StoryEditorInterwencje

Rolnikowi wybito świnie i chcą zrobić z niego kozła ofiarnego

22.09.2019., 19:09h
Przed sądem w Chełmie stanął producent świń oskarżony przez prokuraturę o „sprowadzenie niebezpieczeństwa dla mienia w wielkich rozmiarach, powodując szerzenie się zarazy zwierzęcej”. Rolnik nie zgadza się z zarzutami. Zwrócił się do nas z prośbą o opisanie jego sprawy.

Sekwencja zdarzeń, która zaprowadziła Jana Korneluka przed sąd, ruszyła 15 czerwca 2018 roku. 

Zachorowała świnia, podejrzewałem ASF, bo w okolicy weterynaria stwierdziła już wiele ognisk tej choroby – mówi rolnik. – Tego dnia ich ekipa przyjechała do mnie bezpośrednio z innego gospodarstwa, gdzie stwierdzono ognisko ASF. Wiem, bo dzwonili wcześniej, żebym przyjechał tam oszacować wartość wybijanych świń. 

Pan Jan tłumaczy, że jest zootechnikiem i znajduje się na liście ekspertów, którzy taką wycenę mogą przeprowadzać. Zaznacza wyraźnie, że przed wystąpieniem ASF w jego gospodarstwie ani razu takiej wyceny nie przeprowadzał, nie mógł więc sam zawlec choroby do gospodarstwa. Nie przeprowadził wyceny także feralnego dnia. 

– Powiedziałem, że nie mogę przyjechać, bo sam mam problem w gospodarstwie. Byli bardzo niezadowoleni – mówi mieszkaniec Sawina.

Ponieważ stan jego świni się pogarszał, zawiadomił weterynarza zajmującego się jego zwierzętami na co dzień. Tymczasem świnia padła. 

Weterynarz zawiadomił ekipę powiatowego inspektoratu weterynarii, która przyjechała na miejsce – mówi Jan Korneluk.

3,80 zł za kilogram

Rolnik opowiada, że po pobraniu próbek organów od padłego zwierzęcia oraz próbek krwi od czterech z pozostałych dziewięciu zwierząt inspekcja zarządziła ich wybicie. 

Bez czekania na wyniki. Spytałem: „A jeśli się nie zgodzę?” i usłyszałem w odpowiedzi: „To dzwonimy po policję”. Zgodziłem się, nie będę kopał się z koniem. Po jakichś dwóch godzinach przyjechała kolejna ekipa i wybiła moje świnie – relacjonuje rolnik. – Straszne przeżycie. Kwik zabijanych zwierząt słyszę do dziś.

Jeszcze tego samego dnia wieczorem do gospodarstwa przyjechał samochód po tusze zabitych wcześniej zwierząt. Hodowcę zdziwiły martwe świnie na pace. 

– ASF w okolicy, a oni jeździli z zabitymi zwierzętami od gospodarstwa do gospodarstwa, zamiast wozić je bezpośrednio do utylizacji. Jak to się ma do zasad bioasekuracji? – dziwi się Jan Korneluk.

Na postanowieniu o wybiciu jego świń się nie skończyło. Decyzją Powiatowego Lekarza Weterynarii w Chełmie zostały wybite świnie u wszystkich hodowców z Sawina. 

Weterynaria tłumaczyła, że po to, aby uchronić przed epidemią pobliską fermę. Ci hodowcy dostali odszkodowania – mówi rolnik.

Jednocześnie trwało postępowanie administracyjne dotyczące odszkodowania za wybite świnie u Jana Korneluka. 

U padłej świni stwierdzono ASF, a u pozostałych nie – mówi hodowca. – Wycena wyniosła 3,80 zł/kg. Cena rynkowa zbliżała się wtedy już do 5 zł. Wnioskowałem o zmianę wyceny, bez efektu.

Bo naraził na straty

Niedługo okazało się, że wycena to najmniejszy problem hodowcy z Sawina. Postępowanie administracyjne zakończyło się bowiem decyzją Powiatowego Lekarza Weterynarii w Chełmie z 4 września 2018 roku o odmowie przyznania odszkodowania w wysokości 4475 zł. Z dokumentów, które pokazuje Jan Korneluk, wynika, że inspekcja weterynaryjna decyzję uzasadniała utrzymywaniem świń w sposób „niewykluczający ich kontaktu z innymi zwierzętami wolno żyjącymi i domowymi”. W uzasadnieniu decyzji czytamy też, że gospodarstwo nie jest ogrodzone, mata dezynfekcyjna była za wąska, a do budynków z paszą i słomą używaną jako ściółka mógł się bez problemu każdy dostać. 

