StoryEditorWiadomości rolnicze

Gigantyczna susza w Lubuskiem wypala plony na popiół. "500 szt. bydła będzie jeść suche badyle” [WIDEO]

18.08.2022., 16:08h
Susza najbardziej daje się we znaki lubuskim rolnikom. Ostatni większy deszcz spadł tam w maju, więc wiele upraw uległo zniszczeniu. - 180 ha kukurydzy wyschło u mnie na wiór, ciężko mi będzie wykarmić 500 szt. bydła - mówi z jeden z rolników.

W województwie lubuskim susza występuje niemal w każdej gminie. Na przeważającym obszarze opadów nie było od miesięcy. Tysiące hektarów upraw uległo więc zniszczeniu, a straty mogą sięgać nawet 80 proc. Najbardziej zagrożone są uprawy kukurydzy, która praktycznie wyschła na wiór. Nie będzie z niej ani kiszonki, ani ziarna. Rolnicy są załamani.

Rolnik z woj. lubuskiego: uschło 180 ha kukurydzy, nie ma czego ratować

Jarosław Michalski, który w woj. lubuskim uprawia kukurydzę na ziarno na 180 ha, przyznaje, że nigdy nie doświadczył tak ogromnych skutków suszy. Wysechł mu praktycznie cały areał!
 
- To najgorsza susza odkąd pamiętam. Straty są na poziomie 70 proc. W zasadzie nie ma czego ratować, bo kolby nie są zawiązane, albo są słabo zaziarnione. Ale jak miały się zawiązać, skoro w czasie wegetacji przez prawie trzy miesiące spadło raptem 10 litrów deszczu – mówi nam rolnik.

Tak wygląda 180 ha kukurydzy u pana Jarosława. DRAMAT!

Plony zbóż mocno zredukowane, pole słonecznika jak cmentarzysko

Susza mocno zredukowała u pana Jarosława także plony zbóż. Jęczmień i pszenica sypnęły o 2,5 t/ha mniej niż rok temu, kiedy to zbiory też były mniejsze przez deficyt wody. Nie pomogła ani bezorkowa uprawa, ani sumienne nawożenie i ochrona roślin. Również w przypadku słonecznika na nic zdały się te wszystkie zabiegi, bo dziś plantacja wygląda dramatycznie – na widok uschniętych rośliny aż ściska w gardle.
 
- Słonecznik wysechł całkiem. Kapelusze są bardzo małe, a nasiona nie zawiązały. A przecież to roślina wytrzymała na stres suszy. Widać więc, że tak ekstremalnych temperatur i niedoborów wody nie wytrzyma żadna roślina uprawna – ocenia rolnik.

500 szt. bydła będzie jeść „suche badyle”

Dramat pana Jarosława potęguje fakt, że ma do wykarmienia 500 sztuk bydła mięsnego rasy Limousine. Bez kukurydzy, którą miał przeznaczyć na paszę, ciężko mu będzie utrzymać hodowlę.


 Liście kukurydzy są tak suche, że aż się kruszą!


- Do tej pory skarmiliśmy bydło na sucho paszami treściwymi. Ale teraz jesteśmy zmuszeni, by kosić te suche badyle, co zostały z kukurydzy. Z tego będziemy robić coś w rodzaju sianokiszonki, bo kiszonką z kukurydzy ciężko to nazwać. W ten sposób spróbujemy uratować hodowlę. Całą kukurydzę przeznaczymy na paszę dla bydła. Oczywiście, wartość pokarmowa takiej „kiszonki” będzie bardzo słaba, a przyrosty bydła będą niższe, ale lepsze to niż nic. Przynajmniej zwierzęta zaspokoją głód – mówi rolnik i dodaje, że siana też nie ma, bo pierwszy pokos dał bardzo mało zielonej masy z ha, a drugi w ogóle nie został zebrany z uwagi na suszę.

Z takiej wyschniętej kukurydzy rolnik jest zmuszony zrobić paszę dla bydła. Ma do wykarmienia 500 sztuk rasy Limousine

Pustynia zamiast pola. „Nie wiem, czy i kiedy zasiejemy rzepak”

Deficyt wody wpływa nie tylko na wysokość zbiorów w te żniwa, ale także na przyszłe zasiewy ozimin, które u pana Jarosława i innych rolników powinny niebawem się rozpocząć. Niestety, brak deszczu to uniemożliwia.
 
