StoryEditorWiadomości rolnicze

Ile zapłacą chłopi?

06.06.2017., 13:06h
Za Brexit zapłacimy mniejszymi funduszami na politykę rolną i spójności – daje się słyszeć w opiniotwórczych kręgach Unii Europejskiej. Nikt w Europie nie ma zamiaru podnosić składek do budżetu Unii po jej opuszczeniu przez Wielką Brytanię. Niektórzy szacują, że przelewy na polskie konto spadną z dotychczasowych 15 mld euro do 11–12 mld euro rocznie, czyli będzie o 20–30% mniej na wszystko.

Unia nie musi nawet wysilać się i szukać jakichś specjalnych pretekstów do tego, aby ukarać niepokorne kraje Europy Środkowej. Francja chce nas ukarać za to, że nie kupiliśmy jej śmigłowców. Jakby tego było mało, chcemy zgodzić się na przeniesienie jakiejś fabryki suszarek do prania. Niemcy patrzą na Polskę krzywo, bo chcieliby się podzielić problemem imigrantów, a nie mogą. Jakby nie zdawali sobie sprawy z tego, że ci imigranci jeden po drugim znikną z Polski i znów pojawią się w Niemczech. Przerabiają to właśnie Litwini, skąd uciekło już 80% przyjętych uchodźców. Czy mamy więc powsadzać nieszczęsnych imigrantów do zamkniętych obozów? Znów podniesie się lament, że Polacy nienawidzą obcych. Tak czy owak, sytuacja nie jest dla nas komfortowa. Zwłaszcza że na to nakłada się wspomniany już brak brytyjskiej składki. Phil Hogan, komisarz ds. rolnictwa, obkolędował już niemal całą Europę z wieścią, że w rolnictwie trzeba będzie zacisnąć pasa.

Czekają więc nas w Unii bolesne przemiany. Rolnicy już raz płacili za takie reformy, było to w latach 90. Czy teraz znów przyjdzie się z tym zmierzyć? Berlin z Paryżem dogadują się w sprawie wydzielenia strefy euro z UE. Ma mieć ona osobny budżet i rozwijać się we własnym tempie. Jako żywo przypomina to sytuację z lat 90., kiedy nasze rolnictwo rzucone na pożarcie wolnego rynku musiało konkurować z wysoko dotowanym eksportem z Unii Europejskiej. Teraz z taką sytuacją borykać może się nie tylko rolnictwo, ale i reszta gospodarki. Rolnicy z bogatych krajów Unii poradzą sobie w tej sytuacji, bo po pierwsze, mają bardzo prężne organizacje broniące ich interesów. Po drugie, ze Wspólnej Polityki Rolnej korzystali przez 55 lat, a nie 13 jak Polacy. Oczywiście możemy spróbować wróżone ubytki uzupełnić z własnej kasy. Nie wiadomo jednak czy to się uda, ponieważ rola ubogiego kuzyna Europy nie będzie sprzyjać rozwojowi gospodarki i wzrostowi wpływów do budżetu. Gdy przyjdzie kryzys, my odczujemy go głębiej. Gdy na Stary Kontynent powróci wzrost gospodarczy, my skorzystamy na nim słabiej.

Dawno nie pisaliśmy o tym, co słychać na „froncie wschodnim”. Na razie Bruksela chce zwiększyć bezcłowy kontyngent na import ukraińskiego ziarna. Polska jest dla ukraińskiego ziarna pierwszym i naturalnym rynkiem zbytu. Nie mamy nic przeciwko rozszerzaniu Unii Europejskiej na wschód. Jednak nie rozumiemy dlaczego rachunek za to mają płacić polscy rolnicy. Już zapłacili za embargo na import żywności wprowadzone przez Rosję. Teraz dochodzi do tego zalewające nasz kraj ziarno z Ukrainy. Na dodatek, jak podkreślił Czesław Siekierski, szef Komisji Rolnictwa Parlamentu Europejskiego, skorzystają na tym przede wszystkim ukraińscy oligarchowie. Jest wśród nich Petro Poroszenko, prezydent Ukrainy, gospodarujący na 96 tys. ha.

Dziwne wieści docierają do nas z rynku mleka. Jak Polska długa i szeroka, zakładom mleczarskim brakuje mleka przerzutowego, choć kosztuje ono już 1,6 zł/l. W niedalekiej przeszłości wysokie ceny mleka przerzutowego zapowiadały kryzys. Do czego doprowadzi sytuacja, kiedy najlepiej na rynku płaci masło, znacznie lepiej od sera żółtego i galanterii mleczarskiej? Pamiętamy, że w kryzysie bywały okresy, kiedy twarogi były droższe od serów żółtych.

Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
23. kwiecień 2024 17:34