Mec. Łukasz Lewandowski (z lewej) i Jan Korneluk przed sądem w Lublinie
StoryEditorASF

Jedna chora świnia, a rolnik ma 5 lat wyjętych z życia. "Chcą ze mnie zrobić przestępcę"

04.06.2023., 16:30h
Czy jedna chora na ASF świnia mogła być przyczyną sprowadzenia niebezpieczeństwa dla mienia w wielkich rozmiarach? Sądy w tej kwestii wydawały sprzeczne wyroki. Wygląda na to, że teraz kwestią rolnika spod Chełma zajmie się Sąd Najwyższy.

Rolnik z Sawina pod Chełmem od pięciu lat nie wychodzi z sądu

– Czegoś w tej sprawie nie rozumiem – mówi Jan Korneluk, zootechnik, hodowca trzody z Sawina w pow. chełmskim. – Państwo polskie przez prawie cały rok nie było w stanie zabezpieczyć naszego rynku przed napływem ukraińskiej żywności – w wielu przypadkach nieobojętnej dla zdrowia ludzi i zwierząt. Wszyscy wiemy, że w Ukrainie przepisy pozwalają na stosowanie środków od dawna w Unii zakazanych ze względu na ich szkodliwość dla zdrowia konsumentów. Tymczasem to samo państwo już piąty rok robi wszystko, żeby uczynić ze mnie przestępcę. Choć ASF, czyli choroba stwierdzona u mojej świni, nie jest w żaden sposób groźna dla człowieka.

Żeby zrozumieć tę sprawę, trzeba cofnąć się do 15 czerwca 2018 r. Tego dnia zachorowała należąca do Jana Korneluka świnia.

– W naszej okolicy weterynaria stwierdziła już wcześniej ogniska tej choroby – mówi hodowca. – Ich ekipa feralnego dnia przyjechała do mnie bezpośrednio z innego gospodarstwa, gdzie ASF już był.

Hodowca mówi, że po pobraniu próbek organów od padłego zwierzęcia oraz próbek krwi od czterech z dziewięciu zwierząt inspekcja zarządziła ich wybicie.

– Nie czekali na wyniki – mówi rolnik. – Potem okazało się, że u padłej świni stwierdzono ASF, a u pozostałych nie.

Na wybiciu świń Jana Korneluka się nie skończyło

– Decyzją powiatowego lekarza weterynarii w Chełmie zostały wybite świnie u wszystkich hodowców z Sawina. Weterynaria tłumaczyła, że to po to, aby uchronić przed epidemią pobliską dużą fermę – mówi hodowca.

Jan Korneluk, w przeciwieństwie do sąsiadów, nie dostał odszkodowania. Powiatowy lekarz weterynarii w Chełmie 4 września 2018 roku odmówił przyznania mu 4475 zł za wybite zwierzęta. Uzasadnił to zastrzeżeniami wobec przestrzegania zasad bioasekuracji. Wytknął też hodowcy niedopełnienie obowiązków w zakresie identyfikacji i rejestracji zwierząt.

Rolnik nie zgadza się z zarzutami, których część oparta była na wynikach kontroli prawie dwa tygodnie po wybiciu świń.

– Czyli w momencie, gdy gospodarstwo żadnych wymogów spełniać już nie musiało – podkreśla.

Weterynaria skarży na rolnika do prokuratury

Sprawa na tym się nie skończyła. Powiatowy lekarz weterynarii w Chełmie skierował do organów ścigania zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Twierdził w nim, że w gospodarstwie w Sawinie doszło do sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia lub mienia wielkich rozmiarów.

1 września 2018 roku prokurator odmówił wszczęcia dochodzenia. „W toku postępowania ustalono, że Jan Korneluk podejmował czynności zmierzające do zminimalizowania ryzyka wystąpienia w jego stadzie trzody chlewnej wirusa ASF zawarte w rozporządzeniu ministra rolnictwa i rozwoju wsi z dnia 5 maja 2015 roku. Drobne niedociągnięcia (…) nie miały większego wpływu na rozprzestrzenianie się wirusa ASF”.

Weterynaria nie odpuściła i zaskarżyła tę decyzję do sądu, a ten ją uchylił. W drugim podejściu prokuratura zmieniła zdanie i 29 czerwca 2022 roku oskarżyła rolnika, że „w skutek niezachowania ostrożności wymaganej w danych okolicznościach (…) sprowadził niebezpieczeństwo dla mienia w wielkich rozmiarach, powodując szerzenie się zarazy zwierzęcej (…). Nie przestrzegał zasad bioasekuracji gospodarstwa oraz przepisów identyfikacji i rejestracji zwierząt, przy czym działał nieumyślnie”.

