Rolnicy jadą pod Animex. „Nie jedziemy robić zadymy, chcemy rozmowy”
Hodowcy trzody chlewnej z Solidarności Rolników Indywidualnych z Piotrkowa Trybunalskiego zapowiedzieli wyjazd pod zakład Animexu w Kutnie. W następną środę o godzinie 11.00 chcą porozmawiać z władzami firmy o dramatycznej sytuacji na rynku wieprzowiny i cenach, które prowadzą ich gospodarstwa do upadku.
– Jedziemy po to, żeby podyskutować z władzami Animexu o tej sytuacji, która jest dziś na rynku. Nie jedziemy robić awantury, tylko rozmawiać – zapowiada Janusz Terka z Solidarności Rolników Piotrków.
Rolnicy podkreślają, że wybór nie jest przypadkowy. Animex to lider w skupie i przetwórstwie wieprzowiny w Polsce, dlatego to właśnie z nim chcą rozmawiać o tym, dlaczego przy tak niskich cenach skupu nie mają gdzie sprzedać swoich świń. Zastanawiają się też, dlaczego świnie są ciągle przywożone z różnych regionów Europy i to w różnej postaci.
„Najgorszy chłam jedzie z Belgii”
Rolnicy zwracają uwagę na rosnący import mięsa, który ich zdaniem uderza bezpośrednio w krajowych producentów.
– Najwięcej mięsa drugiej kategorii idzie z Belgii. Import jest większy nawet dwukrotnie. A my nie mamy gdzie sprzedać własnych świń – mówi Bogusław Kołodziejczyk, producent trzody chlewnej.
Pojawia się też zarzut, że państwo od lat nie podejmuje realnych działań na rzecz odbudowy pogłowia trzody chlewnej.
– Ktoś mówi, że nie da się odbudować pogłowia loch i trzody w Polsce. Ale prawda jest taka, że po prostu nikt tego nie chce odbudować. Gdyby była wola rządu, każdego kolejnego ministra, to już dawno by to zrobiono. Gdzie jest ustawa zagrodowa? Ile jeszcze można nam obiecywać? – pyta Kołodziejczyk.
Rolnicy: czujemy się jak niewolnicy
Rolnicy zaznaczają, że dziś hodowla świń przestaje być opłacalna, a kolejne gospodarstwa stają na krawędzi likwidacji.
– Dokąd my będziemy się czuli jak niewolnicy w tym kraju? Nawet car uwolnił pańszczyznę, a my cały czas mamy takie wrażenie – mówi Kołodziejczyk.
Rolnicy odpierają również zarzuty, że są „bogaci” tylko dlatego, że posiadają nowoczesny sprzęt.
– Przyjdźcie popracować na naszym miejscu, zobaczymy, jacy wtedy będziecie mądrzy – dodaje inny z nich.
Rolnicy chcą systemowych rozwiązań
Wielu uczestników podkreśla, że doraźne działania nie wystarczą. Potrzebne są konkretne decyzje i ochrona polskiego rynku.
– Zostaje nas coraz mniej. Idzie to w stronę wielkich molochów, tak jak w Hiszpanii. A co będzie, jeśli zerwą się łańcuchy dostaw? Zostaniemy bezbronni – ostrzega jeden z hodowców.
Rolnicy apelują też o prawdziwy dialog z tymi, którzy na co dzień pracują w gospodarstwach, a nie tylko z przedstawicielami organizacji oderwanych od realiów.
Apel do konsumentów: patrzcie na kod 590
Hodowcy zwracają się również do klientów sklepów.
– Sprawdzajmy etykiety, patrzmy na kod 590. To polski kod. Kupując, decydujecie, czy pieniądz trafia do polskiego rolnika, czy za granicę – podkreślają.
Zadają też pytanie, jak to możliwe, że świnia skupowana jest po 4,5 zł za kilogram, a potem mięso trafia do sklepów z marżą sięgającą kilkuset procent.
„Nie odpuścimy. Walczymy o gospodarstwa rodzinne”
Rolnicy zapowiadają, że wyjazd do Kutna to dopiero początek działań.
– Jesteśmy mocno zdesperowani i na pewno tego nie odpuścimy. Chodzi o małe i średnie gospodarstwa rodzinne, które w tej sytuacji będą likwidowane jako pierwsze – mówi Janusz Terka.
Świnie nawet po 4,30 zł za kilogram
Z ostatniej sondy redakcyjnej wynika, że ceny skupu tuczników spadły do poziomu około 4,3–6 zł/kg. W wielu regionach stawki oscylują poniżej 5 zł/kg. W klasie E ceny poubojowe wynoszą około 6,0–6,3 zł/kg, a w strefach ASF są jeszcze niższe.
Rolnicy podkreślają, że przy takich stawkach produkcja przestaje mieć sens, a kolejne tygodnie mogą zdecydować o być albo nie być wielu gospodarstw.
Kamila Szałaj
