– Powiedz mi, moja droga – cicho szepnęła gospodyni – czy ty to uważasz... ale nie mogłaś nie widzieć przecie... Mnie się zdaje, że Leokadya szczególnym sposobem spodobała sobie mojego faworyta... Jak myślisz? Cały wieczór prawie chodzili z sobą.
Ciocia spojrzała tylko na siostrę, jakby chcąc ją wybadać, czy tego za złe komu nie miała – gościowi lub siostrzenicy, ale twarz pani Benigny uśmiechała się...
– Uważałam to – rzekła po chwili – lecz znając Leokadyę, powiem ci, że to nic nie dowodzi i że się obawiać nie ma czego.
– Ale ja bynajmniej się nie lękam, tylko cieszę.
– Leokadya – kończyła Wychlińska – nie ma wcale pretensyi do podobania się ani myśli o tym, ażeby ktoś z tym się do niej zbliżał. To człowiek niezbyt młody, poważny – nie zapali mu się głowa tak łatwo...
– Moja droga – przysiadając się bliżej do Wychlińskiej, rzekła siostra po cichu – sądzę, że ty się całkiem inaczej na to zapatrujesz niż ja... Leokadya ma lat trzydzieści, cierpiała wiele, gdyby się trafił przyzwoity człowiek, któryby się jej podobał......
