StoryEditorWiadomości rolnicze

Jestem sadowniczką, więc jestem frajerką

04.11.2014., 14:11h
26 października br. w Platerowie Marek Sawicki, minister rolnictwa i rozwoju wsi, spotkał się z rolnikami. Spotkanie miało ważny charakter, gdyż wielu z przybyłych producentów utrzymuje się z uprawy sadowniczej i zbulwersowała ich wypowiedź ministra, w której nazwał sadowników sprzedających jabłka po niskich cenach frajerami. Szef resortu przepraszał rolników i tłumaczył się ze swojej niefortunnej wypowiedzi.

– Małgorzata Korbut, gmina Hołowczyce, jestem frajerką. Frajer jest określeniem powszechnie uważanym za obraźliwe, jakby na to nie patrzeć. Jak rozpoczęliśmy blokadę w Kózkach, to następnego dnia na jednym z portali ukazała się pana wypowiedź, że „mają, co chcieli, ponieważ jak porzeczka była droższa, to przejedli dochody z kilku lat”. Ten rok jest wyjątkowy i myślę, że wszyscy sadownicy zapamiętają go na długo, ponieważ kryzys dotyka po kolei producentów wszystkich owoców. Jedynymi gatunkami, na których dało się zarobić, były truskawki i maliny. W związku z tym w tej chwili ja frajerka, mój mąż frajer, tato i syn też sprzedawaliśmy po 14 i 13 groszy jabłka przemysłowe i sprzedawalibyśmy nawet po 10 groszy za kilogram, panie ministrze, żeby mieć czym zapłacić za ich zbiór. Żeby mieć czym zapłacić rachunki, bo jabłka deserowego nikt od nas kupić nie chce za żadne pieniądze. Szukamy zbytu, ale nikt tych jabłek nie chce kupić ani na rynek krajowy, ani zagraniczny – powiedziała z żalem sadowniczka.

Jeden z rolników opowiedział, jak w jego przypadku wyglądało ubieganie się o rekompensatę za jabłka. 

– Przygotowaliśmy powiadomienia i mieliśmy zawieźć je do Agencji Rynku Rolnego. 28 sierpnia dyrektor ARR przyjechał do Białej Podlaskiej, żeby wytłumaczyć nam,  co mamy robić. Na miejscu powiedział, że ani on, ani jego pracownicy nie wiedzą nic poza tym, co jest na stronie internetowej Agencji. Powiedział, żeby się wstrzymać, bo mamy czas do grudnia. Osoby, które miały gotowe powiadomienia, nie składały ich, czekając na informacje na temat składania wniosków. Zawieźliśmy wioski 5 września i wtedy okazało się, że jest już za późno. Wcześniej znaleźliśmy kontakty na przekazanie owoców, niektórzy kupili sobie już opakowania i znaleźli transport. Okazało się, że to wszystko był blef. Według informacji na stronie ministerstwa rolnictwa wnioski o rekompensatę miały być przyjmowane od wtorku 21 października. Do dzisiaj nie mamy nic, żadnej konkretnej informacji. Jak więc rolnik na naszym miejscu może racjonalnie gospodarować? – pytał młody rolnik z powiatu łosickiego.

Wśród przybyłych rolników był także Robert Remiszewski, wiceprezes Związku Sadowników Rzeczypospolitej Polskiej.

– Na Lubelszczyźnie zawiązał się Ogólnopolski Komitet Protestacyjny Sadowników, który w porozumieniu ze Związkiem Sadowników RP przygotowuje akcję protestacyjną. Mamy nadzieję, że pomoże to panu ministrowi w najbliższych działaniach negocjacyjnych w UE. Może uda się uzyskać następną transzę interwencyjną, żeby uratować chociaż te pieniądze, które straciliśmy nie z winy sadowników. Uważam, że przyczyną tej sytuacji było niedoinformowanie oraz wielka presja UE i jej niechęć do interwencji na rynku  – powiedział Robert Remiszewski.

W postulatach komitetu protestacyjnego czytamy: „Żądamy uzdrowienia rynku owoców poprzez wycofanie z rynku ok. 1 mln ton jabłek i wypłatę rekompensat w wysokości kosztów produkcji wyliczonych przez państwowe instytuty. Podobną interwencję należy przewidzieć w następnym sezonie, o ile sytuacja polityczna nie pozwoli powrócić na rynki wschodnie”. 

– Nie miejcie złudzeń, że protestami u nas na drogach czy w Warszawie przejmą się urzędnicy w Brukseli. Powtórzę to, co już mówiłem. Należało 2–3 tygodnie temu rozpocząć sprzedaż polskich jabłek w kilku miejscach: w Berlinie, w Paryżu, w Brukseli, być może także w Amsterdamie po 10 eurocentów za kilogram. Ruszyłoby to rolników z tamtych państw, a także polityków z innych państw unijnych. 5 września br. na radzie ministrów w Brukseli zapowiedziałem, że jeżeli nam nie pomogą zagospodarować miliona ton owoców i warzyw, to przywieziemy je na rynek europejski i sprzedamy w cenie 1 euro za kilogram i zepsujemy cały rynek europejski na 3 lata – powiedział Marek Sawicki.

 

Podczas spotkania producenci trzody chlewnej wyrażali także niepokój związany z ASF. Rolnicy podkreślali, że zbyt duża populacja dzików zwiększa ryzyko epidemii oraz jest przyczyną nasilających się szkód w uprawach rolnych.

Józef Nuckowski

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
08. maj 2024 08:25