
KGS może wzmocnić swoją pozycję na rynku
– KGS stoi tylko na jednej nodze – produkcyjnej, a przecież mogłaby rozwijać sieć sklepów spożywczych. Nie ma postawionych celów, logotypu KGS nie widać w sieciach handlowych – tłumaczył wiceminister rolnictwa. – Gdybyśmy wyciągnęli wnioski z problemu spółki Eskimos (na zlecenie KOWR skupowała jabłka i przetwarzała je na koncentrat), to dziś w strukturze KGS funkcjonowałby zakład zajmujący się produkcją koncentratu jabłkowego i mógłby wpływać na rynek.
Jak wskazywał Kołodziejczak, KGS miała dzierżawić nabrzeże do przeładunku zboża w Gdyni.
– A dlaczego Grupa nie miałaby, w porozumieniu z rządem Ukrainy, zająć się przeładunkiem zboża w którymś z portów ukraińskich? Wówczas polskie społeczeństwo, przede wszystkim rolnicy, zobaczyliby, że członkostwo Ukrainy w Unii Europejskiej przynosi nam korzyści. Dziś nie popieramy tak gremialnie członkostwa Ukrainy w UE, bo nie widzimy z tego korzyści – mówił Kołodziejczak. – Przecież transport ziarna z Morza Czarnego na Bliski Wschód i do Afryki Północnej jest znacznie tańszy niż z naszych portów w te regiony.
Rolnik pod butem sieci handlowych
Kolejny problem poruszany podczas spotkania to przewaga, jaką mają wielkie sieci handlowe nad przetwórcami i dostawcami żywności, zwłaszcza marki własne.
– Marki własne sieci handlowych sprawiają, że producenci żywności nie mogą pracować nad renomą własnych marek. Sieć natomiast w każdej chwili może wprowadzić na rynek pod marką własną towar, choćby importowany, zastępując produkty dostarczane przez polskich przetwórców – mówił Kołodziejczak.
Wiceminister zwrócił też uwagę na to, że choć są w polskim prawie przepisy ograniczające ilość towarów sprzedawanych pod markami własnymi do 20%, to jednak zostały tak skonstruowane, że w praktyce nie działają.
Paweł Kuroczycki
fot. P. Kuroczycki