Nowa fala ASF – pierwsze dwa ogniska wirusa w Polsce w 2025 roku
Mamy dwa ogniska afrykańskiego pomoru świń w kraju, a to być może oznacza początek sezonu zachorowań w stadach trzody chlewnej. Od czasu pojawienia się epidemii w 2014 roku każdego roku rolnicy borykają się latem z licznymi ogniskami w chlewniach w całym kraju. Pierwsze ognisko w tym roku wystąpiło 23 czerwca w województwie pomorskim, w powiecie wejherowskim, w gospodarstwie, w którym było 1311 świń. Drugie – dwa dni później w województwie lubelskim, tuż przy granicy z Białorusią, w gminie Janów Podlaski, w powiecie bialskim. W stadzie utrzymywano 68 świń.
Wielkopolska w cieniu ASF – aż 23 ogniska w 2024 roku
W 2024 roku wykryto łącznie 44 ogniska ASF u świń, z czego aż 23 wystąpiły w województwie wielkopolskim. Rozmawiamy z Jackiem Voelkelem, powiatowym lekarzem weterynarii w Obornikach. Na terenie powiatu obornickiego wykryto w ubiegłym roku 7 ognisk choroby. Pierwsze wystąpiło 16 czerwca, a ostatnie 4 sierpnia. Powiat obornicki wciąż jest w strefie czerwonej. Jak podkreśla Jacek Voelkel, niewątpliwie zachorowania u świń mają bezpośredni związek z ogniskami choroby u dzików, a trwający sezon prac polowych zwiększa ryzyko pojawienia się wirusa w gospodarstwie, gdyż sprzyja przenoszeniu go z pól, łąk i lasów.
– Od półtora miesiąca nie stwierdzamy na terenie powiatu dodatnich wyników badań w kierunku ASF u dzików, co zawdzięczamy zwiększonej liczbie odstrzałów, w tym również odstrzałów sanitarnych. Odbyłem wiele rozmów z myśliwymi, aby dołożyli wszelkich starań i realizowali polowania. W tej chwili są obwody łowieckie, na których dziki występują już w bardzo ograniczonej liczbie. Jednak, kiedy w ubiegłym roku ruszyła lawina ognisk, mieliśmy na południu powiatu ogromnie dużo dzików, które migrowały również z przyległego poligonu wojskowego. Niemniej, ogniska pojawiły się też na północy powiatu obornickiego, gdzie nie stwierdzaliśmy zakażonych dzików. Do dzisiaj zastanawiamy się, jak doszło tam do zakażeń w stadach – mówi Jacek Voelkel.
Wirus ASF ewoluuje – nawet zdrowe dziki mogą być nosicielami
Jak podkreśla powiatowy lekarz weterynarii, zarządzane były systematyczne przeszukiwania terenu, mające na celu zlokalizowanie padłych dzików lub ich szczątków, aby usunąć źródło wirusa ze środowiska. W jego opinii problemem jest to, że wyniki dodatnie uzyskiwano również u dzików odstrzelonych, wyglądających na zdrowe, co wskazuje na ewolucję wirusa, który jest w stanie przetrwać przez dłuższy czas, a dziki prawdopodobnie przechorować zakażenie i stać się jego nosicielami przez dłuższy czas.
– Ogniska ASF u świń w chlewniach występują dokładnie w tym samym czasie, kiedy rolnicy intensywnie wyjeżdżają na pola. Dlatego muszą teraz utrzymywać bioasekurację na naprawdę wysokim poziomie. Widzę, że hodowcy na terenie naszego powiatu naprawdę wzięli sobie uwagi i zalecenia do serca, co mnie bardzo cieszy. Poziom biosekuracji w chlewniach jest zdecydowanie lepszy, niż był w zeszłym roku czy dwa lata temu. Ale trzeba z rolnikami rozmawiać. W zeszłym roku przeprowadziłem ponad dwadzieścia szkoleń organizowanych wspólnie z ODR-ami i Wielkopolską Izbą Rolniczą, co przynosiło zamierzony efekt. Plus oczywiście kontrole bioasekuracji, podczas których nie tylko kontrolujemy, ale przede wszystkim rozmawiamy z hodowcami o zagrożeniach, uchybieniach oraz wskazujemy skuteczne rozwiązania. Nie chodzi o to, żeby zbudować od nowa chlewnię, tylko żeby ją dostosować do istniejących warunków oraz uchronić, w miarę możliwości, od zagrożeń, a jednym z nich jest z pewnością ASF – tłumaczy Voelkel.
ASF w błocie i na oponach – jak wirus dostaje się do chlewni?
O bioasekuracji mówi się dużo od czasu, kiedy mamy afrykański pomór świń w Polsce, czyli od ponad 11 lat, ale zaniedbania wciąż są. Ponieważ przyczyną wystąpienia ogniska najczęściej jest zawleczenie wirusa z pól, najważniejsze jest oddzielenie budynków inwentarskich oraz tych z paszą i słomą od parku maszynowego.