Czy jedna świnia to wielkie zagrożenie? Sądy zaczynają się zastanawiać

18 września Sąd Rejonowy w Chełmie uniewinnił rolnika. W uzasadnieniu czytamy m.in., że uchybienia, o których mowa w protokole epizootycznym z 15 czerwca 2018 roku, „nie mogły pociągnąć za sobą skutku w postaci sprowadzenia niebezpieczeństwa dla mienia w wielkich rozmiarach, powodując szerzenie się zarazy zwierzęcej – zakaźnej choroby”.

Weterynaria i tym razem nie odpuściła. Zaskarżyła wyrok, składając apelację do sądu wyższej instancji.

– Myślę, że zostałem kozłem ofiarnym – mówi Jan Korneluk. – Bezzasadnie. ASF był w okolicy już wcześniej.

W apelacji weterynaria skupiła się na tym, że sąd, jej zdaniem, źle zinterpretował dowody, w szczególności zeznania wymienionych z imienia i nazwiska świadków, w tym powiatowej lekarz weterynarii w Chełmie.

Z Chełma do Lublina, z Lublina do Chełma

17 grudnia 2020 roku Sąd Okręgowy w Lublinie zdecydował o uchyleniu wyroku i skierowaniu sprawy do ponownego rozpatrzenia. Wskazał na konieczność powtórzenia postępowania dowodowego: „(…) W szczególności przesłuchać należy w sposób pełny i wyczerpujący (tu nazwiska wskazanych osób)”.

31 maja 2022 r. Jan Korneluk został przez Sąd Rejonowy w Chełmie uznany winnym postawionych mu zarzutów. Sąd nie uwierzył hodowcy, „albowiem w konfrontacji z zeznaniami omówionych powyżej świadków (…) wyjaśnienia te nie mogły się ostać” – uzasadniał.

Tym razem apelację złożył Korneluk. „Nie sposób przypisać oskarżonemu, iż zarzucane mu zaniechania prowadziły do szerzenia się choroby zakaźnej, skoro na terenie tej samej miejscowości i w miejscowościach ościennych choroba ta już została wcześniej ujawniona” – czytamy m.in. w apelacji od niekorzystnego dla hodowcy wyroku.

W pierwszych dniach kwietnia Sąd Okręgowy w Lublinie ogłosił swoją decyzję. Wcześ-
niej argumenty przemawiające za oskarżonym zaprezentował reprezentujący go mecenas Łukasz Lewandowski. Zwrócił m.in. uwagę, że sąd pierwszej instancji w jednostronny sposób ocenił kwestię wiarygodności zeznających osób, nie biorąc pod uwagę zeznań okolicznych rolników.

Wielkie zagrożenie czy wielkie kpiny?

– Wiemy z akt sprawy, że już wcześniej pojawiły się ogniska ASF zarówno w gminie, jak i miejscowości oskarżonego. Trudno zatem mówić o sprowadzeniu niebezpieczeństwa, skoro ono już istniało w tej okolicy – mówił mecenas Lewandowski. Podkreślił, że większość wytkniętych Janowi Kornelukowi naruszeń zasad bioasekuracji było bezzasadnych, ponieważ nie były wymagane, gdy doszło do choroby w jego gospodarstwie.

Odniósł się też do kwestii oskarżenia rolnika o spowodowanie niebezpieczeństwa dla mienia w „wielkich rozmiarach”, kwestionując zasadność użycia tego sformułowania.

– To państwo, prowadząc określoną politykę sanitarną, nakazywało wybicie całych stad. Wypłacało przy tym odszkodowania. Rozważając więc skalę tego niebezpieczeństwa, należałoby rozpatrywać konkretne przypadki poszczególnych gospodarstw. Tak więc zarzut ten nie został udowodniony.

Te argumenty nie przekonały lubelskiego sądu, który utrzymał wyrok w mocy. Co dalej z tą sprawą?

Sprawa ma trafić do Sądu Najwyższego w Warszawie

– Będziemy składać kasację do Sądu Najwyższego – zapowiada prawnik reprezentujący rolnika.

– To nie była łatwa decyzja – mówi Jan Korneluk. – Ostatnie pięć lat było trudne. Cały czas gdzieś z tyłu głowy świadomość ciążących zarzutów. No ale przecież nie mogę pozwolić, żeby zrobili ze mnie przestępcę.

Krzysztof Janisławski

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
25. kwiecień 2024 16:14