xxArdanowski z logiem SHiUZ
StoryEditorWywiad z Janem Krzysztofem Ardanowskim

Ardanowski: politycy znający rolnictwo muszą współpracować, a nie okładać się cepami

05.10.2023., 17:30h
– Wielu polityków, głównie z miast, nierozumiejących wsi, uprawia demagogię albo prezentuje infantylne wyobrażenie o wsi rodem z XIX wieku czy z okresu powojennego. Dlatego twierdzę, że ci, którzy rzeczywiście znają się na sprawach wsi i rolnictwa, którzy z odpowiednią wiedzą są w partiach politycznych, mają obowiązek ze sobą ściśle współpracować, a nie dawać się rozgrywać – mówi Jan Krzysztof Ardanowski w rozmowie z Krzysztofem Wróblewskim.

Z posłem Janem Krzysztofem Ardanowskim, przewodniczącym Rady do spraw Rolnictwa i Obszarów Wiejskich przy Prezydencie RP Andrzeju Dudzie, rozmawia Krzysztof Wróblewski.

Słyszałem mocno uzasadnione opinie, że polityk Jan Krzysztof Ardanowski zamierza się wycofać z polityki i nie będzie kandydował do sejmu z listy Prawa i Sprawiedliwości.

– Po rzeczowej rozmowie z prezesem Jarosławem Kaczyńskim zdecydowałem się na ponowną walkę o mandat poselski. Startuję w swoim okręgu wyborczym – nr 5 Toruń, z listy nr 4: Komitet Wyborczy Prawo i Sprawiedliwość. Na liście wyborcy mogą mnie znaleźć na piątym miejscu. Kolejność na liście nie jest najważniejsza. W wyborach w 2015 roku też wystartowawszy z piątego miejsca, wygrałem z liderami listy PiS. W 2019 roku byłem jedynką na liście PiS. Osiągnąłem wówczas jedenasty wynik w Polsce. Było to ponad 76 tys. głosów. Tyle głosów do sejmu w wolnych wyborach nie zdobył żaden przedstawiciel rolniczego stanu. Jestem człowiekiem stanowczym i mam określone zasady, którymi kieruję się w życiu. Ale nade wszystko pragnę być wiarygodny wobec moich wyborców, wobec rolników, którzy zaufali mi, gdy pełniłem funkcję ministra rolnictwa. Pamiętam do dzisiaj, jak po moim odwołaniu kilkudziesięciotysięczna manifestacja rolników w Warszawie niosła liczne transparenty, na których widniało hasło „Murem za Ardanem”. Po odwołaniu bardzo żałowałem, że partia, z którą jestem związany, popełniała w polityce rolnej tak istotne błędy. Wszak na ziemi kujawskiej i ziemi dobrzyńskiej jestem traktowany prawie jak chodząca historia Prawa i Sprawiedliwości. Jednak PiS zdecydowało się na naprawę swoich błędów. Nie ma mowy już o „piątce dla zwierząt”, podjęliśmy kroki przeciwdziałające napływowi zboża i innych produktów rolnych z Ukrainy. Mamy program rozwoju polskiego rolnictwa i polskiej wsi. Pozostałe ugrupowania polityczne takiego programu nie mają. I zajadle walczą z nami. Nie za pomocą rzeczowych argumentów, ale za pomocą totalnej krytyki naszych działań.

Jak mówi stare porzekadło: tylko ten, co nic nie robi, nie popełnia błędów?

– Tak. Ponad rok temu pojawił się, dosłownie znikąd, plan ograniczenia produkcji biopaliw, kuriozalnie głupi, który przecież uderzyłby także w produkcję rzepaku. Udało się jednak unicestwić takie rozwiązanie. W tym procesie również uczestniczyłem jako poseł i przewodniczący Rady do spraw Rolnictwa i Obszarów Wiejskich działającej przy Prezydencie RP Andrzeju Dudzie. Mając, rzecz jasna, jego poparcie, podobnie jak w wielu istotnych sprawach ważnych dla rozwoju polskiego rolnictwa i polskiej wsi.

Postulował pan o utworzenie nadbrzeża zbożowego w Gdyni, na którego funkcjonowanie miałoby wpływ państwo polskie. Mogło ono zacząć działać już 3 lata temu i tym samym porządkować sytuację na rynku zbóż zgodnie z interesami polskiego rolnictwa. Między innymi umożliwiać prawidłowy, a nie fikcyjny tranzyt ukraińskiego zboża do państw trzecich.

