StoryEditorWiadomości rolnicze

Rząd dał 850 złotych na hektar zniszczony przez dziki. Zdaniem rolników to niewiele

24.11.2014., 14:11h
Rolnicy ze strefy z ograniczeniami w woj. podlaskim mogą ubiegać się o pomoc w związku ze szkodami wyrządzonymi przez dziki w uprawach rolnych. 18 listopada rząd przyjął rozporządzenie w sprawie niektórych zadań Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.

Chodzi tu o pomoc za szkody wyrządzone przez dziki w 2014 roku. Jej stawka wyniesie 850 zł za 1 ha uszkodzonej powierzchni wskazanej przez zespoły do oceny rozmiaru szkód powołane przez Podlaski Ośrodek Doradztwa Rolniczego w Szepietowie. Oszacowane przez te komisje straty wynoszą 6,3 mln zł. 

Udzielone wsparcie będzie miało charakter pomocy de minimis (pomoc krajowa), co wiąże się z pewnymi ograniczeniami. Pomoc finansowa dla jednego rolnika nie będzie mogła przekroczyć kwoty 15. tys. euro, przy czym limit ten będzie pomniejszony o kwotę pomocy de minimis udzielonej z jakiegokolwiek tytułu w rolnictwie w ciągu trzech ostatnich lat. Ponadto kwota pomocy będzie pomniejszona o wysokość odszkodowania, jakie rolnik otrzyma na podstawie prawa łowieckiego.

Pomoc będzie przyznawana w drodze decyzji administracyjnej wydawanej przez kierownika biura powiatowego Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, właściwego ze względu na miejsce zamieszkania lub siedzibę rolnika. 

Bardzo mało czasu 

Czasu jest niewiele. Wnioski o przyznanie rekompensat za straty powinny zostać złożone do 28 listopada 2014 roku. Z uwagi na bardzo krótki termin Podlaska Izba Rolnicza apeluje, aby rolnicy, którzy zgłosili szkody wyrządzone przez dziki do zespołów do spraw oceny rozmiaru szkód powołanych przez PODR w Szepietowie i znajdują się na liście, niezwłocznie zgłosili się do biur powiatowych Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w celu złożenia następujących dokumentów: wniosku, oświadczeń i zaświadczeń dotyczących pomocy de minimis w rolnictwie oraz oświadczenia o powierzchni upraw, na których zostały wyrządzone szkody.

Pomoc czy farsa?

Leszek Januszkiewicz z miejscowości Kowale-Kolonia w gminie Kuźnica Białostocka (powiat sokólski) bardzo krytycznie odnosi się do proponowanej pomocy.

– Uważam, że zaproponowane rozwiązanie jest po prostu farsą. Nadal jesteśmy traktowani tutaj na Podlasiu jak frajerzy. Niestety ta pomoc w żaden sposób niczego nie rozwiązuje, a niektórym gospodarstwom wręcz blokuje dalszą pomoc i dalszą możliwość rozwoju. Część gospodarstw wykorzystało już tę pulę pomocy de minimis. Po kolejnym skorzystaniu z puli na odszkodowania zamknie sobie drogę do rozwoju. Automatycznie stracimy możliwość uzyskania dopłaty do materiału siewnego, dopłaty do kredytów, ulg w podatkach. Jest to pomoc dla małych gospodarstw, które nie korzystały z tej pomocy. Jest w tym rozwiązaniu wielka niesprawiedliwość. Dlaczego pomoc mają otrzymać tylko ci, u których przeprowadzono szacowania przez niezależne komisje? Co z rolnikami, u których szkody powstały po szacowaniu przeprowadzonym przez komisje z Ośrodków Doradztwa Rolniczego? Co z rolnikami, którzy mają straty, a nie są na terenie strefy z ograniczeniami? Jest to karygodne postępowanie – mówi Leszek Januszkiewicz.

Rolnik zapowiada powrót do protestów, a także zaostrzenie ich formy.

– Nasz polski rząd z ministrem Sawickim rzucili nas na kolana i próbują utrzymać nas w tej pozycji jak najdłużej. Absolutnie na coś takiego się nie zgadzamy. Realne straty w uprawie kukurydzy wynoszą 4–5 tys. zł na ha. Jeżeli koło szacuje 200 zł strat z ha, a rząd chcąc wspomóc rolników dodaje te 600 zł, to gdzie tu jest logika? 

