Sześćdziesiąty piąty odcinek powieści sensacyjnej Józefa Ignacego Kraszewskiego "Sprawa kryminalna".
Jutro nadeszło z twarzą dni powszednich, nie przynosząc z sobą najmniejszej zmiany, oprócz tej, że przywiązany do domu i rodziny ksiądz zdawał się tego dnia więcej kochać starego przyjaciela niż kiedykolwiek. Benigna też umiała ocenić jego umiarkowanie i zwycięstwo nad sobą tak dalece, iż pierwszy raz od czasu, jak była w Murawcu, przyszła z rana dowiedzieć się o zdrowie brata...
Zastała go nad jakimiś rachunkami, ale zdającego się trzymać je tylko dla ceremonii przed sobą, a zadumanego i patrzącego w okno.
– Cóż, czy ci już dziś lepiej? – spytała od proga.
– Lepiej mi i nie lepiej, bo się osłabionym i zmęczonym czuję – westchnął prezes. – Na moje lata, kochana siostro, ciężkie to zadanie we własnym domu mieć bój i trzymać straż nieustanną. To czasem już siły przechodzi. A przy tym, jak widzisz, nic mi się nie udaje, wszystkie się szyki łamią i kiedy też już stara wdowa jak ty na przekór mnie gotowa się dać zbałamucić...
Tęskny wyraz tych słów nie dozwolił Benignie przedłużać dość dziwacznie osnutej ko...