Masło znowu drożeje
Kto w Biedronce lub Lidlu zdołał nakupić kostek w cenach promocyjnych, ten wygrał. Czy to przygrywka do zakończenia pełzającego kryzysu na rynku mleka? Poprzednie załamanie wywołane embargiem nałożonym przez Rosję na import żywności z Unii Europejskiej w 2014 r. oraz likwidacją kwot mlecznych rok później, zakończyła właśnie tłuszczowa hossa. Jednak dziś sytuacja znacząco różni się od tej z lat 2017–2018. Zarówno dostawcy mleka, jak i jego przetwórcy borykają się ze znacznie wyższymi kosztami funkcjonowania i tylko jedno nie zmieniło się od tamtego czasu – dominująca pozycja sieci handlowych narzucających dostawcom niekorzystne warunki zbytu jest jeszcze silniejsza.
Dziś masła w Europie brakuje i jest ono znacznie droższe niż na rynkach światowych. Gdyby Bruksela otworzyła swój jednolity rynek na świat, to kilka statków z masłem szybko wyrównałoby niedobory. I w ten sposób przechodzimy do kolejnego tematu – umowy o wolnym handlu z krajami Ameryki Południowej, tzw. Mercosur
W minionym tygodniu przez Europę i Polskę przeszła fala protestów
Co prawda kraje Mercosur (chodzi głównie o Brazylię, Argentynę i Urugwaj) słyną raczej ze świetnych piłkarzy niż wysokowydajnych krów i nowoczesnego przetwórstwa, ale nie warto lekceważyć ich potencjału. Na razie dominują one w produkcji kukurydzy, soi i mięsa – wołowiny, drobiu i wieprzowiny. Jednak kilka dużych inwestycji, choćby europejskich koncernów spożywczych, szybko pozwoliłoby nadrobić dystans do Europy także w mleku.
Stan faktyczny jest taki, że Brazylia i Argentyna dziś mogłyby w prosty sposób wyeliminować z europejskiego rynku rodzimych producentów bydła mięsnego, tuczników i brojlerów. Co do mleka, to oni dostatecznie dobrze opanowali uprawę kukurydzy, aby wydajnie produkować kiszonkę a soi mają przecież pod dostatkiem. To zagrożenie dostrzegają nawet w Kijowie. Ukraińcy podczas niedawnej konferencji na temat rynku drobiu zastanawiali się, jak utrzymać swoją pozycję w Unii, do której co roku trafia 300 tys. t kurczaków zza oceanu, a Komisja Europejska chce wpuścić kolejne 180 tys. t, czyli niewiele więcej niż obecnie do UE eksportuje Ukraina. Większość europejskich rządów z jakiegoś powodu nie bierze sobie tego do serca.
Zawieranie takich umów jak negocjowana z Mercosur, przy utrzymaniu obecnej polityki (Zielony Ład itp.) pozbawi Europę, w tym Polskę, żywnościowej suwerenności. Dziś np. Brytyjczycy prognozują, że osiągnięcie celów klimatycznych, czyli zerowej emisji w 2050 r., oznacza zmniejszenie spożycia mięsa i mleka o połowę. Ograniczenie własnej produkcji przy jednoczesnym otwarciu rynku na tani import spowoduje, że ten import bardzo szybko stanie się drogi.
Co zatem robić? Klub Jagielloński, który jesienią opublikował raport na temat bezpieczeństwa żywnościowego (wynikało z niego, że Polska jest jednym z najbezpieczniejszych pod tym względem krajów UE) w minionym tygodniu opublikował raport o tym, jak zachować żywnościową suwerenność. Oprócz dalszej integracji rolnictwa poprzez spółdzielnie i grupy producenckie, czytamy tam o zmianie systemu ubezpieczeń rolniczych. Obecnie funkcjonujący bowiem nie jest ani powszechny, ani sprawny (choćby problemy z aplikacją suszową). A rozwiązania są gotowe. Dwa lata temu Europejski Fundusz Rozwoju Wsi Polskiej zaprezentował przygotowaną przez Marka Zagórskiego „Koncepcję ewolucji systemu ubezpieczeń rolnych”.
Oprócz słusznych i znanych od lat postulatów rozbudowy infrastruktury, poprawy struktury agrarnej, pojawiają się takie, o których do tej pory nikt nie wspominał. Chodzi np. o polonizację jednej z dużych sieci handlowych. Tylko bowiem to pozwoli ograniczyć znaczenie marek własnych oraz sprawi, że zysk ze sprzedaży detalicznej trafi do przetwórców, a nie do kieszeni właścicieli międzynarodowych korporacji. Dla wielu branż, ale dla mleczarskiej przede wszystkim, będzie to szczególnie ważne. Bo w niej to rolnicy są współwłaścicielami spółdzielni. Zdaniem autorów raportu, nie da się ustabilizować naszego rynku rolnego bez odbudowy pogłowia trzody chlewnej. Zastanówmy się, jaki wpływ na nasz rynek miałby import ziarna z Ukrainy, gdybyśmy mieli 20 mln świń jak 20 lat temu?
Czy to wszystko są mrzonki? Moim zdaniem – nie. Osiągnięcie tego celu wymaga jednak długofalowego planu, który nie będzie funkcjonował przez jedną kadencję sejmu. Czy takie porozumienie ponad podziałami jest możliwe? Moim zdaniem – tak. Trwająca na świecie i w Europie siłowa próba zmiany dotychczasowego układu sił może sprawić, że nawet najbardziej zaciekli przeciwnicy polityczni zaczną grać w jednej drużynie a „Wilk i baranek paść się będą razem; lew też będzie jadał słomę jak wół”.
Paweł Kuroczycki
fot. TPR