Tym rozporządzeniem rząd przykłada rękę do systemu, który obowiązuje w kołach łowieckich. W świetle prawa rząd zgadza się na okradanie polskich rolników. Dlatego to nie jest dla nas żadne rozwiązanie. Nasze problemy pozostają nierozwiązane. Populacja dzików nadal nie jest rozrzedzana. W dalszym ciągu nie ma zmiany przepisów dotyczących szacowania szkód łowieckich i wypłaty odszkodowań. Główne postulaty, o które walczyliśmy, nie zostały spełnione. Dalej będziemy protestować, bo coś takiego jest w dalszym ciągu nie do zaakceptowania i zapowiadamy rygorystyczne zaostrzenie formy protestu. Nie pozwolimy, żeby nas tak dalej traktowano – dodaje rolnik.

Także Paweł Rogucki z miejscowości Rostołty w gminie Juchnowiec Kościelny, przewodniczący protestu rolników w Białymstoku, nie jest usatysfakcjonowany taką formą pomocy.

Zabraknie
na otarcie łez

– Taka pomoc nikogo nie cieszy, bo część rolników wykorzystała już limit pomocy de minimis. Na 21 listopada br. zaplanowano w Urzędzie Wojewódzkim w Białymstoku spotkanie. Mamy na nim otrzymać bliższe informacje na ten temat. Nieoficjalnie wiem, że wicewojewoda pojechał na spotkanie z Markiem Sawickim, ministrem rolnictwa i mają jeszcze ustalać szczegóły tej pomocy. Początkowo miało być 1700 zł pomocy de minimis za szkody wyrządzone przez dziki, a zredukowano tę kwotę o połowę. Ośrodek Doradztwa Rolniczego szacuje koszt uprawy 1 ha kukurydzy na 3 tys. zł, a dochód z uprawy 1 ha tej rośliny oszacował na poziomie około 5 tys. zł. Dlatego te 850 zł nie jest nawet kwotą na przysłowiowe otarcie łez – mówi Paweł Rogucki.

– Dwa tysiące złotych, o które mogę się ubiegać za szkody wyrządzone na polach w Rostołtach, nie jest satysfakcjonującą sumą. Za szkody na polach z Zabłudo-
wie wywalczyłem w sądzie 8 tys. zł odszkodowania, ale połowę wydałem na adwokata. W tym przypadku to de minimis już mi się nie należy, chociaż uzyskane pieniądze nie zrekompensowały w pełni poniesionych strat – dodaje rolnik.

– Każde pieniądze w gospodarstwie się przydadzą. Natomiast ta pomoc nie jest systemowa, tylko doraźna. Pieniądze te uszczuplają budżet de minimis. Co prawda ja nie korzystałem z tej formy pomocy, ale ludzie, którzy wykorzystali pulę, nie będą mogli skorzystać z tej pomocy 850 zł do ha. Ponadto nieoficjalnie dowiedziałem się w jednym z oddziałów ARiMR, że przyjmą tam tylko 290 wniosków o rekompensaty. Jest to jakieś nieporozumienie i będzie to wybiórcze traktowanie rolników. O ile każda pomoc dla gospodarstwa jest dobra, to ciągle jest to jakieś dzielenie rolników i brak rozwiązania systemowego. Zdecydowana większość rolników nie skorzysta z tych pieniędzy, gdyż o przeprowadzaniu szacunków przez komisje z Ośrodka Doradztwa Rolniczego mało kto wiedział. Na przykład w gminie Kuźnica informacji nie było. Ja dowiedziałem się przypadkowo i uruchomiliśmy pocztą pantoflową powiadamianie rolników z naszej i innych gmin. To wszystko jest po prostu źle zorganizowane – mówi Romuald Borys z miejscowości Mieleszkowice.

Grzegorz Leszczyński, prezes Podlaskiej Izby Rolniczej, uważa, że na zaoferowanej formie pomocy w większym stopniu skorzystają mniejsze gospodarstwa, które nie przekroczą limitu pomocy krajowej przewidzianego na 3 lata dla jednego gospodarstwa.

– Na pewno pomoc de minimis nie rozwiąże do końca sprawy odszkodowań za szkody wyrządzone przez dziki, ale jest już działaniem częściowo rekompensującym poniesione straty. Dla rolników, którzy wykorzystali limit tej pomocy, potrzebne będzie jeszcze inne rozwiązanie. Ponadto ogłoszona pomoc dotyczy tylko części województwa podlaskiego, a potrzebne jest rozwiązanie problemu odszkodowań za szkody łowieckie w całym kraju. Ciągle nie rozwiązany jest jeszcze temat bioasekuracji. Oprócz tego rolnicy ze strefy czerwonej w porównaniu do hodowców spoza niej, otrzymują za żywiec cenę niższą o 50 groszy, a czasem różnica dochodzi nawet do złotówki na kilogramie – mówi Grzegorz Leszczyński.

Józef Nuckowski

 
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
02. maj 2024 12:32