Dobrostan zwierząt i praktyczne rozwiązania
Pan Jakub, rolnik z Warmii i Mazur, prowadzi gospodarstwo mieszane: 12 ha kukurydzy w monokulturze, 30 ha TUZ z motylkowymi, około 30 ha dzierżaw koszonych raz w roku oraz dużą hodowlę z głęboką ściółką. Najbardziej ceni dopłaty dobrostanowe
- Najlepsze jak dla mnie są dopłaty dobrostanowe. To są dobre programy, które naprawdę się opłacają i przez które rolnicy zaczęli trochę inaczej podchodzić do tych zwierząt - mówi nam.
Jednak obowiązki związane z wymieszaniem nawozów naturalnych w 12 godzin nie mieszczą się w realiach pola.
- Jakby to rolnik nie wiedział, że trzeba jak najszybciej, bo azot ucieka! Pole to nie bajka ani gra, tu się może wszystko wydarzyć: awaria sprzętu, nagła burza. A oni chcą, żebyśmy biegli z zegarkiem w ręku - zaznacza.
Co do ekoschematu "Zróżnicowana struktura upraw" rolnik jest jednoznaczny.
- Dla mnie to tylko kłopot, a nie żadna pomoc. Mam 12 ha kukurydzy, kukurydza to roślina, która może być uprawiana w monokulturze przez dziesiątki lat. Staram się siać te poplony, ale dla mnie to niepotrzebna strata czasu i pieniędzy - mówi.
- Inaczej rolnicy bez hodowli podchodzą do tych programów, bo dla nich bardziej pasują - poprawiają strukturę gleby poprzez poplony i zróżnicowanie upraw. U mnie wygląda to inaczej, ponieważ mam ogromne ilości nawozu organicznego z głębokiej ściółki. Wprowadzam go do gleby w takich ilościach, że nawet na bardzo słabych glebach klasy 6 osiągam piękne plony kukurydzy, a gleba z roku na rok staje się coraz bogatsza w materię organiczną i wszystkie składniki pokarmowe - dodaje.
Hodowca bydła mięsnego: system nie dla praktyków
Jacek Buszta, rolnik z Zachodniopomorskiego, krytykuje ekoschematy wprost.
- Ekoschematy to pomysł, który w ogóle nie współgra z ziemią. W dodatku, składając wniosek o jakiś ekoschemat, nie wiesz, ile dostaniesz. I może być tak, że mi najzwyczajniej w świecie nie opłaca się z niego skorzystać - mówi.
- Ponadto obecne przepisy mocno ograniczają rolnika zarówno pod względem liczby łączonych ekoschematów, jak i powierzchni gospodarstwa objętej wsparciem. Utrudnia to wdrożenie wszystkich działań, które byłyby korzystne dla gleby i gospodarstwa oraz ogranicza powierzchnię, na której rolnik może stosować ekoschematy, a co za tym idzie efektywnie planować uprawy i nawożenie - dodaje.
Pseudo-ekologia i biurokratyczne pułapki
Paweł Toporek, rolnik z Zachodniopomorskiego, podsumowuje ekoschematy w następujący sposób:
- Na dzień dzisiejszy to wszystko jest bezsensowne, że dotacje są w formie ekoschematów. Zielony Ład, ekoschematy - to wszystko do wyrzucenia. Każde wymaganie to jest utrudnianie naszej produkcji pod przykrywką pseudo-ekologii. To totalna bzdura - mówi rolnik.
- Należałoby to jak najszybciej skasować - zaznacza.
W zamian rolnik proponuje proste, przejrzyste i przewidywalne dopłaty do hektara, pozbawione biurokratycznych wymogów.
Gospodarstwo roślinne: bezorkowa uprawa i poplony
Łukasz Pergoł, rolnik z Warmii i Mazur, prowadzi gospodarstwo o powierzchni 185 ha, w tym 57 ha produkcji ekologicznej. Pozostała część gospodarstwa to produkcja konwencjonalna. Uprawy w produkcji ekologicznej obejmują: żyto, owies i gryka ekologiczne. W produkcji konwencjonalnej rośnie: burak cukrowy, kukurydza, rzepak, pszenica, owies, jęczmień i ziemniaki.
Stosuje ekoschematy, które są możliwe do wykonania.
- Najczęściej korzystamy z wymieszania słomy z glebą i uprawy bezpóżnej. Są najłatwiejsze w wykonaniu i najkorzystniejsze dla gleby. Nie rozumiem, dlaczego wyklucza się z automatu uprawę bezpłóżną w produkcji ekologicznej. Nam się to sprawdza. W życie ekologicznym po gryce… tak czystego żyta to nie miałem nawet w konwencjonalnym - mówi Łukasz Pergoł.
Ale integrowanej produkcji w buraku rolnik nie stosuje.
