– Ja zawsze mam być silna, sprawna, mam dać radę. Ale czasem to już niewykonalne – zaczyna Justyna Bogucka, żona, mama Huberta, Oli i chorego Michasia.
Wielu myśli o niej: "kobieta z żelaza". Musi nią być dla syna, ale w rozmowie z nami odkrywa także tę miękką, bezradną i potrzebującą stronę duszy.
Ma 33 lata. Urodziła się w Kozarzach pod Ciechanowcem. Kiedy miała 9 miesięcy, ujawnił się u niej częstoskurcz napadowy. Podobno uratowało ją pół godziny. Gdyby rodzice zajechali do szpitala chwilę później, nie rozmawiałaby z nami. Mówi, że wcześnie dorosła i trochę matkowała dużo młodszemu bratu. Męża poznała jeszcze w liceum. Nie poszła na studia, wyszła za mąż i zamieszkali w jego gospodarstwie w Żebrach Kolonii pod Nurem. Mają trzydzieści krów dojnych od których mleko oddają do Polmleku. Mimo że Justyna pochodziła z domu bez gospodarstwa, świetnie odnalazła się w nowych warunkach.
Już nie macha
Po dwóch latach małżeństwa urodził się Hubert, po kolejnych czterech – Ola. Oboje zdrowi. Justyna często zabierała ich na wycieczki.– Chciałam im pokazać, że świat to więcej niż dom, gospodarstwo, że jest ...