
Smutne statystyki sianokosów: co roku giną tysiące młodych saren
Wysoka, gęsta trawa skrywa młode sarny i ptasie gniazda, które w starciu z ostrzami potężnych kosiarek nie mają najmniejszych szans. W najlepszym wypadku zwierzęta zostaną ciężko okaleczone i ktoś udzieli im pomocy. W najgorszym – giną od razu albo muszą zostać uśpione, by skrócić ich cierpienie.
Choć w Polsce nie prowadzi się dokładnych statystyk, czeskie dane pokazują, że w czasie sianokosów ginie nawet 60 tysięcy młodych saren rocznie. W Niemczech ta liczba sięga nawet 100 tysięcy. Akademia Rolnictwa Ekologicznego szacuje, że w Polsce nie przeżywa nawet co czwarte koźlę. A jeśli doliczyć do tego te zwierzęta, które przeżyją, ale nie będą w stanie wrócić na wolność, skala problemu staje się jeszcze większa.
Młode sarny nie uciekają. Ich instynkt staje się pułapką
Dlaczego tak się dzieje? Młode sarny w momencie zagrożenia nie uciekają – ich instynkt każe im zastygnąć w bezruchu, licząc na to, że kamuflaż je ochroni. Taka strategia działa świetnie wobecdrapieżników, ale nie daje szans w zderzeniu z kosiarką.
– Dlatego to rolnik przed koszeniem musi upewnić się, że w trawie nie leży ukryte koźlę – tłumaczą myśliwi.
Jak myśliwi i drony pomagają ratować koźlęta?
Z roku na rok coraz więcej rolników zgłasza się do myśliwych przed rozpoczęciem koszenia. Przykładem jest chociażby Koło Łowieckie "Szarak" w Gierałtowicach, które jako pierwsze zaczęło przeprowadzać ratowanie koźląt na dużą skalę. Tylko w zeszłym roku myśliwym z koła udało się uratować aż 56 koźląt.
Podczas akcji poszukiwawczej ważne jest, żeby zabezpieczyć odnalezione zwierzę używając rękawiczek. Koźlę należy przenieść przez trawę do kartona lub skrzyneczki i odnieść w bezpieczne, zaxienione miejsce, w pobliżu koszonej łąki. Ważne jest żeby nie dotykać koźląt rękami oraz powierzhcnią ciała, tak aby nie pozostawić na nich zapachu, który mógłby spowodować odrzucenie przez matkę.
Nowoczesne drony z kamerami termowizyjnymi to dziś podstawowe narzędzie w takich akcjach. Latają na wysokości 40–60 metrów, skanując teren i namierzając zwierzęta. Najlepiej poszukiwania rozpocząć z samego rana, żeby kontrast między zimnym otoczeniem a ciepłym zwierzęciem był łatwy do uchwycenia na kamerze.
Po wykryciu ciepego obiektu, operator drona nawiguje przy pomocy krótkofalówki inną osobę, która lokalizuje zwierzę i je przenosi. Dobra komunikacja jest kluczowa, ponieważ w wysokiej trawie lokalizacja małej sarny jest bardzo trudna - można stać od niej dosłownie pół metra i jej nie zauważyć.
Po skończonym koszeniu, koźlaki są wypuszczane na skraju łąki. W wielu przypadkach matka już czeka na młode w niedalekiej odległości.
Ochrona bioróżnorodności: nie tylko sarny, ale i ptasie gniazda
Sianokosy to nie tylko zagrożenie dla saren, ale i dla ptaków gniazdujących na ziemi. Podczas zeszłorocznej akcji w Beskidzkim Okręgu Łowieckim udało się uratować kilkanaście bażancich jaj, które trafiły do inkubatora, a potem wykluły się z nich pisklęta. Odchowane ptaki wypuszczono na wolność.
Eksperci podkreślają, że najlepsze efekty daje nie tylko przenoszenie zwierząt przed koszeniem, ale też odpowiednie planowanie przestrzeni. Remizy śródpolne, szerokie miedze czy opóźnianie terminu pierwszego koszenia to działania, pomagają chronić bioróżnorodność i mogą znacząco zmniejszyć liczbę zwierząt, które ucierpią podczas pokosów.
Myśliwi z Koła Łowieckiego "Szarak" zachęcają inne koła łowieckie do podobnych działań. Dron to inwestycja rzędu 12–16 tys. zł (w przypadku używanego sprzętu), ale może posłużyć przez kilka sezonów, ratując dziesiątki istnień.
Kamila Dłużewicz