Polski tucznik rodzi się w Danii
Polskie rolnictwo znalazło się na zakręcie. Z jednej strony mamy potencjał i tysiące gospodarstw gotowych do pracy, z drugiej – twarde fakty. Co roku do Polski przyjeżdża z Danii około 7 milionów warchlaków. W praktyce oznacza to, że znaczna część tuczników, które później trafiają na nasze stoły, wcale nie rodzi się u nas, tylko za granicą.
Cena tego uzależnienia jest ogromna. Według wyliczeń rolników i ekspertów to 3,3–3,6 miliarda złotych rocznie, które zamiast napędzać polską wieś, zasilają duńskie gospodarstwa.
„Za 3,5 miliarda można by zbudować 230 tysięcy stanowisk dla loch”
Hubert Ojdana, rolnik z Podlasia i hodowca świń, nie owija w bawełnę.
– Każdego roku sprowadzamy około 7 milionów duńskich warchlaków. To nie jest drobna sprawa. To 3,5 miliarda złotych, które opuszcza Polskę i trafia do Danii. A przecież te miliardy mogłyby zostać u nas, wspierać odbudowę krajowego stada loch – mówi na filmie opublikowanym na Facebooku.
Jak wylicza rolnik, za te pieniądze można by sfinansować około 230 tysięcy stanowisk dla loch, co dałoby nawet 4,3 mln polskich warchlaków rocznie. – To byłaby prawdziwa niezależność i bezpieczeństwo żywnościowe. Musimy stworzyć warunki, w których opłaca się hodować lochy i warchlaki w Polsce – podkreśla Ojdana.
Biurokracja zamiast chlewni. "Rolnik musi walczyć z papierologią"
Problemem, który powstrzymuje rozwój krajowej produkcji, są skomplikowane procedury budowlane.
– Rolnik zamiast produkować, musi walczyć z papierologią. Raporty środowiskowe, konsultacje, protesty sąsiadów. Budowa chlewni przypomina bieg przez przeszkody. Wielu rezygnuje, bo koszty i czas przewyższają możliwości – tłumaczy rolnik z Podlasia.
Ojdana wskazuje, że w wielu krajach Unii Europejskiej rolnik może stawiać chlewnie bez rozbudowanych procedur, o ile mieści się to w określonym limicie zwierząt. - W Polsce limit DJP to np. 60, a w wielu krajach unijnych aż 350. Wypadałoby dostosować nasze przepisy do europejskich, jeśli naprawdę chcemy odbudować pogłowie świń – uważa.
Dopłaty do warchlaków i kredyty dla rolników
Rolnik proponuje więc konkretne rozwiązania.
– Potrzebujemy prostych mechanizmów wsparcia, takich jak dopłaty do produkcji warchlaka i kredyty preferencyjne na budowę chlewni dla loch. Bez tego nigdy nie odbudujemy naszego pogłowia – zaznacza Ojdana.
Jego zdaniem dopłaty powinny być powiązane z dobrostanem zwierząt. – Większe wsparcie powinny dostawać gospodarstwa, które inwestują w wentylację, większe kojce, lepsze warunki i ograniczają uciążliwość zapachową. Wtedy pieniądze zostają w Polsce, a rolnicy mają motywację do rozwoju – dodaje.
"Nie walczymy z ASF-em, od 10 lat tylko się dostosowujemy"
Druga bariera to ASF i rosnąca populacja dzików. – Od 10 lat nie walczymy z ASF-em, tylko się do niego dostosowujemy. A przecież wystarczyłoby wdrożyć systemy, jakie działają w Czechach czy Danii, czyli odstrzał sanitarny i kontrolę populacji – przekonuje rolnik.
Jak przypomina, jeszcze przed wejściem Polski do UE mieliśmy 18 mln świń, dziś pogłowie spadło o połowę. – Z 200 tysięcy gospodarstw hodowlanych zostało około 40 tysięcy. To dramat, a populacja dzików nadal rośnie – podkreśla.
„Wieś jest od tego, by produkować żywność”
Ojdana apeluje, by wreszcie traktować produkcję zwierzęcą jako normalną działalność rolniczą, a nie zagrożenie. – Wieś jest od tego, by produkować żywność. Nie może być miejscem niekończących się konfliktów z ludźmi, którzy przyjechali z miasta i narzekają na zapach. Potrzebujemy jasnej strategii państwa, która pozwoli rolnikom odbudować pogłowie świń – podsumowuje.
Tak więc zdaniem Ojdany, by odbudować podłowie trzody w Polsce i unizależnić się od importu, potrzeba mniej biurokracji, więcej swobody dla rolników, dopłat do warchlaków, preferencyjnych kredytów na budowę chlewni i skutecznej walki z ASF-em. Bez tego Polska wciąż będzie wysyłać miliardy do Danii, zamiast budować własną niezależność żywnościową.
Głos rolników. „ Człowiek wstawia warchlaka i nie wie, po ile go sprzeda za trzy miesiące”
Pod filmem Huberta Ojdany pojawiło się wiele komentarzy. Rolnicy przyznają mu rację, że sytuacja jest dramatyczna.
„6 lat już załatwiam papiery na budowę chlewni, gdzie dawno obiekt powinien stać i produkować” – napisał Dariusz.
Ojdana mu przytaknął: „No dokładnie, jak mamy się rozwijać, skoro kłody są kładzione?”
Z kolei internauta Paweł zwrócił uwagę na ceny: „Cena za świnie musi być stabilna i opłacalna. A nie tak, że człowiek wstawia warchlaka i nie wie, po ile go sprzeda za trzy miesiące.”
Głos zabrała także pani Katarzyna: „W mojej rodzinie musieli zlikwidować hodowlę świń i krów, a wkrótce też byki, bo im się nie opłacało. Unia szaleje w likwidacji polskich rolników, a my konsumenci nawet nie wiemy, że jemy nie nasze mięso.”
Kamila Szałaj
