"Woda nadal stoi, jak rolnik ma wjechać na pole?"
Na Żuławach sytuacja wciąż jest dramatyczna. Zwłaszcza w powiatach elbląskim, nowodworskim, malborskim, sztumskim i gdańskim. Nawalne deszcze z końca lipca zalały pola, a woda - zamiast odpływać - zatrzymywała się na gruntach o słabej przepuszczalności. Do tego dochodzą zapchane rowy, niedrożne kanały i przeciekające wały, które zamiast chronić, tylko pogłębiły problem.
- Był bardzo silny wiatr na naszym terenie tego dnia, niemal huragan, a do tego bardzo mocno padał deszcz. W wielu miejscach zboże się przewróciło i utopiło. Ale teraz, jak ta woda nadal stoi, to jak rolnik ma wjechać na pole? Nie wjedzie, nie ma szans, więc zboże zaraz tam zgnije – informuje dziś naszą redakcję Wiesław Burzyński, prezes Pomorskiej Izby Rolniczej.
Nie zebrali, nie wysuszą, nie sprzedadzą. Rolnicy na krawędzi
Rolnicy z niepokojem patrzą na pola, sprawdzając, czy zboże stoi. Bo jeśli się położy, to zbioru już nie będzie. Miesiące pracy, ciężki fizyczny wysiłek i ogromne nakłady finansowe pójdą na marne. Dla wielu gospodarstw to granica przetrwania. A prawdziwe problemy dopiero się zaczynają - teraz czas na walkę o odszkodowania.
- Sytuacja jest katastrofalna. Niektórzy rolnicy mają zasób finansowy i sobie poradzą. Natomiast jest dużo gospodarstw, które żyją z roku na rok, ponieważ są zadłużone – mówi nam Wiesław Burzyński. - I teraz jeszcze problem niezebrania czegokolwiek albo zebrania bez jakości, czyli w niskich cenach. A ceny na rynku są byle jakie dzisiaj, nie oszukujmy się. Rośliny gniją. I teraz, jeżeli ta woda będzie się długo utrzymywała, to będą się przewracały - dodaje.
A suszenie? Jak narazie mało realne. Dziś temperatura około 20 stopni na Pomorzu, do tego pochmurno, a noce chłodne - informują nasi rozmówcy.
"Zboże stoi, kłos jest, może coś się zbierze”?
Otóż, jak informuje Paweł Cywiński, firmy ubezpieczeniowe problemu na polach nie widzą:
- Rzeczoznawcy przyjeżdżają na pola, patrzą na kłosy i mówią: Zboże jest, może coś się zbierze - jakby nie widzieli strat, jakby nie rozumieli, że to nie tylko plon, to chleb dla naszych rodzin. To nie jest tylko jedna gmina. To dziesiątki wsi, setki rolników, którzy zostali z niczym. Zamiast wsparcia - ignorancja. Zamiast partnerstwa – upokorzenie. Gdzie są ci „przyjaciele ubezpieczonych?”.
Problem z ubezpieczeniami? Czy z ubezpieczycielami?
Rolników czeka kolejny dramat. Dramat bankructwa? Dramatyczna walka o odszkodowanie? Dramatyczny stres i bezradność? Bo choć wielu z nich ma polisy, to pieniędzy raczej nigdy nie zobaczą.
- Zakłady ubezpieczeniowe odmawiają przyjęcia na siebie tej odpowiedzialności, ponieważ uważają, że są to podtopienia, przesiąknięcia spod wału. A zboże stoi w wodzie – mówi Wiesław Burzyński. - To już jest dramat. Będziemy jako przedstawiciele regionu uderzać do rządu. Trzeba się z tym zmierzyć – dodaje.
W czym tkwi ten dramatyzm? Otóż:
Po pierwsze - w uznaniu szkód. Bo w rozumieniu przepisów o ubezpieczeniach upraw rolnych szkody spowodowane przez powódź - oznaczają szkody powstałe m.in. wskutek: zalania terenów w następstwie podniesienia się poziomu wód płynących lub stojących bądź zalania terenów wskutek deszczu nawalnego. A co oznaczają szkody spowodowane przez deszcz nawalny? Oznaczają szkody powstałe wskutek deszczu o współczynniku wydajności o wartości co najmniej 4; w przypadku braku możliwości ustalenia tego współczynnika bierze się pod uwagę stan faktyczny i rozmiar szkód w miejscu ich powstania, świadczące wyraźnie o działaniach deszczu nawalnego.
