Zwykle nasze reportaże robimy za dnia, w pełnym słońcu. Tym razem było jednak inaczej. Do podlaskiego Pieńczykowa zajechaliśmy, kiedy słońce malowało już okolicę złotem i mosiądzem. Słychać już było wieczorny oddech lasów i pól. Ale w pieńczykowskiej, pachnącej nowością świetlicy, nikomu nie było do snu. Tam życie potrafi tętnić długo po zachodzie słońca.