Oprócz zastrzeżeń dotyczących bioasekuracji inspekcja wytknęła też hodowcy „niedopełnienie szeregu obowiązków w zakresie ich identyfikacji i rejestracji”. Chodzi m.in. o „niedokonywanie zgłoszeń przemieszczeń świń kierownikowi ARMiR w wymaganym terminie”. W piśmie z weterynarii czytamy też m.in., że rolnik „(...) nie wyjaśnił, co stało się ze świniami, które figurują w Księdze Rejestracji Świń i systemie SIRZ, a których w rzeczywistości nie było w stadzie”. A także, że „Postępowanie takie naraziło na poważne straty budżet państwa oraz okolicznych rolników (...).”

Kontrola po wszystkim

Jan Korneluk nie zgadza się z zarzutami. W postępowaniu cywilnym domaga się przyznania odszkodowania za wybite świnie. 

Część zarzutów weterynarii oparta jest na wynikach kontroli, która odbyła się 27 czerwca, prawie dwa tygodnie po wybiciu świń. Czyli w momencie gdy gospodarstwo żadnych wymogów spełniać już musiało – mówi Jan Korneluk. 

Podkreśla, że zanim zachorowała świnia w jego gospodarstwie, w okolicy stwierdzono wcześniej wiele ognisk. 

Być może wektorem był lekarz weterynarii, który był u mnie na kontroli i nie był w żaden sposób zabezpieczony? – zastanawia się nasz rozmówca.

Stwierdza też, że kwestie dotyczące identyfikacji i rejestracji zwierząt uzgadniał w ARMiR. Rolnik ma też poważne zastrzeżenia do procedury postępowania administracyjnego, w której decyzja powiatowego lekarza weterynarii jest ostateczna i nie można się od niej odwołać do wojewódzkiego lekarza weterynarii. 

Trzeba dochodzić swoich praw w sądzie, tracąc pieniądze i czas. W mojej sprawie cywilnej o przyznanie odszkodowania za wybite świnie odbyło się już kilka rozpraw, a wyroku wciąż nie ma – informuje. 

Prokurator odpuszcza, weterynaria nie

To jednak nie wszystkie zmartwienia rolnika. Powiatowa lekarz weterynarii nie poprzestała bowiem na odmówieniu wypłaty odszkodowania. Skierowała do organów ścigania zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Prokuratura umorzyła sprawę, ale powiatowa lekarz złożyła zażalenie na tę decyzję. 

Miało być to uzasadnione dużymi kosztami, jakie w związku z moją sprawą poniósł Skarb Państwa – mówi Jan Korneluk. 

W drugim podejściu prokuratura podzieliła jej zdanie i 29 czerwca br. skierowała akt oskarżenia do Sądu Rejonowego w Chełmie. Rolnik jest oskarżony o to, że „wskutek niezachowania ostrożności wymaganej w danych okolicznościach (...) sprowadził niebezpieczeństwo dla mienia w wielkich rozmiarach, powodując szerzenie się zarazy zwierzęcej (...). Nie przestrzegał zasad bioasekuracji gospodarstwa oraz przepisów identyfikacji i rejestracji zwierząt, przy czym działał nieumyślnie”.

W okolicy było blisko dziesięć ognisk ASF, zanim zachorowała moja świnia. Po terenie jeździli weterynarze i myśliwi, którzy mieli kontakt z chorymi zwierzętami i równie dobrze to oni mogą być wektorami choroby. Nie zostały wybite wszystkie dziki. Ale to ze mnie chcą zrobić kozła ofiarnego. Nie dość, że straciłem wszystkie świnie i nie dostałem za nie ani grosza, to teraz jeszcze próbują uczynić ze mnie przestępcę – denerwuje się nasz rozmówca. 

Podkreśla, że postępowanie weterynarii w jego sprawie odbiega od przyjętej praktyki. 

Gdyby w każdym przypadku stwierdzenia w Polsce ASF lekarz weterynarii oskarżał w prokuraturze rolnika o szerzenie zarazy, to hodowcy nie wychodziliby z sądów – mówi Jan Korneluk.


4 września w Sądzie Rejonowym w Chełmie odbyła się pierwsza rozprawa, w której rolnik występował w charakterze oskarżonego. Następna rozprawa 30 września. Skontaktowaliśmy się z Inspekcją Weterynaryjną w Chełmie. Chcieliśmy uzyskać komentarz, a także zapytać m.in. o to, w ilu przypadkach po stwierdzeniu w gospodarstwie ASF oraz nieprawidłowości, które w ocenie inspekcji skutkowały wystąpieniem choroby, sprawa była kierowana do prokuratury. 

Dokumenty, które widziałem, to jedno, jednak rozmowa pozwala lepiej poznać stanowisko drugiej strony – przekonywałem. Jednak Agnieszka Lis nie chciała odpowiadać na pytania w tej sprawie, odsyłając do prokuratury i sądu.

Krzysztof Janisławski
fot. Krzysztof Janisławski 

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
26. kwiecień 2024 11:02