– Byłem i nadal jestem wielkim orędownikiem rozwiązania, by polskie instytucje rządowe dysponowały nadbrzeżem – możliwe jest to najszybciej w porcie w Gdyni – umożliwiającym załadunek zboża, rzepaku i innych nasion oraz produktów rolniczych. Jest to potrzebne, ponieważ obecnie praktycznie wszystkie nadbrzeża w naszych portach są dzierżawione przez firmy zagraniczne. Realizują swoją własną – trudno się zresztą temu dziwić – politykę handlową. Mają swoją logistykę, choćby terminy załadunku statków. Te firmy są największymi graczami na światowym rynku zbóż i innych produktów rolniczych. To one decydują, ile wyeksportować i za jaką cenę. Owe firmy, w imię własnego interesu, mogą również lekceważyć politykę gospodarczą, a nawet humanitarną państwa polskiego. I w tym miejscu podam skrajny przypadek: jeżeli gdzieś na świecie wydarzyłaby się katastrofa humanitarna, a chcielibyśmy na obszar tej katastrofy wysłać żywność, choćby nadwyżki zboża, aby pomóc w walce z głodem, to logistyka byłaby dużym utrudnieniem. Normalnie takie nadbrzeże służyłoby interesom polskiego rolnictwa. Właściwie w Gdyni było wszystko przygotowane. Skończyła się dzierżawa dotychczasowego użytkownika. Można było teren wydzierżawić! Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa mógł pomóc w tym aspekcie Krajowej Spółce Cukrowej, która przekształciła się później w Krajową Grupę Spożywczą. To nie było kosztowne rozwiązanie. W przeciwieństwie do proponowanej koncepcji budowy nowoczesnego AGRO-PORTU w Gdańsku. Ta inwestycja to wydatek rzędu kilku miliardów złotych. I o ile powstanie – w co wątpię – to zapewne nie za mojego życia. Natomiast moja propozycja umarła po tym, jak przestałem piastować stanowisko ministra rolnictwa. Tak jakby komuś zależało, żeby nie przeszkadzać firmom globalnym, które handlują zbożem. Do nadbrzeża zbożowego w Gdyni możemy powrócić. Otwarto przetarg na kolejną dzierżawę, ponieważ dotychczasowa była krótkoterminowa. Nowa ma być zawarta na dziesiątki lat. Jestem ciekawy, czy znowu państwo da – jak to młodzież mówi – ciała! Bynajmniej nie pragnę powrotu do gospodarki socjalistycznej, ale państwo może w sposób rynkowy mieć wpływ na funkcjonowanie rynku zbóż w naszym kraju. Wszak to wiąże się także ze wzmocnieniem bezpieczeństwa żywnościowego kraju. Niestety, moje argumenty nie przebiły się do moich następców. Ale moją propozycję popiera obecny szef Krajowej Grupy Spożywczej, prezes Marek Zagórski. Wiążę z nim duże nadzieje. Jest człowiekiem racjonalnym i rozumie, jak duże znaczenie gospodarcze i polityczne ma szybkie uruchomienie w porcie w Gdyni nadbrzeża zbożowego, na którego funkcjonowanie będzie miała wpływ racjonalnie prowadzona polityka gospodarcza państwa. Jednak w tej materii prezes Zagórski nie jest decyzyjny. O tym decydują politycy. Moim zdaniem jest realna nadzieja że – jeśli ponownie wygramy wybory – będzie podjęta właściwa decyzja.

Trwa bieżąca walka o wejście ukraińskiej żywności, nade wszystko zbóż, na rynek Unii Europejskiej. Zapłacą za to wszystko Polska i inne państwa przyfrontowe.

Unia Europejska popełniła duży błąd, znosząc cła i ograniczenia kwotowe w dostępie żywności ukraińskiej do rynku unijnego. Rozumiem, że motywacją tego stanu rzeczy była chęć pomocy napadniętej przez Rosję Ukrainie, ale trzeba wiedzieć, że Ukraińcy chcieli do Unii Europejskiej ze swoją żywnością wejść już od dawna, jednak to wejście było twardo powstrzymywane cłem, kontyngentami i innego rodzaju ograniczeniami. Na unijny rynek wpuszczano tylko tyle produktów, aby nie dopuścić do jego rozregulowania. Obecnie nie ma żadnych ograniczeń i strona ukraińska maksymalnie korzysta z tego w najlepszy sposób, jak potrafi. Niekontrolowany ukraiński eksport żywności uderzy przede wszystkim w kraje graniczące z Ukrainą! A przecież Portugalia, Hiszpania i południe Włoch od kilku lat dotknięte są klęską suszy. To tam powinno trafiać ukraińskie ziarno. Czeka też na nie głodujący świat: państwa Afryki, Bliskiego Wschodu, południowej Azji czy też niektóre kraje Ameryki Południowej.

