StoryEditorInterwencje

Rolnicy po ulewie mają 2 metrowe wyrwy w polu, a mieszkańcy bloków atakują ich za błoto na podwórku

19.07.2019., 18:07h
W sprawie spływającej z pola do miasta wody z błotem nastąpił zwrot. Kilkudziesięciu mieszkańców Ćmielowa zażądało od magistratu wszczęcia postępowania wyjaśniającego. Urząd Miasta i Gminy w Ćmielowie się zgodził. Tym samym wstępne porozumienie między rolnikami i urzędem, którego efektem miało być zapobieżenie kolejnym zalaniom, jest, przynajmniej na razie, zawieszone. 

Justyna i Jerzy Kasprzykowie z Buszkowic (gmina Ćmielów) uprawiają m.in. pole należące do brata pana Jerzego – Dariusza. Znajduje się ono na granicy Ćmielowa. Jest usytuowane na wysokim wzniesieniu, nad Gawrońcem, dzielnicą miasteczka. 23 maja po gwałtownej ulewie wody opadowe wraz z błotem spłynęły na usytuowane niżej prywatne posesje, teren, na którym stoją bloki mieszkalne, i ulicę Ćmielowa. Wtedy pisaliśmy o sprawie po raz pierwszy.

Przeczytaj wcześniejszy artykuł: Rolnikowi ulewa wymyła buraki z pola. A gmina straszy kosztami za usuwanie naniesionego błota

Początkowo miasto zażądało od właściciela pola pokrycia kosztów sprzątania. Po naszej wizycie w Urzędzie Miasta i Gminy w Ćmielowie doszło do spotkania urzędników z właścicielem i dzierżawcami działki oraz przedstawicielami Gawrońca. Ustalono wstępnie, że w pasie na granicy pola zostanie zasadzonych kilka rzędów drzew i krzewów, aby ograniczyć spływ wód. To ustalenie potwierdziła burmistrz Joanna Suska, od której usłyszeliśmy m.in.: 

– Bardzo się cieszę, że ze strony tych państwa jest ogromna chęć współpracy. 

Początkowo była mowa o wydzierżawieniu części pola pod nasadzenia przez miasto, ostatecznie Kasprzykowie zaproponowali sprzedaż. Kolejne spotkanie miało mieć charakter wizji lokalnej, czyli odbyć się w polu.

Wkraczają mieszkańcy 

Od tamtej pory sytuacja się zmieniła. Nad Buszkowicami przeszła kolejna nawałnica. Tym razem podtopiona została ta wieś oraz sąsiednia, okoliczni rolnicy, w tym Kasprzykowie, informują o stratach w uprawach. W ich stadninie o mało nie potopiły się źrebaki. Tym razem Gawroniec ucierpiał mniej. 

Tymczasem do urzędu w Ćmielowie wpłynęło pismo podpisane przez kilkudziesięciu mieszkańców Gawrońca. Domagają się „rzetelnego wyjaśnienia, co miało wpływ na zmianę stosunków wodnych przy Gawrońcu”. Piszą, że „pierwotnie przy zachodniej części wzgórza Gawroniec istniały dwa duże wąwozy jako naturalne zagłębienie terenu, porośnięte krzewami. (...) Wąwozami tymi w sposób naturalny spływały wody opadowe z wyżej położonych terenów. Od strony osiedla Gawroniec był szeroki pas zieleni i drzew, który obecnie nie istnieje, a pola uprawne sięgają samego krańca stoku. Wąwozy zostały zasypane, zmieniając tym samym stosunki wodne na gruncie. (...). Zmiana stosunków wodnych powoduje szkody w naszych uprawach oraz budynkach, co nie miało miejsca nigdy wcześniej, nawet przy ulewach”.

Piszą też, że: „o zamiarze zasypania wąwozów nikt nas nie informował. (...) Mamy pełne podstawy sądzić, że zasypanie wąwozów nastąpiło bez pozwolenia wodnoprawnego, gdyż po pierwsze nikt nam go nie przedstawił, po drugie nie wierzymy, aby operat wodny i Zarząd Melioracji wyraził zgodę na tak poważną ingerencję w środowisko naturalne w tak ukształtowanym terenie”. Piszą, że będą dążyć do przywrócenia pierwotnego ukształtowania terenu oraz noszą się z zamiarem wystąpienia o odszkodowania. Pod egzemplarzem pisma, które trafiło do naszej redakcji za pośrednictwem poczty elektronicznej, podpisana jest, w imieniu mieszkańców, Halina Siwińska.

Wyprowadzeni w pole

Po drugiej ulewie i wpłynięciu pisma do magistratu doszło do zapowiadanego spotkania na plantacji buraków. Przyszli Kasprzykowie, dwóch urzędników z magistratu i radca prawna z urzędu, radni, prezes spółdzielni mieszkaniowej i mieszkańcy. 

Rozwiązanie jest proste – mówił radny Zbigniew Kolasa. – Niech gmina odkupi od właściciela 12 metrów kwadratowych  i zalesi. Rozmawiajmy merytorycznie, bez agresji. 

Tu nie jest jeszcze tak tragicznie, trzeba działać wspólnymi siłami. Zawsze się dogadywaliśmy – mówił Artur Kudelski, prezes spółdzielni mieszkaniowej, do której należą stojące niżej bloki. 

Spotkanie zdominowała jedna z mieszkanek. Stwierdziła m.in., że mieszkańcy nie zgadzają się na jakiekolwiek rozmowy miasta z właścicielem terenu, ponieważ on nie chciał z nimi rozmawiać, gdy prowadził prace zmieniające – jej zdaniem – stosunki wodne na polu. Potem poinformowała mailowo, że nie zgadza się na jej cytowanie ani umieszczenie jej wizerunku w gazecie. 

