StoryEditorZdrowie

Co z tą rtęcią w szczepionkach?

03.04.2019., 14:04h
Dlaczego lepiej szczepić niż nie i dlaczego szczepienie dzieci to nasz moralny obowiązek wobec bliźniego? Czy szczepionka może zaszkodzić i kiedy można mówić o niepożądanym odczynie poszczepiennym? O to wszystko zapytaliśmy specjalistę – prof. Jacka Wysockiego, kierownika Katedry i Zakładu Profilaktyki Zdrowotnej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu i wiceprezesa Polskiego Towarzystwa Wakcynologicznego.

Wśród antyszczepionkowców brak specjalistów

Psychologia mówi, że kiedy ludzie podnoszą o coś wrzawę, najwyraźniej walczą o jakąś cenną dla nich wartość. Mamy do czynienia z dużą aktywnością ruchów antyszczepionkowych na świecie, w tym w Polsce. Tysiące sympatyzujących z nimi rodziców musi mieć chyba wrażenie, że staje w obronie jakiejś ważnej sprawy?

U źródeł ruchów anty­szczepionkowych postaw leży kilka kwestii. Po pierwsze, jest to brak jakichkolwiek doświadczeń z chorobami zakaźnymi. Ktoś mówi: „Ja się boję szczepić przeciwko odrze”. A ja mówię: „Czy pani kiedyś widziała odrę? Czy pani kiedyś widziała dziecko, które ma zapalenie mózgu po przebyciu odry i zostanie z powikłaniami na resztę życia?”. Ci ludzie tego nie widzieli. Po trosze dzięki medycynie, która tak ograniczyła skalę tych chorób, że dziś takich chorych widzi tylko personel szpitalny. Szczepionki sprawiły, że wielu chorób zakaźnych już nie ma.

Czyli pokolenie dzisiejszych antyszczepionkowców to już ludzie, którzy nie doświadczali odry, świnki czy różyczki?

Tak. Ale potrafią różnie reagować. Ludzie nie chcą na przykład szczepić przeciwko meningokokom. Ale kiedy jakiś czas temu w jednym z polskich miast zmarło dwoje dzieci, do gabinetów ustawiły się kolejki, bo ludzie nagle zobaczyli efekt. U źródeł tych ruchów leży też lęk. Przed każdą interwencją medyczną czuje się strach, rozumiemy go. Są trzy grupy rodziców. Jedni mówią: „Niech pan doktor robi, co uważa za słuszne”. Drudzy mówią: „Chciałabym, ale się trochę boję. Proszę mi wytłumaczyć”. Ta grupa jest „na tak”, ale potrzebuje wyjaśnienia. Takich osób jest najwięcej. I jest jeszcze grupa, która mówi: „Za żadną cenę!”. Nazywamy ich ideologami antyszczepionkowymi. Czasem ta ideologia staje się dla nich sensem życia, czasem nawet zaplanowanym. Bo głoszenie takich prawd załatwia im obecność w mediach. A potem ci ludzie kandydują – na radnych, na posłów. Podejrzewamy też wsparcie zagraniczne dla działalności takich organizacji. A taki ruch może być współczes­ną formą destabilizacji kraju. Komuś może na tym zależeć. Szczepionki mają zresztą wiele wspólnego z polityką. Pierwsze problemy z ospą prawdziwą, której dzisiaj nie mamy, rozwiązywał kilkaset lat temu cesarz chiński, któremu armia idąca do boju stawała w drodze. Wymyślili, żeby zarażać zdrowych od łagodnie chorych – to były pierwsze eksperymenty ze szczepieniami.

Oni musieli – my nie musimy. Ale mamy obowiązek. Co to znaczy?

To bardzo proste. Wchodzimy do tramwaju. Czy mamy obowiązek skasować bilet? Mamy. Ja go nie kasuję. Przychodzi kontroler, karze mnie. Czy on mnie zmusił do skasowania? Nie. Po prostu płacę za to karę. I nie oznacza to, że zmusi mnie to do skasowania kolejnego biletu. Istnieje, oczywiście, przymus w zakaźnictwie, ale dotyczy ekstremalnych sytuacji – gorączki krwotocznej czy dżumy. Obowiązkowość rzeczywiście nie pomaga szczepieniom. Dlatego wiele krajów postanowiło zostawić większą swobodę i postawić na edukację. I jak to wygląda na tym przywoływanym przez antyszczepionkowców Zachodzie? Na badania profilaktyczne zgłasza się wysoki odsetek pacjentów, mimo że badania te nie są obowiązkowe. Ze szczepieniami jest podobnie. Największą wyszczepialność mają kraje skandynawskie, ale tam jest wieloletnia tradycja i ogromna świadomość. A we Włoszech akurat przywrócono obowiązek niektórych szczepień.