Sprowadzając zboże z Ukrainy, w małym stopniu pomagamy narodowi ukraińskiemu, bowiem to kontrowersyjne zboże jest produkowane w wielkich gospodarstwach, których właścicielami są międzynarodowe korporacje – głównie niemieckie, holenderskie, chińskie, amerykańskie, a nawet związane z rosyjskim kapitałem. To im nabijamy kasę kosztem polskich rolników.

Państwa Unii Europejskiej kupują wspólnie amunicję dla Ukrainy. A dlaczego nie kupują wspólnie ukraińskiego zboża, by je rozlokować tam, gdzie jest potrzebne?

– Około dwóch miesięcy temu ustami rzeczniczki Komisji Unii Europejskiej poinformowano nas, że Komisja nie jest zainteresowana pomocą w eksporcie do Afryki i że mają sobie z tym na własną rękę radzić kraje, które mają nadwyżki zboża. Bo Brukseli to się nie opłaca. Przepraszam, nie opłaca się pomagać w eksporcie do państw głodujących? To głód jest główną przyczyną ruchów migracyjnych. Wszak wielki Polak papież Jan Paweł II powiedział znamienne słowa, które, o ile pamiętam, brzmią: „Prawem człowieka jest nie uciekanie z własnej ojczyzny, nie emigracja, tylko prawem człowieka jest pozostanie w kraju, gdzie żyje. A obowiązkiem świata jest pomóc, żeby tam mógł przyzwoicie żyć”.

Komisja Europejska nie rozumie, że Polska, blokując niekontrolowany import zboża z Ukrainy, chroni całe rolnictwo europejskie. Przecież większość gospodarstw w państwach starej Unii nastawionych na produkcję roślinną, chociaż jest większych niż ich polskie odpowiedniki, nie wytrzyma konkurencji z molochami rolniczymi na Ukrainie. Może nawet wprost przeciwnie – to małe gospodarstwa z produkcją zwierzęcą, z przetwórstwem i sprzedażą bezpośrednią łatwiej mogą sobie poradzić. Unia Europejska tych faktów nie rozumie albo realizuje jakieś inne dziwne scenariusze. Sprowadzając zboże z Ukrainy, w małym stopniu pomagamy narodowi ukraińskiemu, bowiem to kontrowersyjne zboże jest produkowane w wielkich gospodarstwach, których właścicielami są międzynarodowe korporacje – głównie niemieckie, holenderskie, chińskie, amerykańskie, a nawet związane z rosyjskim kapitałem. To im nabijamy kasę kosztem polskich rolników. Te giganty wykorzystują tanią siłę roboczą. I na żyznych czarnoziemach, wymagających symbolicznego nawożenia, stosują najczęściej środki ochrony zakazane już w Unii. Efektem tego stanu rzeczy jest tak tanie zboże, które nie daje rolnikom z UE żadnej szansy konkurencji. Z tego co wiem, rząd ukraiński wprowadził takie rozwiązania prawne, które umożliwią gigantom niepłacenie podatków. Czy ukraińscy politycy o tych faktach wiedzą? Oczywiście, że tak. Na dodatek część z nich związana jest z tymi firmami. Zgodnie więc krytykują Polskę za przedłużenie embarga na import zbóż. Straszą też złożeniem skargi do WTO i embargiem na polską żywność! Jest drugie dno w tej masowej krytyce! Moim zdaniem ukraińscy politycy nagle zaczęli zgodnie śpiewać w chórze z niemieckimi politykami. Niemcom bardzo zależy, żeby nie doszło do żadnego strategicznego sojuszu Polski z Ukrainą. Bo wówczas powstałaby nowa sytuacja polityczna i gospodarcza. Zapewne do tego sojuszu w sposób naturalny dołączyłyby mniejsze państwa. Byłaby to pewna przeciwwaga dla dominacji Berlina w Europie. Niemcy nadal pragną, aby Europa Środkowo-Wschodnia była obszarem ich dominacji i ciągle mają plan dogadania się z Rosją. Ukraina chyba nie rozumie tego, że gra przeciwko sobie. Bo występując przeciwko Polsce, traci jedynego wiarygodnego sojusznika. Nie znam dokładnie kulisów ukraińskiej polityki. Jednak na Ukrainie, moim zdaniem, zaczynają się jakieś gry frakcyjne o naturze nie tylko politycznej, ale i biznesowej. Zaczęło się też osłabianie pozycji prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Eksperci twierdzą, że następne wybory wygra proniemiecki polityk. Musimy to pilnie obserwować. Wyciągać nadal pomocną dłoń do Ukrainy. Doceniać wojenny wysiłek armii ukraińskiej. Nadal wspomagać ją militarnie i humanitarnie, a jednocześnie twardo bronić swoich interesów i nie być użytecznym idiotą. Takiej postawy oczekuję od polskich elit politycznych.

