Dzień dobry. Czy zastałyśmy panią Zofię? – pytam o 90-latkę drobną, żwawą osóbkę otwierającą nam furtkę gospodarstwa w Mniszkach. – To ja, to ja. – To się chyba nie dzieje – mówię do siebie, przechodząc przez jasną, schludną kuchnię do urokliwego saloniku, z którego rozciąga się widok na ogród wyrzeźbiony iglakami.