StoryEditorFelietony

Czy ekolodzy chcą, żeby Polacy zamiast nabiału jedli soję genetycznie modyfikowaną?

21.02.2019., 16:02h
Na świecie jest tylko jedno źródło białka, którym można zastąpić mięso i nabiał – to soja ZMODYFIKOWANA GENETYCZNIE, o czym „zieloni” zdają się nie pamiętać.

"Białe kłamstwa" czy manipulacja ekologów

„Białe kłamstwa” - pod takim hasłem przetacza się przez Polskę kampania, mająca zniechęcić nas do picia mleka. Jest ona z pozoru wstrząsająca. Na plakacie widzimy cielę, a obok napis: „Mleko, które pijesz było przeznaczone dla niego”. Takim plakatom towarzyszą inne obrazy pokazujące „wydarzenia” z życia krowy: inseminację, ciążę, wycielenie, odsadzenie cielęcia itd. Wszystko przedstawione dramatycznie; na zdjęciu z porodu widzimy ludzi ciągnących linkę przywiązaną do nóg cielęcia. To ma być jeden z dowodów na okrucieństwo człowieka wobec bydła! Każdy hodowca bydła mlecznego wie, że to manipulacja. 

Chipsy zdrowsze niż nabiał

W tym szaleństwie widać jednak pewną zmianę. „Zieloni” przestali w swoich kampaniach na pierwszym miejscu wskazywać na szkodliwość mleka. Ze strony Fundacji Viva (organizatora kampanii) na Facebooku dowiadujemy się, że mleko powoduje… trądzik. Oczywiście jak się wczytamy głębiej, to jest i o nowotworach czy epidemii otyłości, za którą odpowiadać ma nabiał i mięso. O słodyczach i chipsach nikt tam nie wspomina, bo to produkty roślinne, a Viva promuje dietę wegańską, czyli całkowicie pozbawioną produktów pochodzenia zwierzęcego (nawet miodu).  

Pomierzyli, poważyli i chłopa powiesili

Piszemy o tym, bo w sejmie leży kolejny projekt ustawy o ochronie zwierząt, znacznie zaostrzający niektóre dotychczasowe przepisy. Chodzi tam m.in. o możliwość wchodzenia na prywatną posesję, bez zgody właściciela, przedstawicieli organizacji zajmujących się ochroną zwierząt i kontrolowanie, w jakich warunkach przetrzymywane są zwierzęta domowe.

Oprócz znanych instytucji kontrolnych (ARiMR, Inspekcja Weterynaryjna, PIORiN itd.) na rolnika spaść może nalot kilkudziesięciu organizacji mierzących długość psiego łańcucha, warunki bytowe kota i tym podobne. A jak już pomierzą i poważą (stosunek ciężaru łańcucha do ciężaru psa), to pewnie zajrzą i do obory, czy chlewni i nic ich nie powstrzyma, aby ulżyć losowi krowy czy tucznika. 

Zdajemy sobie oczywiście sprawę z tego, że na wsi zdarzają się przypadki okrutnego traktowania zarówno zwierząt domowych, jak i gospodarskich. To jednak naszym zdaniem, nie jest regułą, lecz wyjątkiem. Każdy świadomy gospodarz wie, że dobrze traktowane zwierzę domowe będzie lepiej pełnić swą rolę, a gospodarskie odwdzięczy się rzadziej chorując i wydajniej produkując. Apelujemy więc do tych rolników, którzy jeszcze łańcuchy stosują, aby zamienili je na kojce dla psów.

W pamięci mamy skandal, który wybuchł w 2009 r., kiedy w jednej ze stajni pod Łęczycą w woj. Łódzkim, znaleziono strasznie zaniedbane konie arabskie. Nie należały one jednak do rolnika, lecz do szefa jednej z lokalnych rozgłośni radiowych. Głupota i okrucieństwo to cechy ogólnoludzkie, a nie przywiązane do jednej grupy zawodowej.  

Biała prawda, albo cui bono?

Naszym zdaniem, w kampaniach takich jak „Białe kłamstwa” widać palec lobby sojowego. Najpierw zdobyło ono unijny rynek pasz, a teraz walczy o żołądki Europejczyków. Na świecie jest tylko jedno źródło białka, którym można zastąpić mięso i nabiał – to soja zmodyfikowana genetycznie, o czym „zieloni” zdają się nie pamiętać. Tylko tej rośliny produkuje się wystarczająco dużo, aby myśleć o zaspokojeniu potrzeb rynku liczącego 500 mln ludzi. Gdyby każdy Europejczyk zjadał odpowiednik 100 g soi dziennie, to Europa potrzebowałaby ponad 18 mln ton tych nasion rocznie. To o 4 mln t więcej niż obecnie importuje UE z przeznaczeniem głównie na pasze. Jest więc o co walczyć, a głównym rozgrywającym w tej grze jest nasz największy sojusznik, czyli Stany Zjednoczone. Nie twierdzimy, że organizacje ekologiczne biorą pieniądze od eksporterów soi. Jednak pamiętamy przykład stowarzyszenia, które walczyło o zakaz hodowli zwierząt futerkowych. Jednocześnie współpracowało z firmą zajmującą się utylizacją odpadów poubojowych. Dzięki takiemu zakazowi zdobyłaby ona olbrzymi rynek tych odpadów. To pokazuje, że pod uwagę można brać różne scenariusze. Mleka i twarogu nie da się zabronić, ale można zmieniać świadomość ludzi

Póki to nie zabronione, czyli białe złoto

Pozostajemy jeszcze przy mleku, a zwłaszcza sytuacji na rynku. Kończą się zapasy mleka w proszku zgromadzone w czasie kryzysu przez Unię Europejską. Na nowozelandzkiej giełdzie Global Dairy Trade ceny rosną od wielu tygodni. Niektórzy twierdzą, że to efekt większego popytu w Azji. Inni dodają, że nakłada się na to gromadzenie w Wielkiej Brytanii zapasów przed brexitem. Albowiem, gdy Brytyjczycy wyjdą z UE bez porozumienia, skończy się wolny handel i pojawią się kłopoty z zaopatrzeniem (miejmy nadzieję, że przejściowe). Trzeba będzie wypełniać kwity, płacić cło, kontrolować ciężarówki. Tamtejsze sieci handlowe gromadzą więc nabiał, ale i inne produkty spożywcze, żeby nie zostać w kwietniu (obecnie obowiązująca data brexitu to 30 marca 2019) z pustymi półkami.


Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki
redaktorzy naczelni "Tygodnika Poradnika Rolniczego"
(fot. Pixabay)

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
18. kwiecień 2024 14:53