StoryEditorFelietony

Front białoruski i ukraiński

04.06.2018., 13:06h
Polski rząd od kilku miesięcy zastanawia się nad budową płotu wzdłuż wschodniej granicy, który odciąłby nas od rezerwuaru afrykańskiego pomoru świń u sąsiadów. To prawda, że choroba dotarła w głąb kraju i płot na wschodzie nie powstrzyma jej rozprzestrzeniania. Jednak, jeśli kiedykolwiek uda nam się zapanować nad ASF w kraju, to bez płotu będzie on nadal napływać do nas z Białorusi, Ukrainy i Litwy.
Przekonali się o tym niedawno Węgrzy, którzy z chorobą zetknęli się dopiero w kwietniu 2018 r. i to od razu w głębi kraju, 80 km od Budapesztu. Wydawało się, że powtórzy się tam scenariusz czeski: wystarczy otoczyć teren zapowietrzony, odstrzelić wszystkie dziki i sprawa załatwiona. Niestety, 16 maja okazało się, że dzik padły przy granicy z Ukrainą (240 km na wschód od miejsca, gdzie znaleziono pierwszego węgierskiego dzika z ASF) był chory na ASF. Jak widać, ASF w sposób naturalny, bez pomocy ludzi, przesuwa się na zachód nie tylko frontem białoruskim (przez Polskę na Berlin), ale i ukraińskim (przez Węgry na Wiedeń).

„Polski cud” na Węgrzech

A jeśli już jesteśmy przy Węgrzech, to warto odnotować, że wraz z nowym rządem pojawił się tam nowy minister rolnictwa – István Nagy, co samo w sobie nie jest może zbyt istotne. Warto jednak przytoczyć to co powiedział w jednym z pierwszym wywiadów. A pytany o swoje plany stwierdził, że chce powtórzyć „polski cud”. Chce wzorem Polski istotnie zwiększyć stopień przetworzenia surowców rolniczych w swoim kraju. Jak bowiem powiedział poprzednik Nagya – „prywatyzując przetwórstwo myśleliśmy, że sprzedajemy zakłady, a sprzedaliśmy rynek”. W Polsce może z wyjątkiem sporej części branży mięsnej i olejowej nie poszliśmy tą drogą. Wielka w tym zasługa branży mleczarskiej. Dzięki temu ponad 70% produkowanego w Polsce mleka przetwarzana jest w spółdzielczych zakładach należących do polskich rolników. Wiemy ile to kosztowało, jakie ofiary ponieśli rolnicy, ale na dłuższą metę opłaciło się. W przetwórstwie owoców i warzyw jest nieco trudniej, rolnicy nie są właścicielami zakładów, czego efekty widzieliśmy pod Pałacem Kultury w Warszawie podczas protestu Unii Warzywno-Ziemniaczanej w minioną środę. Na pocieszenie pozostaje dodać, że tutaj też jest sporo rodzimych firm. Jak pomóc polskim producentom ziemniaków? Jest kilka rozwiązań, Wspomnijmy tutaj o jednym, jakże bardzo subtelnym acz prostym jak budowa cepa. Należy po prostu poszukać kwarantannowych chorób w importowanych ziemniakach. To patent znany w Unii Europejskiej od ponad 50 lat. Wielokrotnie stosowany wobec Polski w okresie przed naszym wejściem do UE. Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin wreszcie go zastosowała, znajdując groźną chorobę w egipskich ziemniakach. Szkoda, że dopiero teraz zaczynamy myśleć po europejsku.

Nie lekceważyć głosu rolników

Protestujący rolnicy w Warszawie, jak i na wcześniejszym proteście w Białymstoku, żądali odwołania posła Krzysztofa Jurgiela z posady ministra rolnictwa. Owe głosy nie mają jeszcze masowego charakteru, ale radzimy ich nie lekceważyć. Zdajemy sobie sprawę, że w Prawie i Sprawiedliwości minister Jurgiel ma mocną pozycję i duże poparcie. Ale tylko dzięki głosom ze wsi ta partia może odnieść znaczący sukces w wyborach samorządowych i ponownie wygrać wybory parlamentarne. To zobowiązuje to ugrupowanie do wprowadzania takiego programu gospodarczego, który zapewni polskiemu rolnictwu rozwój i to nie tylko w oparciu o środki unijne, ale też środki – i to niemałe – z budżetu państwa. Bowiem Narodowa Polityka Rolna, to nie tylko slogany i zaklęcia, ale i potężne pieniądze. Chcemy też przypomnieć, że poprzednik Krzysztofa Jurgiela – minister Marek Sawicki, miał w Polskim Stronnictwie Ludowym równie potężne wsparcie i bardzo wysoką pozycję. Wszak głośno o tym było, że to on ze swoją grupą przeważył szalę w wyborach na prezesa PSL na rzecz Janusza Piechocińskiego, topiąc tym samym Waldemara Pawlaka – charyzmatycznego lidera ludowców. Ale to krytyczne głosy rolników kwestionujące efekty pracy Sawickiego jako szefa resortu rolnictwa były jedną z głównych przyczyn wyborczej klęski Stronnictwa w ostatnich wyborach parlamentarnych.

Kto w końcu szacuje szkody łowieckie?

Przed tygodniem zaczęliśmy wstępniak od szkód łowieckich. Teraz na nich skończymy. Szału nie ma! Jest bałagan! Nie wiadomo kto, według nowego prawa łowieckiego, ma tak naprawdę szkody wyceniać. Trzeba to zmienić i to szybko. Proponujemy puścić ekspresową ścieżkę legislacyjną, bo na jesieni, gdy przyjdzie do wyceny szkód w stojącej (i leżącej) na polach kukurydzy, to będzie straszna afera.

Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki
redaktorzy naczelni
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
26. kwiecień 2024 11:43