StoryEditorWiadomości rolnicze

Producenci świń w cyklu otwartym też potrzebują pomocy

10.11.2022., 07:11h
Planowana pomoc dla producentów świń z PROW, tj. „Nadzwyczajne tymczasowe wsparcie dla rolników, mikroprzedsiębiorstw oraz małych i średnich przedsiębiorstw szczególnie dotkniętych wpływem rosyjskiej inwazji na Ukrainę” budzi coraz więcej emocji. Po młodych rolnikach o swoje dopominają się producenci żywca wieprzowego w cyklu otwartym, którzy kupują, co prawda, prosięta, ale nie prowadzą tuczu usługowego. Nie ma się co dziwić ich postawie, skoro sygnały płynące z rynku, pomimo że świń brakuje, nie są optymistyczne, a cena skupu żywca wieprzowego spada.

Ja też tracę - mówi rolnik, hodowca świń

– Był taki czas w ubiegłym roku, kiedy kupiłem warchlaki za 300 zł za sztukę, a tuczniki sprzedałem za 3,9–4 zł/kg na żywą wagę. Nikogo nie obchodzi, że straciłem. Jeszcze niedawno za kilogram żywca ubojnie płaciły 8 zł, teraz cena spadła poniżej 7 zł. Sama pasza obecnie kosztuje ponad 500 zł na tucznika, jeśli doliczę do tego koszt zakupu prosięcia i weterynarza, to przy cenie poniżej 7 zł/kg do tucznika muszę dopłacić. Rozumiem, że należy wspierać krajową hodowlę, ale jeśli nie wesprze się też rolników, którzy kupują prosięta od utrzymujących lochy, może dojść do sytuacji, w której na wyhodowane prosięta nie będzie zbytu. W ostatnim czasie dla utrzymujących lochy, łącznie z ostatnio zapowiadaną pomocą, będzie to już trzecie wsparcie – żali się rolnik z województwa łódzkiego produkujący rocznie 3 tys. tuczników.

Nasz rozmówca został już sam – jest we wsi jedynym, który utrzymuje świnie w cyklu otwartym. Ma dwóch sąsiadów, którzy utrzymują lochy i sprzedają tuczniki.

Rolnik zastanawia się, dlaczego, kiedy dwa lata temu uruchomiono pomoc dla producentów świń szczególnie dotkniętych skutkami COVID-19, rozszerzono ją potem o wsparcie dla wszystkich rolników – zarówno tych, którzy prowadzą tucz w oparciu o zakup prosiąt, jak i tych, którzy świadczą jedynie usługę tuczu. Przecież ci drudzy ponoszą o wiele mniejsze ryzyko produkcji. Pierwotnie z pomocy covidowej uruchomionej w 2020 roku mieli skorzystać tylko utrzymujący świnie w cyklu zamkniętym. Pod koniec naboru wniosków po kraju przeszły fale licznych protestów, które poskutkowały uruchomieniem drugiego naboru, tym razem skierowanego tylko dla utrzymujących świnie w cyklu otwartym – bez względu na to, czy świadczą usługę tuczu, czy też kupują prosięta i sprzedają tuczniki sami.

Do prosięcia dokłada się 40 zł

W uzasadnieniu do projektu rozporządzenia regulującego przyznanie obecnej pomocy wskazano, iż producenci świń w Polsce od kilku lat borykają się z problemem redukcji liczby loch zapewniających dostateczną podaż prosiąt. Spadające równolegle ze spadkiem cen tuczników ceny prosiąt powodują spadek opłacalności w gospodarstwach specjalizujących się w produkcji prosiąt. Taka tendencja skutkuje wycofaniem się z produkcji gospodarstw, których utrzymanie na rynku jest kluczowe dla zachowania produkcji świń w oparciu o stado podstawowe.

W uzasadnieniu powołano się na analizy Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej (IERiGŻ), z których wynika, iż mimo wzrostu cen żywca produkcja żywca wieprzowego w 2022 roku pozostanie niedochodowa – przychody zapewnią pokrycie poniesionych kosztów jedynie w 87,2%. Na 100 kg żywca producent wieprzowiny straci około 95 zł.

Aczkolwiek oprócz strat w samym tuczu producenci w cyklu zamkniętym ponoszą zwiększone koszty utrzymania loch i produkcji samych prosiąt. Według obliczeń WODR, w okresie od marca do czerwca br., uwzględniając jedynie koszty bezpośrednie, producenci prosiąt tracili średnio 41 zł na sztuce. Jak wynika z danych GUS, na początku grudnia 2021 roku stado loch na chów zmniejszyło się w porównaniu z grudniem 2020 roku o 19,7% do poziomu 654,1 tys. sztuk, w tym pogłowie loch prośnych o 112,7 tys. sztuk (o 20,6%) do 433,9 tys. sztuk.