Prof. Jacek Wysocki
  • Profesor Jacek Wysocki
Poza tym szczepienie dzieci to odpowiedzialność moralna wobec innych. Kiedy ktoś zapada na nowotwór i odmawia leczenia, to może zaszkodzić tylko sobie. Ale kiedy w grę wchodzi choroba zakaźna, którą mogę zarazić dziecko sąsiadki, które nie mogło akurat się zaszczepić? Mogę w ten sposób przyczynić się do bardzo groźnych powikłań. A przecież sytuacja może dotyczyć także naszego dziecka.

Wróćmy do antyszczepionkowców. Powołują się na badania osoby z tytułami naukowymi.

Otóż właśnie wśród antyszczepionkowców fachowców nie ma. Tam się zdarza czasem jakiś lekarz o ambicjach zaistnienia, ale większość „specjalistów” nie ma z medycyną nic wspólnego.

A jeśli wystrzeli taka „armata”, jak prof. Maria Dorota Majewska?

A jest lekarzem?

Jest neurobiologiem.

Ale czy jest lekarzem? Czy leczyła kiedyś choć jednego człowieka? Mieliśmy z jej udziałem kiedyś spotkanie. Kiedy naukowiec coś odkryje, to zawsze jest okazja, by się spotkać, zrobić konferencję, poznać jego argumenty. W Państwowym Zakładzie Higieny lata temu spotkała się grupa ponad trzydziestu ekspertów. Każdy miał swoją prezentację, potem dyskutowaliśmy. Prezentacja pani prof. Majewskiej budziła nasze wątpliwości i była mało przekonująca.

Albo inaczej. Czy każdy lekarz jest chirurgiem? Nie. Czy każdy lekarz zna się na szczepieniach? Też nie.
Jako lekarze obawiamy się czasem, że musi przyjść epidemia, że ileś ludzi będzie musiało zapłacić potężną cenę, żebyśmy przejrzeli na oczy i się szczepili. Nie tylko już na odrę, różyczkę czy ospę. Polska jest przykładem lekceważenia także grypy czy wirusowego zapalenia wątroby typu A. Przez lata mieliśmy po 20–30 zachorowań rocznie. W ostatnich dwóch latach – od 1,5 do 3 tysięcy.

Oczywiście, na WZW A bardzo rzadko się umiera, ale czy kilka tygodni w szpitalu jest taką frajdą? Albo WZW B. Nie tylko wywołuje chorobę zakaźną, ale może też prowadzić do nowotworu wątroby. Nie daje się dziś z niego, w przeciwieństwie do WZW C, wyleczyć. Ale możemy przeciwko niemu zaszczepić! Tymczasem część rodziców się przed tym broni!

Pamiętajmy, szczepimy nie tyle po to, żeby dziecko nie przebyło choroby. Większość rzeczywiście przejdzie ospę czy odrę bez szwanku. Chodzi o te kilkoro dzieci na tysiąc, które zareagują ciężkimi powikłaniami. Kto z rodziców może chcieć, żeby w tych kilkorgu znalazło się akurat jego dziecko? Wierzę, że żaden. Czy antyszczepionkowiec rzeczywiście świadomie decyduje się na przechorowanie w celu nabycia odporności, ale z całym ryzykiem powikłań?

W latach 50. ubiegłego wieku na tysiąc żywo urodzonych niemowląt umierało 111. Na krztusiec, na błonicę, w której bakteria produkuje toksynę wywołującą niewydolność mięś­nia sercowego. Dziś na tysiąc niemowląt umiera tylko pięcioro. To przede wszystkim zasługa szczepionek. Pytam antyszczepionkowców, czy chcemy wrócić do takiej „ekologii”?

A co z rtęcią w szczepionkach?

Dziś prawie nie ma takich szczepionek. Zawiera ją kilka szczepionek stosowanych wyłącznie w Polsce. Ale nawet te z rtęcią nie są szkodliwe. Nigdy tej szkodliwości nie udowodniono. Ta ilość rtęci zresztą nie mogła szkodzić. Z pewnością też nie powodowała autyzmu. Ilość rtęci w warzywach czy niektórych rybach może przekraczać tę w szczepionkach. A zawartość rtęci w żywności, w przeciwieństwie do ściśle nadzorowanych szczepionek, jest słabiej monitorowana.