- Wymagań jest dużo, analiz dużo, a koszt tego ekoschematu nie jest współmierny do korzyści - ocenia.
Uproszczone ekoschematy sprawdzają się najlepiej
Rolnik z Małopolski, Witold Opiła, podkreśla, że nie każdy ekoschemat sprawdza się w praktyce, a dla niego najlepszym rozwiązaniem okazał się system uproszczonej uprawy:
- Jeśli chodzi o ekoschematy, to dla mnie osobiście najlepszym rozwiązaniem jest uproszczony system uprawy, ponieważ wcześniej prowadziłem gospodarstwo w takim systemie, więc wdrożenie tego ekoschematu nie stanowiło dla mnie żadnego problemu i nie wpłynęło to na bieżący park maszynowy ani na inne aspekty - podkreśla.
Opiła krytykuje natomiast sam sposób wprowadzania ekoschematów i związane z nimi dopłaty:
- Uważam, że wprowadzono je w miejsce podstawowych dopłat, które zostały zmniejszone. Rolnicy odczuli to jako dodatkowe obciążenie, ponieważ muszą spełniać nowe warunki, co jest niesprawiedliwe. Wchodząc do Unii Europejskiej, nikt z nas nie umawiał się na taką biurokrację i dodatkowe wymogi - zaznacza.
Według niego obecny system nie wspiera realnej produkcji rolnej, a dopłaty nie spełniają swojego pierwotnego celu.
- Dopłaty powinny dotyczyć bezpośrednio produkcji rolnej, na przykład nawozów, paliwa czy maszyn rolniczych. Dzięki temu wsparcie byłoby sprawiedliwe i nie doprowadzałoby do sytuacji, w której ziemię posiadają osoby nieuprawiające jej. Dbanie o środowisko to odrębna kwestia i powinno być regulowane prawnie, a nie narzucane przez dopłaty - dodaje.
Ekoschematy: wymogi a realia
Rolnicy podkreślają, że ekoschematy nie uwzględniają awarii sprzętu, burz ani biurokratycznych przestojów:
- Awaria sprzętu, nagła burza po której na ziemiach gliniastych już nie wjedziemy na pole, przestój spowodowany np. kontrolą policyjną… cały ten pośpiech doprowadzi albo i już doprowadził do tragedii na polu - mówi Jakub, rolnik z Warmii i Mazur.
Przykład kolejnego praktycznego błędu ekoschematów? Zadaszone wybiegi były zakazane, ale brak zadaszenia powodował gorszy dobrostan zwierząt.
- Jest taki abstrakcyjny ekoschemat dotyczący dostępu zwierząt do wybiegów. Teoretycznie brzmi dobrze, ale byłem na dużym gospodarstwie, gdzie rolnicy go wprowadzili. Okazało się, że wybieg nie może być zadaszony, a padało tak dużo deszczu, że zrezygnowali z tego wymogu i zadaszyli wybieg. Bez tego zwierzęta miałyby gorszy dobrostan niż na „śmiesznym” wybiegu bez zadaszenia. To pokazuje, jak zawiły jest ten temat - dodaje Jacek Buszta, hodowca z Zachodniopomorskiego.
Co łączy wszystkich tych rolników?
Mimo że każdy gospodaruje inaczej, jedni hodują bydło, inni sieją buraki czy kukurydzę, jedni są w ekologii, inni nie, to wszyscy widzą te same problemy:
- Ekoschematy nie są dopasowane do realiów pola. - Pole to nie bajka ani gra - jak mówi Jakub z Warmii, a przepisy są pisane jak dla laboratorium.
- System jest nieprzewidywalny i niesprawiedliwy. - Ty nie wiesz, ile dostaniesz - podkreśla rolnik z zachodniopomorskiego.
- Wiele wymagań to fikcja ekologiczna. - Pseudo-ekologia, utrudnianie produkcji - mówi Paweł Toporek.
-
Ograniczenie do maksymalnie dwóch ekoschematów na polu oraz limit 300 ha na gospodarstwo zmniejsza powierzchnię, na której rolnicy mogą realnie wprowadzać te działania.
Rolnicy czują się karani za to, że produkują żywność. A nie wspierani. Wniosek? Ekoschematy potrzebują nie kosmetyki, lecz co najmniej przebudowy od fundamentów.
Co w zamian? Rolnicy chcą prostych dopłat i praktycznych rozwiązań
Zamiast skomplikowanych i często nierealnych wymagań rolnicy czekają na:
- Proste, przewidywalne dopłaty do hektara.
- Równe traktowanie wszystkich typów produkcji.
- Ograniczenie biurokracji i absurdalnych wymagań.
- Skupienie na realnych działaniach dla gleby i zwierząt: dopłaty dobrostanowe, wymieszanie słomy z glebą, uprawa bezorkowa.
źródło: wywiady własne
Agnieszka Sawicka