Sprowadzając zboże z Ukrainy, w małym stopniu pomagamy narodowi ukraińskiemu, bowiem to kontrowersyjne zboże jest produkowane w wielkich gospodarstwach, których właścicielami są międzynarodowe korporacje – głównie niemieckie, holenderskie, chińskie, amerykańskie, a nawet związane z rosyjskim kapitałem. To im nabijamy kasę kosztem polskich rolników.

Jestem dumny z tego, że pochodzę z rodziny chłopskiej, że jestem rolnikiem zajmującym się rolnictwem praktycznie całe dorosłe życie, z dobrym wykształceniem rolniczym i ogólnym, że mogłem prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu doradzać w sprawach rolnych, że mogę to czynić także obecnemu panu prezydentowi Andrzejowi Dudzie, że byłem ministrem, i – co również dla mnie bardzo ważne – szefem Krajowej Rady Izb Rolniczych – samorządu rolniczego w Polsce.

Panie ministrze, moim zdaniem przyszły sejm nie będzie zdominowany przez jedną partię. Dlatego troska o polskie rolnictwo powinna odbywać się ponad politycznymi podziałami.

Panie redaktorze, bardzo się cieszę, że pan na to zwrócił uwagę. To też jest zresztą jeden z elementów mojego myślenia o przyszłości. Różnimy się pewnymi koncepcjami dotyczącymi polityki wewnętrznej czy też zagranicznej. Pragnę, aby po wyborach wszyscy zdrowo myślący w różnych partiach politycznych, znający się na sprawach wsi, a nie opowiadający bajki czy swoje wyobrażenia i wspomnienia ze wsi lub powtarzający jakieś „przekazy dnia”, chcieli współpracować na rzecz wsi. Wielu polityków, głównie z miast, nierozumiejących wsi, uprawia demagogię albo prezentuje infantylne wyobrażenie o wsi rodem z XIX wieku czy z okresu powojennego. Tacy, którzy udają, że kochają wieś, głównie przy okazji wyborów, są we wszystkich formacjach politycznych. Dlatego twierdzę, że ci, którzy rzeczywiście znają się na sprawach wsi i rolnictwa, którzy z odpowiednią wiedzą są w partiach politycznych, mają obowiązek ze sobą ściśle współpracować, a nie dawać się rozgrywać. Ludzie pochodzący ze wsi, ją kochający, którzy uzyskali wpływ w społeczeństwie w różnych dziedzinach, powinni połączyć wysiłki z mieszkańcami wsi, by zapewnić dobrą przyszłość obszarom wiejskim, w tym rolnictwu, które jest najważniejszą działalnością na tych obszarach. Zapraszam do konkretnej współpracy, a nie do awantur i okładania się cepem politycznym.

Dalsza część artykułu pod materiałem Wideo

Nigdy nie było w historii polskich wyborów takiego wyścigu, jaki odbędzie się 15 października. Z jednego Komitetu Wyborczego Prawo i Sprawiedliwość o mandat poselski ubiega się trzech byłych ministrów rolnictwa: Jan Krzysztof Ardanowski, Grzegorz Puda, Henryk Kowalczyk oraz obecny Robert Telus. Pana konkurenci mają wyższe miejsca na liście. Kto wygra ten korespondencyjny wyścig? Ja mam swojego faworyta!

– Życzę im powodzenia w wyborach, chociaż nie zawsze dobrze oceniałem ich działalność. Mówiłem im o tym otwarcie. Jestem życzliwy wszystkim wartościowym ludziom. Nie walczyłem o wysokie miejsce na liście. Proponowano mi jedynkę, ale w innym okręgu wyborczym. Odmówiłem, bo dla mnie było ważniejsze nawet niższe miejsce, ale tam, gdzie jest moja mała ojczyzna, gdzie mieszka moja rodzina od ponad 300 lat, gdzie mnie znają i widzą moje starania. Dlatego kandyduję w Okręgu Wyborczym numer 5 – Toruń. Z pokorą proszę o poparcie i głos wyborców z tego okręgu. Polakom potrzebne jest silne państwo, które nie da sobie w kaszę dmuchać, również na arenie międzynarodowej. Widzę przyszłość polskiego rolnictwa w jasnych barwach. Chociaż zagrożeń jest mnóstwo. Możemy im przeciwdziałać, jeżeli będziemy mieli mocne i uczciwe państwo. Na rolników, ich pracowitość, gospodarność i patriotyzm zawsze można liczyć!

Dziękuję za rozmowę.

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
28. kwiecień 2024 02:55