Tymczasem w szczepieniach się bardzo dużo zmieniło. To sprawia, że część starszego pokolenia lekarzy może nie być na bieżąco z wiedzą. Od szczepionek sprzed kilkudziesięciu lat dzielą nas dosłownie lata świetlne.

Rodzice zarzucają lekarzom, że ci nie chcą rejestrować odczynów poszczepiennych. W komentarzach do mojego niedawnego tekstu pojawiła się wypowiedź o „szczepionce, po której jest dużo ciężkich niepożądanych odczynów poszczepiennych (NOP) i takiej, po której dzieci w stanie ciężkim lądują w szpitalach”.

Ale gdzie lądują? Kieruję oddziałem, który między innymi przyjmuje NOP-y z całej Wielkopolski. I ja ich nie mam. To, przepraszam, kto je ma? A NOP-y się zgłasza. W Polsce jest około 2800 zgłoszeń rocznie. Jeśli lekarz nie zgłosi takiego odczynu i dotrze to do Inspekcji Sanitarnej, jest karany! Tylko musimy się dobrze zastanowić, co zgłaszamy. Jeśli dziecko było wczoraj szczepione na krztusiec, a dziś ma drgawki i trafi do szpitala, to na pewno to zostanie odnotowane. Kilka instytucji jest zobowiązanych to zrobić. Ale nie każda reakcja jest odczynem poszczepiennym, lekarz ma ścisłe wytyczne, które reakcje może wiązać ze szczepieniem. Przychodzą rodzice pół roku po szczepieniu i mówią, że dziecko miało dzień wcześniej zawroty głowy. To oczywiście się nie kwalifikuje. Ale ten rodzic ma furtkę. Może sam zgłosić takie podejrzane działanie szczepionki do Instytutu Leków.

Co w takim razie jest NOP-em, a co nim nie jest?

Niepożądane odczyny dzielą się na miejscowe i ogólne. Miejscowe to zaczerwienienie, obrzęk, ropień. A ogólne to gorączka czy złe samopoczucie. I istnieje jeszcze inny podział – na łagodne, umiarkowane i ciężkie. Jeśli na przykład w miejscu podania szczepionki powstanie zaczerwienienie i obrzęk o średnicy 2 centymetrów, który zniknie po dwóch dobach, to ten fakt nie podlega zgłaszaniu – to bardzo częsta, normalna reakcja. Ale jeżeli jest to obrzęk, który sięga do dwóch sąsiednich stawów – czyli po podaniu w ramię obrzęknięty jest bark i łokieć – to natychmiast jest to zgłaszane. To jest poważny odczyn, który nie jest szkodliwy ani śmiertelny, ale nie jest pożądaną przez nas reakcją. Tyle, że takie odczyny ludzie mogą mieć po każdym leku, mają nagminnie po wielu zabiegach kosmetycznych. Jeśli cokolwiek budzi wątpliwości, wstrzymywana jest cała seria szczepionki. To są oczywiste procedury.

Takiego nadzoru, jak nad szczepieniami, nie ma na przykład w suplementach diety. Zaangażowane są tu liczne instytucje państwowe i sam producent, który chce wiedzieć o wszelkich działaniach niepożądanych, ponieważ zwyczajnie może na nich tracić w postaci odszkodowań. Ale są też na świecie organizacje społeczne, które monitorują kwestie szczepień. Istnieje na przykład Brighton Collaboration, organizacja z brytyjskiego Brighton, która zajmuje się monitorowaniem działań niepożądanych szczepionek. To nie są fachowcy, ale współpracują z rzeszą fachowców, epidemiologów, z ośrodkami badawczymi. Rewelacyjny pomysł! Uważam, że robią świetną robotę, bo może wykryją coś więcej niż my, lekarze, i naukowcy. Zbierają ciekawy materiał badawczy, który bardzo wzbogaca badania i uzupełnia wiedzę zebraną przez instytucje rządowe. Wsparcie ze strony pacjentów mogłoby być bardzo wartościowe. Partner społeczny byłby naprawdę pożądany.

Kiedy powstawały nasze polskie ruchy antyszczepionkowe, miałem cichą nadzieję, że będą to organizacje, które będą wzorować się na Brighton Collaboration. Ale, niestety, nie mają z tą organizacją nic wspólnego.

Rozmawiała
Karolina Kasperek
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
26. kwiecień 2024 04:32