Urzędnicy głównie milczeli, w końcu jeden z nich dopytywany, po co w takim razie jest to spotkanie, skoro nie mają nic do powiedzenia, stwierdził, że przyjechali, „aby uzgodnić z właścicielem, jaki odcinek ma być, ewentualnie, oddany gminie”. 

Nie zmieniłem kierunku spływu 

Przypomnijmy, że Alicja Moroz, redakcyjna prawnik, proszona o opinię w tej sprawie, informuje, że jeśli da się właścicielowi działki przypisać winę w sensie podjęcia działań powodujących zmianę kierunku odpływu wody, to ciąży na nim odpowiedzialność odszkodowawcza oraz obowiązek uprzątnięcia zanieczyszczeń.

Jerzy Kasprzyk nie ukrywa, że kilka lat temu przeprowadził prace mające na celu wyrównanie poziomów na polu, w tym celu zasypując rów. Pani Justyna zaznacza, że chodzi o rów w granicach działki. 

Kierunek spływu wody w żaden sposób się po tym nie zmienił – zapewnia pan Jerzy. – Przez te lata charakter prowadzonej tu działalności też się nie zmienił, wciąż jest to działalność rolnicza. W efekcie prowadzonych prac nieużytkowana niewielka część pola została przywrócona do użytku rolnego. Rolnik ma prawo przeorać ugór. 

Gospodarz stwierdza, że za czasów PGR ziemia ta była użytkowana. Pytamy o podnoszoną w liście mieszkańców kwestię pozwolenia wodnoprawnego. 

Zanim cokolwiek zrobiłem na polu, skonsultowałem sprawę z urzędnikiem zajmującym się na co dzień tą problematyką. W tym przypadku taka zgoda nie była wymagana – wyjaśnia pan Jerzy.

Ten kawałek był przez lata nieuprawiany. Wie pan, jak zasypanie wąwozów zmieniło sytuację? Wcześniej ziemia była zadarniona, teraz są trzy metry luźnej ziemi i teraz ta woda spływa. Zlewnia się nie zmieniła, zmieniła się zwięzłość gruntu – uważa Andrzej Pięciński, jak mówi, z wykształcenia rolnik. Woda z pola spływa m.in. przez jego posesję. 

Jerzy Kasprzyk jest zdania, że w maju nie doszłoby do zalania okolic ul. Sandomierskiej, a na pewno nie w takiej skali, gdyby nie rodzaj tegorocznej uprawy. 

Buraki cukrowe nie hamują spływu wody w przypadku intensywnej ulewy tak, jak zboże bądź rzepak. Zostały w tym roku wysiane, ponieważ tak wynika z umowy z ARiMR, chodzi o program rolno-środowiskowy. 

Na granicy wytrzymałości

Jestem na granicy wytrzymałości. Chodzę i płaczę. Nikt nie zapyta, co u nas się działo po ostatniej nawałnicy. Nikogo nasze łzy i nasze straty nie interesują. Ani to, z czego będziemy w przyszłym roku żyć – mówi tymczasem pani Justyna. – Ktoś ma trochę błota na podwórku, my zalane pola i dwumetrowe wyrwy na polach. Czy to można porównywać? 

Pokazuje w telefonie zdjęcia z zalanych po ostatniej ulewie okolic Buszkowic. 

Nie jesteśmy w stanie przespać całej nocy. Jakaś większa chmura i od razu strach, co będzie tym razem.

W 50 minut poszło 100 litrów wody na metr kwadratowy – mówi Jerzy Kasprzyk o ostatniej ulewie. – Niewielka rzeczka zmieniła się w szeroką na sześć metrów rzekę i podmyła most. Większe szkody są w sąsiedniej wsi, my jesteśmy trochę wyżej. Ucierpiały uprawy, najbardziej rzepak. Woda z obwodnicy idzie w nasze pole. Wcześniej, zanim ta droga powstała, tak się nie działo. Jest zbiornik na deszczówkę, ale przy takiej ulewie wystarcza może na pięć minut. 



Sprawą zalewania pola po budowie obwodnicy próbowaliśmy zainteresować gminnych urzędników podczas spotkania na polu. Bezskutecznie. 

– Szkoda. Co roku wpłacamy do kasy Urzędu Miasta i Gminy w Ćmielowie prawie 20 tys. zł podatku gruntowego – komentują Kasprzykowie.

Najpierw spotkanie

Ze strony urzędu w Ćmielowie sprawą zajmuje się obecnie Honorata Radosz, asystentka burmistrz. Informuje, że jest na etapie „rozpoznawania tematu”. Co do wcześ-niejszych ustaleń z rolnikami, dotyczących zajęcia i obsadzenia roślinami pasa ziemi, są one, przynajmniej na razie, zawieszone. Honorata Radosz planuje zorganizować spotkanie wszystkich zainteresowanych stron. 

Chcę realistycznej rozmowy, która pozwoli ustalić, co w tej sprawie można zrobić, i dopiero wtedy rekomendować rozwiązania – mówi.

Informuje też, że w odpowiedzi na pismo podpisane przez czterdzieścioro czworo mieszkańców z Gawrońca wszczęte zostało postępowanie, które ma wyjaśnić, czy prace przeprowadzone na polu uprawianym przez Jerzego Kasprzyka miały wpływ na zalania. 





Krzysztof Janisławski
fot. Krzysztof Janisławski 

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
29. kwiecień 2024 05:06