StoryEditorKomentarz naczelnych

Inflacja rolnicza to nawet 20 procent! Czy rolnikom opłaca się jeszcze produkować?

Jeżeli stworzymy rolniczy koszyk, czyli ile rolnik musi zapłacić m.in. za pasze, nawozy, środki ochrony roślin, maszyny rolnicze, prąd, paliwa itp., to poziom rolniczej inflacji osiąga 20% i więcej. Jedynie ceny skupu zbóż są w miarę satysfakcjonujące. Kto na tym zyskuje?

Koszty produkcji rolniczej galopują

Inflacja jest podobno trzymana w ryzach i obecnie wynosi 4,4% w stosunku do czerwca 2020 r. Jednak, jeżeli stworzymy tak zwany rolniczy koszyk, w który włożymy – oczywiście umownie – pasze, nawozy, środki ochrony roślin, stal, materiały budowlane, maszyny rolnicze, energię elektryczną, paliwa i wszelakie niezbędne do codziennego gospodarowania towary, to naszym zdaniem poziom rolniczej inflacji zbliża się do ponad 20% i więcej.

Zaś jedynie ceny skupu zboża i rzepaku są w miarę satysfakcjonujące. Tylko że starego ziarna nie ma już w silosach BIN, czy też w innych gospodarskich magazynach. Ceny wieprzowiny są wręcz makabrycznie niskie. Na warzywach zaczął się już zarobek. Choć jeszcze niedawno najlepszym biznesem było rozdawanie ich za darmo. 

Owszem, dobrze sprzedają się jałówki i bydło mięsne. Ale ten raj się już kończy i znowu wróci szara rzeczywistość.

Niskie ceny produktów rolnych są na rękę sieciom handlowym i władzy

Wprawdzie ceny skupu mleka wyglądają na papierze w miarę przyzwoicie. Jednak nie pokrywają kosztów produkcji, szczególnie w tych największych nowoczesnych i z reguły bardzo zadłużonych gospodarstwach. Na niskie ceny skupu mleka narzekają nawet rolnicy dostarczający mleko do najbardziej efektywnych pod względem ekonomicznym spółdzielni mleczarskich. I te ceny nie muszą pozostać na obecnym poziomie – owszem mogą nieco wzrosnąć, ale bardziej prawdopodobny jest ich spadek.

Pamiętajmy, że ceny zbytu produktów mleczarskich i innych wyrobów żywnościowych są trzymane na krótkim sznurze przez wielkie sieci handlowe. Dla każdej władzy taka polityka jest satysfakcjonująca. Bowiem za niskie ceny na półkach płacą rolnicy i przetwórcy żywności. Zaś społeczeństwo ma tani chleb i tylko nieco droższe igrzyska. Obecna władza uczyniła kilka gestów dobrej woli w kierunku rolnictwa, ale później przyszła „Piątka dla zwierząt” i dobre wrażenie prysnęło.

W zakresie rolnictwa i bezpieczeństwa żywnościowego polski rząd może brać przykład z... Putina 

Dla porównania, w minionym tygodniu Władimir Putin, prezydent Rosji, zasiadł przed kamerą, a obywatele dzwonili i zadawali pytania albo skarżyli się na lokalnych urzędników. Wszystko jest reżyserowane i głosu miłośnika demokracji w zachodnim stylu na pewno tam nie usłyszymy. Do naszych mediów przedarł się z tej telekonferencji tylko jeden temat: incydent na Morzu Czarnym z udziałem brytyjskiego niszczyciela. Nikt nawet nie zastanowił się nad tym, ile czasu Putin poświęcił produkcji żywności. A mówił on o cenach marchwi i ziemniaków, eksporcie wieprzowiny (Rosja, żeby uchronić producentów przed spadkiem cen musi zwiększyć jej sprzedaż za granicę), wsparciu hodowli zwierząt oraz odniósł się do plotek o wprowadzeniu podatku od żywego inwentarza. Nie pamiętamy, aby którykolwiek prezydent lub premier w Polsce poświęcił tyle uwagi problemom rolnictwa.


Krzysztof Wróblewski i Paweł Kuroczycki
redaktor naczelny "Tygodnika Poradnika Rolniczego"
Fot. Paweł Mikos

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
28. kwiecień 2024 10:52