Ptasia grypa zaatakowała Polskę – pojawiło się 82 ognisk choroby
Komisja Europejska rozważała wstrzymanie eksportu drobiu z niemal połowy obszaru naszego kraju, a zwłaszcza z tych województw, w których kurników mamy najwięcej. Byłaby to prawdziwa klęska dla rolnictwa. Tak! Dla całego rolnictwa, bo drobiarstwo zużywa 65% spośród 22 mln ton pasz produkowanych w Polsce, czyli ponad 14 mln ton rocznie. I zaraz przychodzi na myśl przykład Francji, gdzie w latach 2020–2021 wystąpiło 1400 ognisk ptasiej grypy. Wszystko z powodu specyfiki tamtejszej produkcji. Francuzi tuczą bowiem na wątróbki kaczki, które potrzebują wybiegów i dostępu do wody. Tamtejszy rząd, aby powstrzymać chorobę, przeprowadził kampanię szczepień, którą powtarza co roku. Kosztuje ona około 100 mln euro, a budżet państwa pokrywa 70% jej kosztów. W drugiej połowie ubiegłego roku Francuzi zamówili 68 mln dawek szczepionki. Uznane instytucje międzynarodowe zajmujące się zdrowiem zwierząt, uznały tę strategię za sukces.
Ale jest i druga strona medalu. Zrelacjonuję rozmowę pewnego polskiego eksportera mięsa drobiowego do Francji. Skarżąc się na grożące Polsce restrykcje w eksporcie, usłyszał od Francuzów: to po co zgłaszacie ogniska ptasiej grypy? My nie zgłaszamy, likwidujemy po cichu i mamy święty spokój – tłumaczyli Francuzi. Oczywiście można wątpić w prawdziwość takiej odpowiedzi. Ale dlaczego, jak Europa długa i szeroka, to głównie w Polsce mamy dziś ogniska choroby w kurnikach, a w Niemczech, Belgii czy Holandii (producent drobiu większy niż Polska, pilotażowy program szczepień rozpoczął przed miesiącem, w marcu 2025 r.) ptasia grypa to problem dzikiego ptactwa? Czym różnią się nasze kurniki od ich kurników, przecież projektowane i wyposażane są przez te same firmy. W Unii Europejskiej jesteśmy już 21 lat, a my ciągle jak ta dziewicza księżniczka czekamy na księcia na białym koniu i chyba tylko nam się wydaje, że w UE warto być przyzwoitym. Nie, w Unii liczy się skuteczność w osiąganiu własnych celów, a metody, jakimi te cele są osiągane, mają drugorzędne znaczenie.
Rozmowy z Ukrainą trwają
Zostawmy jednak zmartwienia drobiarzy. Rozmowy z Ukrainą dotyczące umowy o wolnym handlu, która od czerwca zastąpi dotychczasowe regulacje, wkraczają w decydującą fazę. Na razie Ukraina mówi o takiej rewizji umowy o stowarzyszeniu, która umożliwi nieograniczony dostęp jej towarów do rynku UE.
Wydaje się, że problemy wynikające zarówno z przygotowywanej teraz umowy, jak i przyszłego członkostwa, zaczynają dostrzegać nie tylko Polacy. Podczas niedawnej konferencji w Brukseli pewien reprezentant Austrii stwierdził, że trzy największe gospodarstwa rolne na Ukrainie łącznie uprawiają tyle ziemi, ile jest użytków rolnych w Austrii. Czy to rozsądne podejście, aby otworzyć rynek dla olbrzymich ukraińskich gospodarstw i pozostawić europejskich rolników samym sobie, aby musieli radzić sobie z nową konkurencją – pytał Austriak. Zwłaszcza że Bruksela przygotowała umowę z krajami Mercosur. Ukraina da nam zboża i drób, Ameryka Południowa dołoży wołowinę i soję. Do pełni (nie)szczęścia brakuje tylko mleka z Nowej Zelandii.
A jeśli o mleku mowa, to trzeba wspomnieć, że w marcu 2025 r. Ukraina wyeksportowała 12 270 ton produktów mlecznych, które pojechały głównie do Niemiec i do Polski. W porównaniu z lutym eksport wzrósł o 20%, a w porównaniu z marcem 2024 r. o 44%. Przychody z eksportu wzrosły o 39% od lutego i o 110% od marca 2024 r. Jednocześnie koszt surowca na Ukrainie w marcu był o 28% niższy niż w Europie.
Problem z pryszczycą
W poprzedni piątek minęły dwa tygodnie od ostatniego ogniska pryszczycy u naszych południowych sąsiadów. Zarówno Słowacy, jak i Węgrzy już zaczęli podsumowywać skutki obecności wirusa, gdy pojawiła się informacja o kolejnym ognisku na Węgrzech, położonym 50 km na południe od obecnych. Zatrzymajmy się jednak przy ich wnioskach, bo borykali się z problemami absolutnie nieoczywistymi. Rolnik, który miał 3000 szt. bydła w pobliżu granicy z Austrią zastanawia się jak zdezynfekować 4 ha gospodarstwa z podwórzami, garażami, cielętnikami i oborami. Słowacy martwią się co zrobić z przerośniętymi tucznikami, których od 21 marca (pierwsze ognisko) nie mogli eksportować. Jednocześnie Austriacy łagodzą restrykcje związane z pryszczycą u swoich sąsiadów. Z Europy płyną do nich ostrzeżenia od lekarzy weterynarii, którzy przeżyli epidemię w Wielkiej Brytanii w 2001 roku. Jeden z nich napisał, że „lepiej być bardzo surowym na wyrost, przez miesiąc lub dwa, niż doświadczyć czegoś takiego ponownie. Rozumiem, że chodzi o zrównoważenie interesów handlowych, ale straty i cierpienie ludzi i zwierząt są niewyobrażalne”.
Paweł Kuroczycki
fot. arch. red.