Kierując się tymi danymi oraz obecną sytuacją, uznano, że gospodarstwa utrzymujące lochy nie są w stanie reagować tak elastycznie na zmieniającą się sytuację rynkową, jak pozostałe. W ich przypadku istnieje więc większe prawdopodobieństwo trwałego wycofywania się z produkcji.

Mocniejsze argumenty, z któymi zgadza się Bogusław Prałat, prezes PZNPŚ

Bogusław Prałat, prezes Polskiego Związku Niezależnych Producentów Świń, zgadza się z wyliczeniami zawartymi w uzasadnieniu do projektu.

Według naszych wyliczeń na ostatnich zawirowaniach cenowych najwięcej tracą również rolnicy utrzymujący lochy, co oczywiście nie oznacza, iż pozostali producenci powinni zostać bez pomocy państwa. Na etapie projektowania nowej pomocy z PROW dla producentów świń zgłaszaliśmy resortowi rolnictwa, iż należałoby wesprzeć też producentów w cyklu otwartym. Odpowiedziano nam, że obecnie to gospodarstwa hodowlane są w największej potrzebie, i trudno się z tym nie zgodzić. Gdyby nie pomoc, jaką otrzymali wcześniej od państwa, z utrzymywania loch wycofałoby się jeszcze więcej gospodarstw – podkreśla Prałat.

Jak mówi prezes PZNPŚ, trudno wyhodować prosię za mniej niż 300 zł.

Tak długo ciągnącej się niekorzystnej sytuacji dla producentów prosiąt nie było dawno. Wcześniej zdarzały się momenty kryzysowe, ale nigdy nie były tak długotrwałe. A z produkcją prosiąt jest podobnie jak z produkcją mleka – jeśli ktoś z niej zrezygnuje, to raczej do niej już nie wraca. Według mnie jednak już niedługo prosięta będą drogie, a wtedy będzie trzeba wesprzeć i producentów w cyklu otwartym, dlatego związek nie ustanie w staraniach o pomoc również dla nich. Musimy mieć jednak jeszcze mocniejsze argumenty, a ponadto nasz związek musi urosnąć w siłę, tak żeby jego głos był lepiej słyszalny – zaznacza Bogusław Prałat.

To trzeba oddzielić

Prezes PZNPŚ zwraca również uwagę na to, iż w okresie, w którym będzie liczona liczba urodzonych prosiąt na potrzeby projektowanej pomocy, prosięta sprowadzane z Danii kosztowały w granicach 140–250 zł, jeśli więc pomoc byłaby skierowana do rolników, którzy je kupowali, nie byłoby to fair w stosunku do naszych hodowców. Nie byłoby wtedy bowiem różnicy, jakiego producenta wspieramy. Ponadto ciągle w Polsce mamy problem z rozróżnieniem rolnika, który sprzedaje tuczniki na wolnym rynku, i tego, który wykonuje tucz usługowy.

– Ministerstwo tłumaczy nam, iż nie chce wspierać wielkich korporacji, które zajmują się tuczem nakładczym, a nie mogą rozróżnić, który producent żywca prowadzi produkcję w oparciu o taki tucz, a który nie. Podsyłamy pomysły, jak to zrobić, ale niestety bez skutku. Na rozróżnieniu takiej produkcji skorzystaliby natomiast wszyscy – zarówno ci, którzy sprzedają tuczniki na wolnym rynku, jak i rolnicy prowadzący tucz usługowy. Bo tak naprawdę ci drudzy nie mają wiele do powiedzenia w kontekście warunków, jakie im się proponuje. Brak rozróżnienia rodzaju producentów w cyklu otwartym blokuje również skorzystanie rolnikom, którzy kupują tuczniki z dopłat dobrostanowych. A one mógłby skutecznie podnieść opłacalność produkcji. Zwiększenie powierzchni bytowej nie byłoby tutaj tak trudne – sugeruje Prałat.

Do przebiegu prac legislacyjnych nad projektem rozporządzenia regulującego nadzwyczajną pomoc dla producentów świń będziemy wracać na naszych łamach.

Magdalena Szymańska
fot. M. Szymańska

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
25. kwiecień 2024 01:03