Pryszczyca coraz bliżej Polski, a przed hodowcami bydła spore wyzwaniaCanva
StoryEditorAgro Komentator

Nierówna walka z pryszczycą. Pojawia się w mleku 4 dni przed objawami [Agro Komentator]

23.04.2025., 20:00h

Pryszczyca krąży wokół Polski. Jak polscy rolnicy mogą się zabezpieczyć przed wirusem? Czy działania rządu są skuteczne? Czy granice są szczelne? Ile wyniosą straty, jeśli choroba zostanie zawleczona do naszego kraju? O tym rozmawiamy w kolejnym odcinku programu Agro Komentator.

Tym razem w naszym programie gościł Jacek Zarzecki, lek. wet. Maciej Perzyna oraz Szymon Statkiewicz, członkowie Stowarzyszenia PTR. Podczas ciekawej dyskusji udało się podsumować ostatnie wydarzenia w związku z pryszczycą w UE, ale również podpowiedzieć, co można poprawić lub dodać do listy zadań do wykonania.

Pryszczyca: od hodowców bydła nikt nie wymagał bioasekuracji

Szymon Statkiewicz rolnik z Podlasia, a dokładniej z powiatu sejneńskiego, utrzymuje 300 sztuk bydła, w tym 110 krów mlecznych. Dla niego wystąpienie pryszczycy w okolicy gospodarstwa to będzie ogromny cios finansowy, związany z utylizacją mleka (3500 l dziennie!), utratą dochodu i płynności finansowej. A ognisko w gospodarstwie to straty rzędu milionów złotych.

Prawda jest taka, że od hodowców nikt nie wymagał bioasekuracji w ostatnich latach, mało które gospodarstwo jest ogrodzone, podobnie jak pasze, słoma czy kiszonki. Maty, czy niecki dezynfekcyjne w gospodarstwach to niespotykana rzecz. Wprowadzenie tych zasad, podobnie jak w przypadku hodowli świń i ASF, zajmie lata, w trakcie których wszystkie mniejsze gospodarstwa, których nie stać na dodatkowe inwestycje, zrezygnują.

- Dla mnie ognisko pryszczycy i wybicie stada, to byłby całkowity koniec hodowli. Nie byłoby nas stać, żeby odbudować to stado. Jeżeli ognisk byłoby więcej, to skąd brać materiał hodowlany? Prowadzę gospodarstwo od 16 lat, ale mój tata rozpoczął hodowlę w 2001 r. i od tamtej pory nie kupiono żadnej sztuki z zewnątrz - mówi Szymon Statkiewicz.

Pryszczyca to 110 mln zł strat dziennie

Czarny scenariusz związany z pryszczycą, to pojawienie się jej w Polsce. Straty gospodarcze będą gigantyczne. 

- Jeżeli pryszczyca pojawiłaby się w Polsce, to mamy zamknięcie trzech największych rynków krajów trzecich czyli Izrael, Turcja i Wielka Brytania, gdzie eksportujemy dziennie wołowiny za około 5 mln zł. Do czasu podjęcia decyzji przez KE, kraje członkowskie podjęłyby takie same kroki, które podjęliśmy w przypadku Węgier czy Słowacji, czyli zamknęłyby swoje rynki na import produktów z Polski. To wiązałoby się dla samego sektora wołowiny ze stratami rzędu 25 mln zł dziennie, jeśli dodamy do tego sektor mleczarski to będzie około 70 mln zł dziennie - podkreślił z kolei Jacek Zarzecki i podsumował, że dziennie możemy wówczas tracić nawet 100-110 mln zł. 

Perzyna: granica nadal nie jest szczelna

- Podjęte działania nie mają żadnego znaczenia epidemiologicznego i epizootycznego. Z pełną odpowiedzialnością to mówię: To, że obecnie nie mamy pryszczycy w Polsce nie wynika z działań podjętych przez ministerstwo i służby weterynaryjne. Dlatego, że źródłem zakażania nie są tylko zwierzęta z nielegalnego przywozu. Policja sprawdziła oferty internetowe zwierząt, czy mają polskie kolczyki. Nie wykazano nieprawidłowości. Ogłoszenia cały czas się pojawiają. Trzeba zdawać sobie z tego sprawę, że jeśli na rynku pojawią się zwierzęta z nielegalnego importu, to one też będą już miały polskie kolczyki - zaznaczył lek. wet. Maciej Perzyna i dodał, że granica nadal nie jest szczelna, a zwierzęta z potencjalnie zagrożonych pryszczycą miejsc wjeżdżają do Polski legalnie, bo ogólnego zakazu nie ma, jedynie z obszarów objętych ograniczeniami. 

Maciej Perzyna ponownie poruszył temat dotyczący produkcji szczepionek delecyjnych przeciwko pryszczycy nakreślając, w jaki sposób można byłoby je wykorzystać i w jaki sposób można je skonstruować. Porównał koszt szczepienia w wysokości ok. 30 zł do strat, które spowodowane byłyby wybijaniem stad, liczonych w tysiącach czy milionach zł. 

Filtry zabezpieczające zbiorniki z mlekiem w autach?

Na stronie MRiRW i GIW pojawił się poradnik (pisaliśmy o tym TUTAJ) dotyczący zasad bioasekuracji w gospodarstwach utrzymujących zwierzęta parzystokopytne. Przedyskutowaliśmy część punktów z listy. Głosy na temat bioasekuracji były podzielone, jednak konieczność zastosowania tych metod istnieje, również dlatego, że bez ich realizacji, w sytuacji pojawienia się choroby zakaźnej w stadzie, możliwe, że PLW odmówi wypłaty odszkodowania, podobnie jak ma to miejsce w przypadku drobiu i trzody chlewnej. Szymon Statkiewicz podkreślił, że jest wiele wąskich gardeł dot. spełnienia warunków bioasekuracji, chociażby codzienny odbiór mleka, wizyt korektora racic czy inseminatora. 

- Samochody odbierające mleko to jest bardzo duży czynnik ryzyka, można przywieźć wirusa na kołach i tutaj sprawdzą się nie maty, ale solidne niecki dezynfekcyjne z łatwym odpływem. Maty są krótkotrwałe i bardzo pracochłonne - mówił lek. wet. Perzyna. Dodał, że wirus pojawia się w mleku już 4 dni przed objawami, a mleko mimo wszystko trafia do zbiornika. Warto według niego rozpocząć dyskusję nad stosowaniem filtrów zabezpieczających zbiorniki z mlekiem w autach. 

- Uważam, że dobrze, że ten poradnik wyszedł, nawet jeśli do końca nie będzie zrozumiały. Jednak jeśli rolnik pod wpływem paniki jest w stanie sprzedać więcej bydła po niższej cenie, to z czystej ciekawości weźmie ten poradnik i go przejrzy do końca. Informowanie i edukowanie to rzecz konieczna. A co jeżeli nie będzie bioasekuracji? Nie będzie pieniędzy z odszkodowania za niespełnienie wymogów. W niektórych gospodarstwach będzie to oznaczało koniec hodowli - mówił Zarzecki. 

Zachęcamy do obejrzenia całego programu na YT!

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
19. maj 2025 14:27