
Efekt Trumpa
Już zanim doszło do wczorajszego zaprzysiężenia Donalda Trumpa wiadomym było, że na świecie dojdzie do wielu zmian. Wiele można nowemu prezydentowi Stanów Zjednoczonych zarzucić, jednak nie jest to brak determinacji. Nie wygląda też na to, aby obecna prezydentura była podobna do poprzedniej i wygląda na to, że wbrew wielu deklaracjom będzie tak odbierana.
Jednym z haseł jakie podczas kampanii prezydenckiej miał na ustach Donald Trump była deregulacja wewnątrz kraju i podnoszenie ceł na towary z innych państw, nawet tych określanych jako sojusznicze. Czy jest to dobry sposób uprawiania polityki, okaże się z czasem. Są ku temu dość poważne wątpliwości. Jednak fakt faktem wstrząsy w wielu obszarach zarówno gospodarczych, jak i we wzajemnych relacjach pomiędzy państwami już się rozpoczęły. Wobec Kanady i Meksyku padły propozycje nałożenia wysokich ceł na napływające z tych państw towary. Pierwsze z wymienionych już przewidziało środki odwetowe w postaci ceł nałożonych głównie na amerykańskiej kopaliny, ale również na sok pomarańczowy, co miałoby uderzyć przede wszystkim w sektor rolny Florydy i Kalifornii.
Trudno, aby jakichś kroków nie podjęła również Unia Europejska. Pierwszym z nich było pośpieszne otwieranie alternatywnych rynków zbytu. Powróciła oprotestowywana już przez laty umowa z krajami Mercosur. W miniony piątek doszło również do liberalizacji umowy handlowej pomiędzy Unią Europejską a Meksykiem, między innymi w obszarze produkcji rolnej. O tym działaniu można powiedzieć, że było przeprowadzone w kompletnej ciszy, a zależało na niej obydwu stronom.
Szefowej KE nie przeszkadzają już krowie bąki
Wczoraj doszło do kolejnej, tym razem już,,lokalnej” propozycji liberalizacji. Można ją podsumować słowami: komisarz Urszuli von der Leyen przestały przeszkadzać krowie bąki. Niemniej tylko tymczasowo – okres próby ma potrwać dwa lata. Co więcej, poddać ma się mu właściwie cała dzierżąca władzę w Brukseli formacja, czuli Europejska Partia Ludowa. Mówiąc jednak bardziej serio stwierdzono, że Unia Europejska potrzebuje deregulacji. W dniach 17 i 18 stycznia liderzy Europejskiej Partii Ludowej przedstawili propozycje, które mogłyby pobudzić europejską gospodarkę. EPL wystosowała również stosowny dokument, w którym ujęła to co właściwie każdy racjonalny mieszkaniec UE widzi na co dzień, czyli mniejszą konkurencyjność, malejącą siłę nabywczą zarobków oraz problemy z kosztami energii będącymi nie tylko skutkiem rosyjskiej agresji na Ukrainę.
W raporcie uznano, że kluczową barierą dla rozwoju szczególnie małych i średnich przedsiębiorstw jest przeregulowanie systemu wymogami oraz obciążenia administracyjne. Obciążenia te niejednokrotnie krzyżują się i uniemożliwiają ich funkcjonowanie. Krótko mówiąc Unia nie tylko uniemożliwia rozwój własnych przedsiębiorstw, ale i zamyka je w administracyjnej klatce. Tu można przytoczyć pierwszą zmianę, która zostanie w dość krótkiej perspektywie wprowadzona. W skrócie mowa o tak zwanych,,reality checks’’ czyli testowaniu jak dana regulacja może wpłynąć głównie na konkurencyjność przedsiębiorstw. Powodem tego jest zauważalny hamulec regulacyjny spowodowany biurokratycznym podejściem, a którego z kolei nie odczuwają w tak dużym stopniu przedsiębiorcy z Chin i Stanów Zjednoczonych.
Unijni liderzy idą w swych postanowieniach jeszcze dalej i można odnieść wrażenie, że złapali ducha Javiera Milei, argentyńskiego prezydenta, ponieważ poza rewizją jeszcze niewdrożonych aktów prawnych zażądali wdrożenia zasady,,one in – two out’’, czyli na każde niosące znaczące skutki rozporządzenie miałyby być uchylone dwa stare już funkcjonujące. Zapowiedziano również rewizję podejścia do zrównoważonego rozwoju, które opierają się na dyrektywach CSRD oraz CSDDD. Rozszyfrujmy te skróty. CSRD to dyrektywa w sprawie raportowania zrównoważonego rozwoju, natomiast CSDDD to dyrektywa w sprawie należytej staranności przedsiębiorstw w zakresie zrównoważonego rozwoju.
Krowie bąki i niewolnicza praca w jednym worku
Od bieżącego roku duże przedsiębiorstwa, a już od roku spółki giełdowe mają obowiązek raportowania swojego wpływu na bliższe i dalsze otoczenie w obszarach społecznym, środowiskowym oraz zarządczym. Ponadto są zobligowane do obliczania emisji w trzech obszarach: emisje własne, emisje własne pochodzące z czynników i zasobów wytworzonych poza przedsiębiorstwem, ale skonsumowanych przez nie oraz w łańcuchu dostaw. Sam system raportowania jest dość racjonalny i od niego odejścia nie będzie. Dane jakich dostarcza mówią wiele o działalności przedsiębiorstwa. Są to: bezpośredni wpływ na środowisko, zarządzanie zasobami, kwestie pracownicze czy sam sposób prowadzenia działalności. Ten obszar pozostałby bez zmian. Właściwie to nie było z nim jakiegoś problemu. Odbiorca towaru czy usługi najzwyczajniej mógł poszerzyć wiedzę o kontrahencie. Problem stanowił natomiast obszar 3, czyli raportowanie emisji w łańcuchu dostaw. W tym worku można odnaleźć tzw. krowie bąki, pracę niewolniczą wśród dostawców surowców, czy emisje powodowane przez opakowania w cyklu życia. To właśnie wymienione kwestie mają być zawieszone na dwa lata. Można to twierdzenie streścić, że owszem działalność człowieka ma wpływ na środowisko i należy temu przeciwdziałać, ale już nad problemem krowich bąków i ich wpływu na globalne ocieplenie trzeba by się dłużej zastanowić. Ponownej odpowiedzi wymaga również na przykład to czy planeta płonie oraz czy praca siedmiolatka w kopalni w Kongo jest czymś złym.
Zielona fala, a nie zielony ład
W dość krótkiej deklaracji poruszono wiele obszarów związanych w znacznej mierze z nowymi technologiami związanymi z cyfryzacją. Niemniej pewnej rewizji miałoby ulec również na przykład osławione już RODO, czyli dostęp do danych osobowych. Istotnymi miałyby być ruchy związane z realizacją zamówień dla branży zbrojeniowej. Wracając jednak do produkcji rolnej to kolejne uproszczenia miały dotyczyć odłogowania gruntów, stosowania pestycydów oraz zespołu przepisów dotyczących wylesiania. Wydaje się również, że do śmietnika trafiłaby polityka związana z zarządzaniem lasami, które w wielu państwach jest traktowana jako część sektora rolnego. Miałoby mieć to miejsce zarówno na szczeblu krajowym, jak i unijnym.
Można stwierdzić, że mamy do czynienia z, jak to ujęto, powrotem do przeszłości o blisko sześć lat. Zrównoważony rozwój tak i jak najszerzej, ale w duchu tak zwanej zielonej fali, a nie zielonego ładu.
Artur Puławski