- Z siewami czekamy na deszcz, bo jest totalny pył i kurzy się niemiłosiernie. Moje pole wygląda jak pustynia, do tego stopnia, że nie jesteśmy w stanie uciągnąć agregatu. Nie wiem więc, czy i kiedy zasiejemy rzepak, zwłaszcza, że od wielu dni temperatury przekraczają u nas 35 st. C, a meteorolodzy nie dają wielkich nadziei na deszcz – mówi nam pan Jarosław.

Pan Jarosław próbuje przygotować pole pod zasiewy. Kurz jest taki, że ciągnika nie widać

Hodowca bydła z kilkuset hektarowym gospodarstwem: „Z rolnictwa dziś nie da się wyżyć”

Susza odbija się niekorzystnie także na portfelu rolnika. W tym roku zyski ma niewielkie, więc ciężko mu będzie pokryć wszystkie koszty produkcji. Na razie termin płatności za nawozy ma odroczony, jednak przyznaje, że nie wie, w jaki sposób za nie zapłaci.
 
- Chyba trzeba będzie inne rzeczy poza rolnictwem robić, bo z rolnictwa dziś nie da się wyżyć – mówi smutno.

„Susza zabrała mi ponad 100 ton ziarna”

Susza dała się we znaki także Rafałowi Nieżurbidzie, rolnikowi i koordynatorowi AgroUnii z woj. lubuskiego. Szacuje on, że plony zbóż były u niego niższe o ok. 20-30 proc. od ubiegłorocznych, które z uwagi na deficyt wody też były niewielkie.
 
-  W tamtym roku plony były nieco lepsze, ale ziarno nie miało parametrów jakościowych. W tym roku jest odwrotnie. Parametry są, ale plonów nie ma. Oceniam, że susza zabrała mi ponad 100 ton ziarna. Ale co się dziwić -  ostatni większy deszcz spadł nam w maju – mówi nam rolnik.

Obecna susza odbije się na przyszłorocznych plonach

Zaznacza też, podobnie jak Jarosław Michalski, że będzie ciężko rozpocząć siewy ozimin, zwłaszcza rzepaków, które już powinny być siane.
 
- Rolnicy, zwłaszcza mający słabsze gleby, wstrzymują się z zasiewami rzepaku do opadów deszczu. Teraz na polach mają popiół. Śmiało można stwierdzić, że susza już teraz odbija się na przyszłych oziminach, bo jak nie będzie wschodów w terminie, to nie będzie plonu w następne lato – wyjaśnia Nieżurbida. 

Prezes Lubuskiej Izby Rolniczej: lubuscy rolnicy przechodzą dramat

Stanisław Myśliwiec, prezes Lubuskiej Izby Rolniczej przyznaje, że lubuscy rolnicy znaleźli się w tragicznym położeniu.
 
- Wielu z nich ze względu na suszę zebrało bardzo niskie plony. A już pobrali paliwa i nawozy, za które jeszcze nie zapłacili, bo liczyli, że należności uregulują po żniwach. Tymczasem w ich kasie jest pusto – mówi nam Stanisław Myśliwiec, prezes Lubuskiej Izby Rolniczej.
 
Działacz zaznacza, że w szczególnie trudnym położeniu są hodowcy bydła, którzy wypasali swoje zwierzęta na łąkach, bo tam trawa też uschła.
 
- Widziałem niedawno, jak ciągnik jechał po łące, a za nim unosił się tuman kurzu. Będzie więc potężny problem z wykarmieniem zwierząt, skoro na łące już nie ma traw – podkreśla Myśliwiec.  

Myśliwiec: rolnicy zlikwidują stada, bo nie będą mieli pasz

Szef Izby zaznacza, że wielu hodowców musiało zrezygnować z wypasu i karmią swoje bydło sianokiszonkami przygotowanymi już na zimę. Niewykluczone, że zlikwidują swoje stada, bo zabraknie im pasz w kolejnych miesiącach.
 
- Rolnicy mieli przygotowane małe ilości pasz, bo z czego je można było zrobić, skoro jest taka susza? I teraz będą likwidować stada, bo nie będą mieli czym nakarmić bydła w zimę - ocenia Myśliwiec. 

