Od wielkiego głodu do nadprodukcji
Pod koniec listopada 2007 r. FAO, czyli Organizacja ds. Wyżywienia i Rolnictwa ONZ wystosowała pierwsze oficjalne ostrzeżenie o globalnym kryzysie żywnościowym. Ówczesny wzrost cen zbóż doprowadził do protestów w 30 krajach. Niepokoje trwały kilka lat i zakończyły się tzw. Arabską Wiosną w 2010 r. Bilans to setki tysięcy ofiar i wojny domowe trwające do dziś. Brak chleba okazał się równie skuteczną bronią jak bomby i rakiety. Kryzys żywnościowy z końca pierwszej dekady XXI w. doprowadził jednak do czegoś jeszcze. Wielki kapitał na poważnie zainteresował się inwestycjami w rolnictwo. W 2008 r. wybuchł światowy kryzys finansowy, a pieniądze musiały pracować. Z tego powodu spekulacje zaczęły dodatkowo napędzać ceny na giełdach towarowych, gdzie handluje się zbożami i rzepakiem. Wysokie ceny zachęcały rolników na całym świecie do inwestycji w produkcję. My otrzymaliśmy wówczas szansę, jakiej wcześniej nie mieliśmy chyba od przełomu XVI i XVII wieku, kiedy Polska była potęgą w eksporcie zboża. Po naszym wejściu do UE na wysokie ceny zbóż nałożyło się uruchomienie wielkich programów modernizacyjnych, finansowanych przez Unię Europejską. Po latach zbieramy owoce zarówno kryzysu sprzed 18 lat, jak i tych inwestycji, borykając się z nadwyżką żywności: mleka, mięsa i ziarna, zarówno u nas, jak i na świecie.
Polska na celowniku Kremla
I właśnie z tego powodu krzepiąco brzmią słowa z ostatniego posiedzenia unijnej rady ds. rolnictwa, że Polska popiera propozycję Komisji, dotyczącą opracowania i wdrożenia krajowych planów bezpieczeństwa żywnościowego. Bo przecież wobec silosów zasypanych ziarnem, morza mleka i nadwyżek mięsa, moglibyśmy nie martwić się o przyszłość.
Pomagają w tym Rosjanie, bo niedawna eksplozja na linii kolejowej, to także dla Zachodu wyraźny sygnał, że niedźwiedź na Wschodzie jest wściekły i gryzie. Nie musi nas bezpośrednio atakować. Amerykanie zaczęli znacznie mocniej dociskać Rosjan, zwłaszcza wypierając ich z rynków gazu i ropy, co dla Kremla jest bardzo bolesne. To powoduje, że Putin stara się podnieść koszty swojej porażki odgrywając się na przeciwnikach, zwłaszcza tych, którzy są najbliżej. Po co miałby zniechęcać do siebie obojętnych w zasadzie Hiszpanów, czy przychylnych w istocie Francuzów, o Niemcach nie wspominając. Nietrudno domyślić się, że główne uderzenie pójdzie na Polskę.
Cicha wojna i węgierskie ostrzeżenie
Mieliśmy w tym roku pierwsze od ponad 50 lat ogniska pryszczycy w Europie Środkowej (Węgry i Słowacja). Rosja jeszcze cztery lata temu miała ogniska tej choroby na własnym terytorium. Nie trzeba wysadzać torów, żeby zaszkodzić przeciwnikowi. Powiem więcej, straty wynikające z wprowadzenia do nas choroby takiej jak pryszczyca, będą nieporównanie większe (zwłaszcza wstrzymanie eksportu) niż koszty naprawy paru metrów toru kolejowego a nawet cała operacja „Horyzont” polegająca na pilnowaniu szlaków kolejowych. Węgrów walka z pryszczycą kosztowała łącznie 550 mln zł. Szabolcs Bóna, szef jednej z zainfekowanych ferm (10 tys. szt. bydła i 10 tys., świń) udzielił na początku listopada ciekawego wywiadu. W jego gospodarstwie od momentu, kiedy na Węgrzech pojawiła się pryszczyca wprowadzono stan najwyższej gotowości. Dość powiedzieć, że pracownicy nie mogli opuszczać terenu gospodarstwa i nocowali tam, a drogi wewnętrzne zraszane były roztworem kwasu cytrynowego, bo niskie pH zabija wirusa. Nad gospodarstwem przed pojawieniem się pryszczycy widziano trzy drony. Wedle jego słów, wirusy, które infekowały gospodarstwa różniły się między sobą. Bóna to człowiek znany i szanowany na Węgrzech, w 2023 r. zdobył tytuł Rolnika Roku. Nie jest specjalistą od spiskowych teorii.
Widmo agroterroryzmu i konieczność samoobrony
Rosjanie nie będą na nas zrzucać stonki (o co oskarżano Amerykanów w czasach stalinizmu), to nie te czasy. Ale warto w tym miejscu przypomnieć pewne zdarzenie ze Stanów Zjednoczonych. Tamtejsze władze w czerwcu 2025 roku aresztowały oskarżanych o agroterroryzm chińskich naukowców, którzy przywieźli do Ameryki próbki Fusarium, twierdząc, że przeznaczone są do badań. W pierwszej połowie listopada ich procesy zakończyły się przyznaniem do winy i skazaniem. Oczywiście można to zdarzenie powiązać z antychińską histerią w USA, ale można też na chłodno przeanalizować skutki wprowadzenia nowych chorób do środowiska.
Nie należy się spodziewać, że polskich obór i chlewni będą pilnowali żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej. Musimy zadbać o to sami. Przykład afrykańskiego pomoru świń pokazał, jak szybko i jak daleko choroby potrafią zdobywać nowe terytoria.
Paweł Kuroczycki
fot. AHM
