elewarr spod nadzoru resortu rolnictwa do Ministerstwa Aktywów Państwowych, a następnie włączyła spółkę do Krajowej Grupy Spożywczej. W rezultacie bank wskazuje dziś na brak satysfakcjonującej oceny ratingu KGS, a ministerstwa mają problem z jednoznacznym określeniem, który z nich może poręczyć.
– Mamy sytuację, w której państwowa spółka ma pieniądze „na papierze”, ale nikt nie chce ich poręczyć. W efekcie kredyt leży, a rolnicy nie mogą z niego skorzystać – podkreśla Roszczyk.
To miał być kredyt pomostowy, zabezpieczony ziarnem
Jak zaznacza wiceprezes Elewarru, nie chodzi o długoterminowe finansowanie ani ryzykowną operację. Kredyt miał charakter krótkoterminowy, na maksymalnie kilka miesięcy.
Po zakupie zboża zabezpieczeniem dla banku byłoby już samo ziarno. W praktyce oznaczałoby to szybki obrót, czyli skup, sprzedaż i spłatę kredytu bez obciążania budżetu państwa.
– To miały być pieniądze pracujące w obrocie. Kupujemy zboże, mamy zabezpieczenie na towarze i robimy sprzedaż. Tak działają tego typu mechanizmy na rynkach rolnych – tłumaczy wiceprezes Elewarru.
Bez tych pieniędzy trudno wpływać na ceny skupu
Brak 120 mln zł przełożył się bezpośrednio na skalę skupu. Elewarr przyznaje, że przy uruchomionym finansowaniu spółka mogłaby zdjąć z rynku co najmniej 150 tysięcy ton pszenicy i kukurydzy, a przy eksporcie znacznie więcej.
To z kolei pozwoliłoby na szybszą rotację i niższą marżę, a więc realną możliwość zapłacenia rolnikom lepszych cen.
– Jeżeli mam pieniądze i mogę szybko obracać towarem, mogę pracować na mniejszej marży. Bez tego muszę być ostrożniejszy, bo każdy zakup wiąże się z ryzykiem – przyznaje Roszczyk.
Eksport miał być kluczowy. Bez kredytu jest ograniczony
Istotnym elementem planu Elewarru jest rozwój eksportu, szczególnie poza UE, na przykład na rynki azjatyckie. Spółka chce odejść od modelu, w którym sprzedaje zboże głównie pośrednikom i zagranicznym koncernom, a zamiast tego samodzielnie budować rynki zbytu.
Jak podkreśla wiceprezes, bez kapitału obrotowego trudno jednak realizować większe kontrakty eksportowe.
– Żeby robić eksport, trzeba mieć ciągłość obrotu. Skupuję, sprzedaję, ładuję statek i dalej mogę skupować. Bez finansowania nie da się tego robić na skalę, która ma znaczenie dla rynku – mówi.
„Czas biegnie na niekorzyść rolników”
Elewarr pozostaje jedną z niewielu państwowych firm działających na rynku zbóż. Z założenia ma pełnić funkcję stabilizacyjną, jednak jak słyszymy brak decyzji administracyjnych utrudnia realizację tej roli.
– Funkcjonujemy na styku kompetencji różnych resortów – formalnie podlegamy Aktywom Państwowym, a operacyjnie działamy w obszarze rolnictwa. W takiej konfiguracji pojawia się czasem rozbieżność decyzji, a środki, które mogłyby wesprzeć rolników, pozostają na razie w banku – ocenia Roszczyk
Kukurydzy dużo, a żniwa jeszcze się nie skończyły
Według szacunków Elewarru na polach wciąż może pozostawać ok. 20% kukurydzy, a w niektórych regionach nawet więcej. Duża ilość ziarna znajduje się również w silosach rolników. W takiej sytuacji każde działanie mogłoby realnie wpłynąć na poziom cen oraz poprawić płynność producentów.
– To były środki, które mogły realnie pomóc rynkowi w tym sezonie. Dziś są, ale tylko na papierze – podsumowuje wiceprezes Elewarru.
Elewarr chce wrócić do kontraktacji. Ma plan jak to zrobić
Równolegle do działań związanych ze skupem i eksportem Elewarr pracuje nad odbudową systemu kontraktacji zbóż, który w Polsce w praktyce nie funkcjonuje. Marcin Roszczyk wskazuje, że prowadzone są już rozmowy z organizacjami reprezentującymi producentów rolnych.
Celem ma być stworzenie stabilnych, atrakcyjnych kontraktów, dających rolnikom większą przewidywalność cen i odbioru ziarna. Jak podkreśla wiceprezes Elewarru, obecny chaos na rynku zbóż sprzyja głównie dużym firmom handlowym, które jego zdaniem zarabiają więcej w warunkach braku przejrzystych zasad.
– W innych krajach kontraktacja to norma. Rolnik wie, komu sprzeda, po jakiej cenie i na jakich warunkach. W Polsce każdy sezon to loteria. Chcemy to zmienić razem z organizacjami rolniczymi – zaznacza Roszczyk.
Elewarr liczy, że wspólne wystąpienie spółki i branżowych organizacji producentów pozwoli przełamać nieufność rolników wobec kontraktów i stopniowo uporządkować rynek zbóż. Pierwsze propozycje w tym zakresie mają pojawić się przed kolejnym sezonem.
Kamila Szałaj
