
Końcówka czerwca to w polskim rolnictwie tradycyjnie początek żniw. Niestety, zamiast cieszyć się efektami ciężkiej pracy, wielu rolników z coraz większym niepokojem śledzi doniesienia z Brukseli. Dlaczego? Bo w lipcu mają zapaść kluczowe decyzje dotyczące przyszłości Wspólnej Polityki Rolnej i dopłat, liberalizacji handlu z Ukrainą oraz ratyfikacji kontrowersyjnej umowy z Mercosur.
Rolnicy boją się zboża z Ukrainy. "Znów mamy być zaskoczeni?"
Damian Murawiec, rolnik spod Elbląga, zwraca uwagę, że zamiast skupić się na zbiorach, wielu jego kolegów z branży zastanawia się, czy ich gospodarstwa przetrwają kolejne unijne zmiany. Martwią się na przykład tym, że rynek unijny może znów zostać otwarty na produkty spożywcze z Ukrainy, i to mimo wcześniejszych zapewnień polityków, że granice zostały szczelnie zamknięte.
– Mówiono nam, że granice zostały zamknięte, że sukces został osiągnięty, że nie musimy się martwić. Tymczasem trwają zaawansowane rozmowy z Ukrainą o preferencyjnym dostępie do unijnego rynku od 2026 roku. I znów mamy być zaskoczeni? - pyta i zaznacza, że problemem jest nie tylko sama konkurencja, ale fakt, że ukraińska żywność nie podlega takim samym restrykcjom środowiskowym i jakościowym, jak ta produkowana w UE.
Umowa Mercosur nieunikniona
Niepokój rolnika budzi też możliwa ratyfikacja umowy z krajami Mercosur. Mimo wcześniejszych sygnałów, że Polska będzie budować mniejszość blokującą wobec tej umowy, dziś wiele wskazuje na to, że zostanie ona jednak zatwierdzona. Mechanizmy ochronne, które Bruksela planuje wprowadzić, są zdaniem Murawca czysto teoretyczne i trudne do uruchomienia przez pojedyncze państwa.
- Otrzymywaliśmy zapewnienia, że Polska będzie budować blokującą mniejszość w Radzie UE, że nie dopuści do ratyfikacji. A teraz wygląda na to, że wszystko przejdzie, a nam znów zostaną tylko obietnice i mechanizmy ochronne, których nie będziemy mogli użyć - podkreśla rolnik.
Niepewne dopłaty bezpośrednie
Dodatkowe zagrożenie rolnicy widzą w planach reformy samej Wspólnej Polityki Rolnej. Komisja Europejska rozważa rezygnację z odrębnego budżetu rolnego na rzecz scentralizowanego systemu, w którym fundusze będą przyznawane państwom tylko po spełnieniu określonych „kamieni milowych”. W praktyce oznacza to, że dostęp do środków może być warunkowany politycznie, a dopłaty będą niepewne.
– To ogromne ryzyko. Jeśli kraj nie będzie wystarczająco „posłuszny” Brukseli, dopłaty mogą zostać zablokowane – podkreśla Murawiec.
Trójkąt Bermudzki europejskiego rolnictwa
Podobne zastrzeżenia ma także Jacek Zarzecki z Platformy Zrównoważonej Wołowiny, który porównuje sytuację do Trójkąta Bermudzkiego. Jego zdaniem europejskie rolnictwo wpada właśnie w śmiertelną pułapkę złożoną z trzech elementów: liberalizacji handlu z Ukrainą, źle wynegocjowanej umowy z Mercosur i stopniowej likwidacji niezależności WPR.
Wskazuje, że ukraińskie produkty trafiają na rynek UE bez ceł i regulacji, co burzy konkurencję. Umowa z Mercosur jest jego zdaniem niesymetryczna, bo UE będzie musiała przestrzegać surowych norm, podczas gdy druga strona nie ponosi takich samych zobowiązań. Największym ciosem może być jednak zlikwidowanie politycznej i finansowej odrębności rolnictwa w budżecie UE, co odbiera państwom członkowskim realne narzędzia wpływu.
Żniwa nie będą łatwe
Wszystko to sprawia, że nadchodzące żniwa odbędą się w cieniu politycznych decyzji, które zapadają setki kilometrów od pól rolników.
– Nie chcemy specjalnego traktowania. Chcemy stabilnych zasad i uczciwej konkurencji. Dziś nie mamy ani jednego, ani drugiego - mówi Murawiec.
Kamila Szałaj