Krótko mówiąc, odszkodowanie zostanie wypłacone tylko wtedy, gdy opad spełnia warunek matematyczny. Czyli, ile deszczu, przez jaki czas padał.
- W różnych miejscach spadło od 100 do 200 litrów wody. Malbork, Nowy Dwór - tam spadło zdecydowanie więcej. Teraz: jeżeli był ten nawalny deszcz, a weźmiemy formułkę nawalnego deszczu – to nie bardzo się wpisuje w ten deszcz długotrwały, bo to praktycznie padał deszcz jednodobowy. A jak deszcz padał jedną dobę, to towarzystwa ubezpieczeniowe nie przyjmują tego jako deszcz nawalny – wyjaśnia nam prezes Izby Pomorskiej.
Lokalny społecznik - Paweł Cywiński, z którym dziś rozmawialiśmy, wyraźnie podkreśla, że wielu rolników miało zawarte polisy na ubezpieczenia upraw rolnych. Ale, rzeczywistość jest jaka jest, polisa tylko na papierze.
- Rolnicy ubezpieczali się od zalań, więc teoretycznie spełniają wymagania. Natomiast wczoraj widziałem na własne oczy protokół 0%, no bo przecież woda zejdzie i będzie można wjechać – mówi nam Paweł Cywiński. - Ale jak woda zejdzie, to kłos albo już będzie spleśniały, albo będzie zgniły, ale na pewno nie da się do października wjechać, jakby nie padało, na tych torfach – dodaje.
Po drugie - problem tkwi też w tym, że przy sporządzaniu protokołu szkód liczy się tylko to, co widać w danym momencie. Jeśli rośliny teraz stoją, mają kłosy, to według ubezpieczyciela „nie jest tak źle”. A że za chwilę położą się w wodzie i zaczną gnić? To już nikogo nie interesuje. Choć przecież to wciąż efekt tego samego czynnika – nawalnego deszczu.
Po trzecie - jak poinformował nas prezes Pomorskiej Izby Rolnej, zgłaszają się do niego rolnicy mówiąc, że rzeczoznawcy teraz za bardzo nie przychodzą...
Rolnicy „nie są petentami, są żywicielami narodu”
Rolnicy nie mogą być po raz kolejny zostawiani samym sobie - bez wsparcia, bez głosu, z poczuciem bezradności wobec instytucji i firm, które mają ich chronić. Zbyt często bywało tak, że ubezpieczyciele liczyli, że rolnik się podda, zrezygnuje, odpuści. To się musi skończyć. Rolnictwo to nie hobby, a ciężka praca i odpowiedzialność za wyżywienie całego kraju. I właśnie dlatego zasługują na system, który działa nie tylko na papierze.
Ubezpieczają, płacą składki i liczą na uczciwe wsparcie, gdy przyjdzie nieszczęście, takie, jak teraz na Żuławach. Towarzystwa szacują straty, a w protokołach widnieje... zero procent.
- Tu jest jeden wielki dramat. Rolnicy tak naprawdę zostali sami sobie z protokołem 0%. No bo przecież wiadomo, że rolnik nie będzie walczył, no ewentualnie pójdzie do gminy o komisję klęskową – mówi Cywiński.
System zawodzi, a co roku wracają te same „super oferty”
A za rok? Za rok wszystko ucichnie. O dramatycznych stratach, zignorowanych wnioskach rolników i pustych obietnicach mało kto z towarzystw polisowych będzie pamiętał. I znów pojawią się „super oferty” od „super ubezpieczycieli” kolorowych obietnic. A rolnicy? Ponownie staną przed wyborem: zaufać systemowi, który ich zawiódł, czy ryzykować wszystko - bez żadnej ochrony. Ile razy jeszcze mają się nabierać? O konieczności zmian w systemie ubezpieczeń rolnych głośno przecież jest nie od dziś.
Podsumowując: Po pierwsze - są straty, po drugie - to, co zostało na polach nie wiadomo, kiedy rolnicy zbiorą, a po trzecie - jaka będzie tego jakość, tego też teraz nikt nie wie. Straty są, polisy są, ale pieniędzy z odszkodowań może "zabraknąć".
Agnieszka Sawicka
