– Na początku współpraca układała się dobrze. Obora miała stanąć w czerwcu. W lipcu mieliśmy podpisać już umowę na wstawianie cieląt. Miał to sfinansować bank – wspomina pan Adam.
Potem zaczęły się jednak schody. Najpierw kłopoty pojawiły się przy budowie. Pracowało na niej coraz mniej osób, były braki sprzętowe, rok się skończył, a obora nie była gotowa. Na początku stycznia pojawił się właściciel firmy budowlanej i zażądał od Kowalskiego dopłaty pieniędzy.
– Okazało się jednocześnie, że zalegał z wypłatą podwykonawcom i pracownikom. Nie wiadomo, co się stało z zainkasowaną od nas kwotą. Otrzymaliśmy faktury za usługę, która była już rozliczona. Zażądaliśmy kar umownych za niedotrzymanie terminów, ale firma się z tego wykręciła. W rezultacie musieliśmy skończyć budowę sami i ponieść dodatkowe koszty, ponieważ okazało się, że niektóre zakupy były pobrane na nasze konto, jednak wykonawca nie uregulował za nie rachunków – komentuje nasz rozmówca....