– Niestety, pośpiech w wielu obszarach życia nas gubi. Są hodowcy, którzy każą kierowcom poczekać w samochodach po myciu i dezynfekcji 20–25 minut, zanim wjadą na teren gospodarstwa, aby środek dezynfekcyjny zaczął działać. Kierowcy, oczywiście, się złoszczą, ale to naprawdę jest niewiele w porównaniu z ryzykiem, jakie rolnikom grozi. Najpierw jednak trzeba koła, których opony mają przecież bardzo głębokie bieżniki, dokładnie wyczyścić z błota, piasku, gliny. Zwłaszcza po pracy na polu. Konieczny jest też profesjonalny opryskiwacz z silnym strumieniem, który pomaga w czyszczeniu i dezynfekcji. Ponieważ na sprzęcie rolniczym możemy wwieźć wirusa do gospodarstwa, a potem roznieść go na butach, bardzo ważna jest zmiana odzieży i obuwia przed wejściem do chlewni i ograniczenie do niezbędnego minimum ruchu osób nieuprawnionych – podkreśla ekspert.
Zaniedbana słoma, brak mat dezynfekcyjnych i... kości dzików
Maty i niecki dla aut oraz sprzętu rolniczego muszą, oczywiście, być wypełnione środkiem dezynfekcyjnym w odpowiednim stężeniu, gdyż zdarzały się sytuacje, że była w nich tylko woda albo środek odkażający stracił ważność dwa lata wcześniej. Kolejnym elementem jest zabezpieczenie paszy i ściółki przed dostępem dzikich zwierząt, ponieważ często spotyka się tam ich ślady.
– Jeden z rolników tuż przy gospodarstwie, w odległości około 100 m, miał stóg słomy, którą wykorzystywał jako ściółkę w chlewni. Słoma nie była zabezpieczona ani ogrodzona. W stogu znaleźliśmy kości saren, ptaków, ale także dzików. Dla mnie to jest kompletna ignorancja, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo stada i własnych interesów – mówi powiatowy lekarz weterynarii.
Tego typu zaniedbania spowodowały, że czterem rolnikom musiał odmówić wypłaty odszkodowania po wybiciu świń z powodu ASF. Nie wrócili, póki co, do produkcji. Pozostali znowu utrzymują świnie.
Ognisko ASF to nie tylko problem jednego gospodarstwa
Rolnicy muszą zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji, gdyż ognisko w gospodarstwie to przykre konsekwencje nie tylko dla właściciela, ale także dla okolicznych producentów trzody chlewnej, a czasami również dla ubojni, do których mogą nieświadomie sprzedać zakażone tuczniki. Grozi to utylizacją setek, a nawet tysięcy ton mięsa.
– Apelujemy więc do rolników o zgłaszanie wszelkich zauważonych objawów, takich jak zalegiwanie świń, zakopywanie się w ściółkę, plamy na skórze, podwyższona temperatura. Czasowa blokada obrotu zwierzętami uchroni przed rozwleczeniem wirusa – tłumaczy Jacek Voelkel.
Przestań wierzyć w mity – ASF nie blokuje gospodarstw na miesiące
Rolnicy zawsze najbardziej obawiają się tego, że jeśli wybuchnie ognisko, nie będą mogli sprzedawać świń, będą mieli przepełnione chlewnie, a tuczniki poprzerastają.
– Faktycznie, obowiązuje 30 dni bezwzględnego zakazu przemieszczania świń. Jednak poza tym okresem nie ma żadnych przeciwwskazań, aby po analizie ryzyka kierować świnie do uboju. Nigdy nie blokowaliśmy możliwości przemieszczenia do rzeźni, zwłaszcza jeśli pojawiły się względy dobrostanowe, które regulowane są przez unijne rozporządzenie. Mamy taką możliwość i chciałbym zdementować plotki, jakoby gospodarstwa były przez wiele tygodni zablokowane, a tuczniki przerastały – twierdzi Voelkel.
Gospodarstwa coraz bezpieczniejsze – hodowcy zyskują dzięki bioasekuracji
Jego zdaniem to, że pomimo mniejszej liczby stad trzody chlewnej w powiecie nie zmniejsza się liczba świń i w dalszym ciągu wynosi około 78 tys., świadczy o tym, że chlewnie się rozbudowują i stają się bardziej profesjonalne. Zmienia się dzięki temu podejście do utrzymania zdrowia świń.
– Nasze przykre zeszłoroczne doświadczenia nie poszły na marne. Rolnicy w tej chwili mają zdecydowanie bezpieczniejsze gospodarstwa. Jestem też w terenie oraz analizuję na bieżąco kontrole bioasekuracji i widzę nowe siatki w oknach, szczelne drzwi, maty i pojemniki do dezynfekcji, środki odkażające, opryskiwacze przy bramach. To jest bardzo budujące i za to chciałbym podziękować hodowcom, ponieważ zwiększając swoje bezpieczeństwo, zwiększają też bezpieczeństwo innych. Wystarczy odrobina wysiłku, bo nie ma nic lepszego na ochronę przeciwko ASF niż bioasekuracja – warto poświęcić na nią czas. Przypomnę hasło, które pojawiło się jakiś czas temu w „Tygodniku”, że bioasekurację rolnicy robią nie dla Inspekcji Weterynaryjnej, tylko dla siebie – kwituje Jacek Voelkel.
Dominika Stancelewska
