StoryEditorWiadomości rolnicze

W sklepach ceny warzyw i owoców wysokie, a rolnik sprzedaje je za psie pieniądze

20.05.2022., 13:05h
AgroUnia protestuje przeciwko drastycznie wysokim marżom sieci handlowych. Sklepy sprzedają klientom produkty rolne w cenach nawet trzy razy wyższych niż rolnik dostaje w skupie. Jaki pomysł na ukrócenie tej patologii ma Michał Kołodziejczak?

W sklepie drogo, w skupie tanio

Dziś pod gmachem ministerstwa rolnictwa AgroUnia zaprotestowała przeciwko drastycznym różnicom między cenami skupu a cenami na półce sklepowej produktów rolnych. Michał Kołodziejczak zwrócił uwagę, że sieci handlowe i pośrednicy cynicznie wykorzystują szalejącą inflację i podnoszą swoje marże. Sałata lodowa, którą rolnik na podwarszawskich Broniszach sprzedaje za 1,50 zł, w sklepie w Warszawie lub na bazarze potrafi kosztować nawet 8 zł! Z kolei za kapustę pekińską dyskonty płacą rolnikowi 1,30 zł, a konsumentom sprzedają po 5,70 zł! Podobnie jest też w przypadku włoszczyzny – na Broniszach po 4 zł, w sklepie po 8 zł. Także za pomidory konsument płaci dwa razy więcej niż dostaje rolnik.   

- To jest inflacja pompowana przez beznadziejny rząd, który nie ma wpływu na marże handlowe, na to, że zwykli ludzie są okradani i że tylko korporacje zarabiają na tym wszystkim. A chłop oczywiście traci – mówił Michał Kołodziejczak.

Dodał, że ceny w dyskontach, m.in. w Biedronce są coraz wyższe.

- Biedronka nie jest już tanim sklepem. Biedronka stała się jednym z droższych sklepów, ale nadal żeruje na wyrobionej przed laty opinii taniego sklepu – mówił Kołodziejczak.

Kalafiory z Francji, kapusta z Macedonii. Nadmiar żywności z importu dobija polskich rolników

Kołodziejczak zwrócił uwagę na jeszcze jedną patologię w polskim handlu – nadmierną sprzedaż importowanej żywności.

Trwa sezon wiosenny, więc podaż polskich warzyw jest spora. Nie brakuje chociażby kalafiorów. Na Broniszach rolnicy sprzedają piękne róże po 3-4 zł. Narzekają jednak na małe zainteresowanie kupców na ten towar. A tymczasem w Biedronce kalafiorów jest pełno, z tym że francuskich. I to w zawrotnej cenie – 7,50 zł.

Taka sama sytuacja dotyczy kapusty białej – u rolnika po 1,50 zł, a w sklepie 6 zł. Do tego ta sklepowa kapusta pochodzi z Macedonii. Podobna sytuacja jest także w innych branżach, np. mięsa wieprzowego. W ubiegłym tygodniu tuczniki potaniały o ok. 60 gr – 1 zł/kg. Ale w sklepie ceny mięsa nie spadły. Panoszą się za to mięsa i wędliny z importu.

- To jest kraj chorych cen z dwóch perspektyw: chorych cen u rolników i w sklepie.  Ta kapusta staje się symbolem porażki tego rządu, którego premier jeździ od wioski do wioski, by zrobić fotę na tle traktorów i opowiadać głupoty  – ocenił Kołodziejczak.

Dodał, że rząd nie reagując na skandalicznie wysokie marże pośredników i handlu daje przyzwolenie na okradanie zwykłych Polaków.  

Warzywa i owoce nie zdrożały w porównaniu do ubiegłego roku

Warto też zaznaczyć, że większość warzyw i owoców nie zdrożała w porównaniu do poprzedniego roku. Ceny na Rynku Hurtowym w Broniszach są praktycznie na tym samym poziomie co w trzeciej dekadzie maja 2021 roku. A niektóre produkty, jak np. kapusta biała były rok temu nawet o 25 gr droższe. Jednocześnie koszty produkcji poszły mocno w górę. To powoduje, że w kiszeni rolnika zostaje niewiele lub nic.

Jak problem wysokich marż w handlu chce rozwiązać AgroUnia?

Michał Kołodziejczak proponuje po raz kolejny, by rząd wprowadził obowiązek umieszczania podwójnych cen na nieprzetworzonych produktach rolnych – jedna cena z informacją dla klienta, ile musi zapłacić za dany towar, a druga cena mówiąca o tym, ile z tego otrzymuje rolnik.  

Poza tym, zdaniem AgroUnii powinna być jak najszybciej narzucona maksymalna marża na obrót świeżymi produktami.

- Kapusta nie może kosztować w sklepie trzy razy tyle co u rolnika. Bo jeżeli tyle kosztuje, to znaczy, że cały obrót jest droższy niż samo wytworzenie. To powinno być nie więcej niż 80 proc. Wtedy  mielibyśmy zagwarantowaną cenę, a konsument tańszy produkt – podkreślał Kołodziejczak.

Zaznaczył też, że powinien zostać wprowadzony monitoring przywozu wszystkich produktów żywnościowych, by nie dochodziło do szokujących sytuacji, gdy tania truskawka z Grecji jest sprzedawana jako Polska w czterokrotnie wyższej cenie.

Ubezpieczenie od suszy: w teorii tak, w praktyce nie

Kolejnym tematem, który poruszyli dziś w Warszawie działacze AgroUnii jest postępująca susza. Brak większych opadów od końca lutego powoduje, że na polach pogłębia się deficyt wody. Rośliny, zwłaszcza jare, cierpią z powodu tych niedoborów. Jeśli w ciągu najbliższych dni nie spadnie porządny deszcz, redukcja plonu będzie znaczna.

Niestety, jak zauważa Piotr Kamiński z AgroUnii, wielu rolników, mimo chęci, nie mogło ubezpieczyć się od ryzyka suszy. Część zakładów ubezpieczeniowych w ogóle nie miała suszy w ofercie, a część odmawiała sprzedaży takiej polisy.

- Sam chciałem ubezpieczyć swoje pole od suszy. Okazało się, że koszt polisy wynosi 2000 zł/ha i trzeba ubezpieczyć wszystkie swoje uprawy. Zgodziłem się na te warunki, mimo że odszkodowanie wypłacane jest dopiero wtedy, gdy straty na polu będą powyżej 30 proc. Miałem też świadomość, że nawet jak mi wyschnie całe pole, IUNG może wskazać, że suszy na moim terenie nie ma. Finalnie, mimo iż na wszystko się zgodziłem, ubezpieczyciel nie zgodził się na sprzedaż polisy od ryzyka suszy dla moich upraw – mówił Kamiński.

Słowa działacza stoją w sprzeczności z wczorajszymi zapewnieniami ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka, który zapewniał, że polisę od suszy można wykupić bez problemu. Niestety, coraz więcej rolników zgłasza, że zakłady nie chcą ubezpieczać od tego ryzyka.

Kołodziejczak ocenił, że przez brak instrumentów do walki ze skutkami suszy, przez nieudolną politykę rządu i rozpasanie sieci handlowych, żywność będzie jeszcze droższa, jedzenia będzie mniej i będzie ono śmieciowe – z importu.  

Kamila Szałaj

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
19. kwiecień 2024 05:38