„Krowa jest głodna niezależnie od tego, czy susza jest, czy jej nie ma”

Z kolei Nieżurbida dodaje, że coraz częściej słyszy od rolników, że przez uschniętą kukurydzę nie zabezpieczą wystarczającej ilości kiszonki na zimę.
 
- Z takiej wyschniętej kukurydzy kiszonki nie będzie. Hodowcy są więc w dramatycznej sytuacji. Krowa jest głodna niezależnie od tego, czy susza jest, czy jej nie ma. Własną paszę jest w tym roku wyjątkowo ciężko zrobić, a tym bardziej kupić – wyjaśnia nam rolnik. 

Dwie plagi lubuskich rolników: susza i skażona Odra

Dramat lubuskich rolników spotęgowała także katastrofa ekologiczna na Odrze. Dla wielu woda z Odry była ratunkiem w obliczu ogromnej suszy. Służyła im do podlewania upraw i pojenia bydła. Brakiem wody szczególnie mocno martwią się producenci warzyw, bo one w przeciwieństwie do zbóż i ziemniaków jeszcze nie zostały zebrane i odpowiedniej potrzebują wilgoci.
 
- Te  gospodarstwa, które wspomagały się ciekami wodnymi - Odrą i jej dopływami, w tym momencie nie mają tej możliwości. Ich uprawy uschną na polu. To będzie ogromna klęska – ocenia w rozmowie z nami Stanisław Myśliwiec.
 
Zrozpaczeni są także hodowcy, którzy do tej pory wypasali bydło na łąkach nadodrzańskich. Teraz nie mają czym nakarmić swoich zwierząt.
 
- Łąki nad Odrą to są piękne poldery. Ze względu na niskie położenie nad poziomem Odry zawsze były zielone, a wydajność masy zielonej była dużo większa niż na terenach oddalonych od Odry. Rolnicy nie musieli dowozić zwierzętom wody, bo piły z Odry. Teraz wszystko się zatrzymało – wyjaśnia Myśliwiec.

Prezes LIR: system IUNG to jest cwaniactwo i okradanie lubuskiego rolnika

Poszkodowanych przez suszę rolników dobija też wadliwy system monitoringu suszy prowadzony przez IUNG w Puławach. Niestety, stan faktyczny na polach nie znajduje odzwierciedlenia w raportach IUNG i choć suszę gołym okiem widać, Instytut często jej nie stwierdza. I wtedy rolnik nie ma prawa do uzyskania odszkodowania, a aplikacja suszowa nie daje mu możliwości szacowania strat.
 
- Ja sam mam zboża i po 4 komunikacie IUNG wegetacja się u mnie zakończyła (po 20 czerwca; obecnie IUNG wydał 8 raport – przyp. red.). Roślina zamiera, ale IUNG twardo podaje, że do statystyk bierze jeszcze kolejne raporty, w których może stwierdzić duże opady. Przecież jeśli roślina zamarła, a spadł deszcz, to na wegetację nie ma to już żadnego wpływu. To jest transfuzja krwi po zgodnie pacjenta. W mojej ocenie system IUNG to jest cwaniactwo i okradanie lubuskiego rolnika. Ponadto system ten dotyczy całej Polski. A przecież kiedy u nas rusza wegetacja, to na wschodzie Polski nadal leży zmarzlina. I kiedy u nas jest już po żniwach, tam jeszcze zboża stoją – wyjaśnia Myśliwiec.

Rolnicy chcą przywrócenia szacowania strat przez komisje

Dlatego rolnicy postulują o powołanie gminnych komisji szacujących straty spowodowane suszą w uprawach rolnych. Wtedy ich zdaniem szkody zostaną dużo rzetelniej oszacowane, niż robi to IUNG i aplikacja.
 
- Dostaję sygnały od rolników, że mimo iż ich pola wyschły, aplikacja zezwala na szacowanie start np. tylko w jednej uprawie. I uparcie twierdzi, że w innych uprawach w danym gospodarstwie susza nie wystąpiła. Wychodzi więc na to, że aplikacja jest stworzona po to, by suszy nie było – ocenia Nieżurbida.



Skutki potężnej suszy, która dziesiątkuje uprawy, w tym kukurydzy odczuwają także Francuzi czy Rumuni. O tym, że w tych państwach może zabraknąć pasz pisaliśmy TUTAJ.

Kamila Szałaj, fot. J. Michalski
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
16. kwiecień 2024 12:28