150 ha drzew idzie pod topór. Sady Trzebnickie kończą z produkcją. ”Nie da się z tego żyć”Facebook/Sady Trzebnica
StoryEditorOgromny sad do likwidacji

150 ha drzew idzie pod topór. Sady Trzebnickie kończą z produkcją. "Nie da się z tego żyć"

21.11.2023., 14:31h
Nie będzie już jabłek i gruszek z Sadów Trzebnickich. Te największe na Dolnym Śląsku sady idą właśnie pod topór. - Nie da się z tego żyć. Od 3 lat dokładamy do produkcji – tłumaczy Jerzy Ciołkowski, dyrektor Sady-Trzebnica.

150 hektarów sadu do likwidacji. "Od 3 lat dokładamy do produkcji"

Największe sady na Dolnym Śląsku zostaną zlikwidowane. 150 hektarów pięknych jabłoni, grusz, śliw, czereśni oraz krzewów porzeczki i aronii idzie pod topór, bo ich uprawa przestała być opłacalna. 

- Nie da się z tego żyć. Od 3 lat dokładamy do produkcji, ale w tej chwili już nie mamy z czego dokładać, stąd decyzja o likwidacji. Część plantacji już została wykarczowana. W sumie pod nóż idzie 150 hektarów – tłumaczy Jerzy Ciołkowski, dyrektor Sady-Trzebnica Spółka z o.o.

Korzenie spółki sięgają lat 50. XX wieku. Najpierw był to kombinat ogrodniczy, a w 1992 powstała spółka pracownicza, która od 30 lat jest obecna także na rynkach międzynarodowych. W sumie posiada 300 hektarów, z czego na 120 ha uprawia owoce. Głównym kierunkiem produkcji są owoce ziarnkowe, czyli jabłka i gruszki, rosnące na powierzchni 70 ha. Wyprodukowane owoce oddaje m.in. do sieci handlowych. 

Koszty produkcji wykończyły produkcję owoców w Sadach Trzebnickich

Dyrektor Ciołkowski z bólem serca patrzy na likwidowane drzewa. Mówi jednak, że nie było innego wyjścia, bo koszty produkcji wzrosły w zawrotnym tempie, a ceny skupu pozostały na poziomie sprzed kilku lat.

- To jabłko trzeba nie tylko wyprodukować, ale też przechować. A koszty prądu są astronomiczne, dlatego w tym roku już nie zamykamy jabłek w komorach. Z tych drzew, które jeszcze zostały rwiemy na przemysł – mówi. 

Zboża zamiast sadów. "Do uprawy zbóż nie potrzeba 100 osób"

Dyrektor zaznacza, że teraz zamiast sadów będą uprawy polowe, głównie zboża i rzepak. 

- Do uprawy zbóż nie potrzeba 100 osób, jak w sadzie. Wystarczy 5 – zaznacza dyrektor i dodaje, że problemy z brakiem pracowników też przyczyniły się do podjęcia decyzji o likwidacji Sadów. 

- Nie ma ludzi do pracy, mimo że płacimy im coraz więcej. A do zbioru jabłek potrzebujemy ok. 100 osób dziennie. Inaczej nie jesteśmy w stanie zebrać towaru – mówi Ciołkowski. 

"Rząd jest temu winien, że nie opłaca się zbierać i uprawiać owoców"

Za problemy spółki i brak opłacalności produkcji rolniczej Ciołkowski obwinia rząd PiS. Jego zdaniem władza nie zrobiła nic, by poprawić pozycję sadownika w łańcuchu żywnościowym. Nie zagwarantowano też sprzedaży płodów rolnych po cenach wyższych niż koszty produkcji. 

- Rząd jest temu winien, że nie opłaca się zbierać i uprawiać owoców. Przez to jeden z największych sadów w kraju jest właśnie likwidowany – mówi.

image
Rolnicy walczą o przeżycie

Dopłaty do kukurydzy, kredyty i podatki. Rolnicy z Oszukanej Wsi z listą żądań do wojewody

image
Rolnicy szykują się do walki o dopłaty

Rolnicy czekają na nowy rząd. Będą walczyć o dopłaty do kukurydzy. "Gdzie nasz zysk?"

Kamila Szałaj

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
25. kwiecień 2024 16:32